Portfolio Xiaomi wciąż się rozrasta. Chińczycy doskonale rozumieją, że tylko ciągłe podsycanie atmosfery wokół siebie jest w stanie zapewnić im należną pozycję w peletonie i pomimo, że ja sam już z dużo mniejszym entuzjazmem podchodzę do wszystkich rewelacji na temat urządzeń od tego producenta, to jednak wciąż zdumiewa mnie umiejętność odnalezienia właściwego kompromisu pomiędzy świetnym hardware, a ceną, która również w tym przypadku przypadnie Ci do gustu, a nawet w przeliczeniu na polskie warunki – rzuci na kolana!
[showads ad=rek3]
Xiaomi Mi 4C pojawia się w dwóch wariantach z 2 GB pamięci RAM i 16 GB na pliki oraz 3 GB pamięci operacyjnej i 32 GB na własne dane. W obydwu przypadkach na froncie znalazł się taki sam ekran o przekątnej 5-cali i z rozdzielczością Full HD (1080x1920px) oraz technologią Sunlight, która odpowiada za to, aby w słoneczne dni obraz był bardziej czytelny. Oprócz tego panel wyposażony jest w opcję redukującą odświeżanie, a kiedy jest to konieczne – zwiększającą je. Xiaomi zapewnia, że dzięki temu trikowi udało się zmniejszyć obciążenie dla akumulatora o 10 proc.
Producent też zestawia swój smartfon z iPhone 6 pokazując, że jego wyświetlacz ma lepszy kontrast i potrafi odwzorować do 95 proc. kolorów z palety sRGB. Ale coś co mnie najbardziej zdumiało, to zastosowanie funkcji, która potrafi redukować jasność do najniższego poziomu wynoszącego 1cd/m2 oraz poziom migotania niebieskiej barwy. Po co coś takiego w smartfonie? Otóż producent zdaje sobie sprawę, że większość ludzi przed zaśnięciem czyta jeszcze lub przegląda Internet na swoim urządzeniu. Żeby nie narażać oczu na nadmierną jasność, smartfon redukuje jej poziom, dzięki czemu przyjemnie, jak i z korzyścią dla samej baterii, pozwala na komfortowe buszowanie po sieci albo czytanie e-booków w zupełnych ciemnościach.
[showads ad=rek3]
Jak na ekran w takim telefonie, muszę przyznać, że sporo udogodnień, których nie powstydziłby się żaden flagowiec. Ale dalej jest równie ciekawie, bowiem na pokładzie Xiaomi Mi 4C znalazł się 64-bitowy Qualcomm Snapdragon 808 z grafiką Adreno 418, którego możesz spotkać np. w najnowszym flagowcu LG G4 czy Motoroli Moto X Style. Myślę, że warto tutaj podkreślić także jeszcze jedną rzecz – Xiaomi Mi 4C obsługuje standard szybkiego ładowania (w wersji 2.0) oraz posiada baterię o pojemności 3080 mAh! Kurczę, przy takim ekranie i energooszczędnym SoC dostaniesz naprawdę całodziennego smartfon, któremu nawet jeśli zabraknie prądu, nie będzie groziło rozładowanie, dzięki szybkiemu ładowaniu.
No to czas na aparat. A Xiaomi nie byłby sobą, gdyby i tutaj nie postanowił namieszać. Jest więc 13-Mpx matryca z detekcją fazy (technologia stosowana w lustrzankach i wymyślona przez Minoltę), która odpowiada za to, aby szybciej i precyzyjniej ustalić ostrość na obiekcie na podstawie dwóch wiązek światła, które wpadają do obiektywu, a także obliczeniu różnic pomiędzy nimi. Dzięki temu aparat w Xiaomi Mi 4C jest w stanie ustawić ostrość w 0,1 sekundy. Zauważ, że tak zaawansowaną technologię posiadają przede wszystkim flagowce kosztujące olbrzymie pieniądze, a Xiaomi zdaje się jeszcze bardziej akcentuje, że jego Mi 4C nie ma się czego wstydzić, bowiem sensory do aparatu dostarczyli Sony (typ IMX258) oraz Samsung (typ S5K3M2).
[showads ad=rek2]
Na froncie nie zabrakło oczywiście 5-Mpx kamerki, która posiada szeroki kąt rejestracji obrazu wynoszący 85 stopni i – podobnie, jak aparat główny – sporą jasność przysłony wynoszącą f/2.0. Co ciekawe szybkie zdjęcie wykonać można poprzez przyciśniecie – nawet w czasie zablokowanego i wygaszonego ekranu – przycisku regulacji głośności, który natychmiast przenosi smartfona do trybu aparatu i uwiecznia daną, nawet maksymalnie spontaniczną, chwilę.
Ile te wszystkie cuda mogą kosztować? Xiaomi nie pozostawia złudzeń – i tym razem będzie to ultratani telefon. Słabsza wersja (2GB RAM/16GB eMMC/3000mAh) to w przeliczeniu na dolary wydatek rzędu 204 dol., a mocniejsza (3GB RAM/32 eMMC/3080mAh) to koszt wynoszący 235 dol! Nawet biorąc pod uwagę wysoki kurs dolara, który utrzymuje się od kilku tygodni, a na który miał wpływ niedawny krach na chińskiej giełdzie, to w przełożeniu na złotówki i tak daje sumy mocno poniżej tysiąca złotych, odpowiednio: ok. 765 zł oraz ok. 881 zł. Szok, prawda!?
[showads ad=rek1]
Nie wiem, jaką strategię Xiaomi przyjmie przy ekspansji na Zachód, ale z takimi cenami rozstawiają po kątach nie tylko uznaną konkurencję jak Sony, HTC czy giganta Samsunga, ale również mocno zagrażają wszelkim podobnym produktom. Bo nawet mocno odróżniają się od rywali z własnego podwórka, mając póki co pozycję kultowej marki, doskonale władają wyobraźnią kolejnych nabywców. Nie ukrywam, że sam z wielką ciekawością sprawdziłbym ten produkt w działaniu u siebie, chociaż MIUI nie jest moim typem nakładki i jednak jestem wierny Nexusom.
W każdym razie – brawo Xiaomi – wciąż pozostaję zadziwiony, jak mocno się jeszcze da utrzymywać taki poziom, za tak małe pieniądze!
[showads ad=rek2]
Źródło: xiaomi