Pierwsze wrażenie jest – jak doskonale wiemy – bardzo ważne, często jednak okazuje się ostatecznie, że przykładanie do niego nadmiernej wagi może okazać się błędem. W związku z tym postanowiłem dzisiaj wrócić na moment do dwóch filmów, o których wspominaliśmy już w zeszłym miesiącu, aby przy okazji zamieszczenia w sieci wokół ich kolejnych materiałów promocyjnych, jeszcze raz rzucić okiem na to, co chcą nam zaproponować twórcy. Tak, jak zaznaczyłem w tytule mowa tu o kolejnej superprodukcji Disneya – Tomorrowland oraz o Mr. Holmes, czyli nietypowej historii z udziałem legendarnego brytyjskiego detektywa.
Zapowiedź nowej opowieści o emeryturze Sherlocka Holmesa nie zrobiła na na mnie szczególnie pozytywnego wrażenia, ponieważ, tak jak pisałem w poprzednim tekście zdecydowanie brakowało w niej mocniejszego zaznaczenia wyjątkowości głównego bohatera oraz wciągającej zagadki kryminalnej, czyli czegoś co dla głównego bohatera książek Artura Conana Doyle’a jest konieczne bez względu na okoliczności.
[showads ad=rek3]
Tym razem jednak film Billa Condona wypada o wiele lepiej. Można powiedzieć, że chyba lepiej byłoby dla potencjalnego widza dowiedzieć się o nim dopiero w tym momencie. Trailer jest świetnie poskładany i pokazuje wszystko to, co w historii Sherlocka Holmesa jest ważne oraz sprawia, że pomysł, aby posunięty w latach detektyw musiał zmierzyć się z własną pamięcią nabiera prawdziwych rumieńców. W końcu błądzenie po zakamarkach tak wybitnego umysłu może być naprawdę ciekawym doświadczeniem.
Mr. Holmes w efektywny sposób rozwiał moje wątpliwości i na ten moment liczę, że będzie to świetne kameralne kino z – ogólnie mówiąc – kilkoma szansami na festiwalowe uznanie. Niestety, jednak nie wszystkim w tym tygodniu poszło ze mną aż tak dobrze i tym razem, to ekipa pracująca nad promocją Tomorrowland wprawiła mnie w niejaką konsternację. W materiałach z filmu, jakimi do tej pory dzielili się z nami twórcy, nie brakowało na pewno szybkiej akcji, wybuchów, efektów specjalnych i tej typowej dla Disneya fantazji, która tak mocno przyciąga nas zawsze do ekranu.
Jedynym zarzutem jaki można było mieć pod adresem dotychczasowych zapowiedzi, to brak kontekstu dla całej tej serwowanej widzom akcji. Tym bardziej biorąc pod uwagę, że premiera filmu odbędzie się za niecały miesiąc liczyłem co najwyżej na raczej krótką “kinową” reklamówkę, która podpowie nam, jaki będzie ogólny sens całej tej bieganiny. Jednak nic z tego, ponieważ trzeci trailer zawiera (poza ujęciami, które generalnie już w większości widzieliśmy) – jedynie długą scenę pojedynku głównych bohaterów z nieznanymi zmechanizowanymi napastnikami.
[showads ad=rek3]
Szkoda, ponieważ jest to chyba zbyteczny spoiler, a poza tym całość zbudowana jest tak, że każdy, kto widział poprzednie materiały wie jak to się skończy, a widzowie, którzy ich nie widzieli mogą się czuć absolutnie zagubieni. W ten sposób cały filmik wydaje się generalnie nietrafiony i w zamyśle twórców ma pewnie służyć głównie temu, abyśmy w natłoku innych premier nie zapomnieli o ich produkcji. Nie muszę chyba pisać, że nie sprawia to na mnie szczególnie dobrego wrażenia.
Oczywiście, nie mówię, że Tomorrowland sam straci przez te błędy na jakości, ale co bardziej krytyczni odbiorcy mogą zacząć się zastanawiać nad poziomem fabuły filmu… Tak czy inaczej, fakt, że producentom udało się pokazać jednocześnie za dużo i za mało w czasie kampanii reklamowej nie świadczy o nich najlepiej. Osobiście zamiast zastanawiać się nad kulisami promocji, dużo bardziej lubię wgryzać się w zalety i wady gotowych filmów. Jest też, jednak trochę prawdy w tym, że budowanie antycypacji, oczekiwania na premierę jest istotną częścią radości płynącej z wycieczki do kina. Fajnie więc byłoby, gdyby twórcy potrafili w miarę zręcznie wypełnić nam te chwile między ustami, a brzegiem pucharu.
[showads ad=rek3]