O tym, że w zeszłą środę Marty McFly i dr. Emmet Brown przybyli do Hill Valley prosto z 1985 roku słyszeli ostatnio chyba wszyscy. Waga tej wiadomości nie jest na pierwszy rzut oka jakoś specjalnie wielka mówimy w końcu o niuansie fabuły filmu sprzed niemal trzydziestu lat jednak w tym wypadku odrobina nostalgii jest po prostu trudna do uniknięcia. Tak też się jakoś dziwnie złożyło, że w ostatnich dniach wielu moich znajomych postanowiło organizować sobie maratony filmowe poświęcone wszystkim częściom przygód podróżującego w czasie DeLoreana, a i ja nosze się ciągle z takim zamiarem (chociaż przeszkadza mi w tym mnóstwo obowiązków).
[showads ad=rek3]
Na klasykę jednak zawsze powinno się znaleźć czas. Zanim jednak po raz kolejny usiądę przed ekranem z wyruszę w podróż w lata osiemdziesiąte nie mogę odmówić sobie napisania kilku słów o tym, dlaczego „Back To The Future” do dzisiaj robi na widzach tak duże wrażenie.
Jedna z największych zalet „Powrotu do Przyszłości” to zdecydowanie emocje, jakie się z tym filmem kojarzą. Magia kina działa tutaj niezawodnie i za każdym razem, gdy mam okazje do oglądania przygód Martiego czuje się jakbym znowu był dzieckiem włączającym do magnetowidu kasetę VHS. Sprytnie poprowadzona historia łącząca klasyczne motywy z ciekawymi bohaterami, reżyseria Roberta Zemeckisa, robiące wrażenie efekty specjalne i chemia między Michaelem J. Foxem a Christopherem Lloydem to oczywiste zalety.
[showads ad=rek3]
Dodatkowo jeszcze trzeba napisać, że podobnie jak w przypadku samego wehikułu czasu tak i całe te filmy zostały wykonane w taki sposób aby „wyglądać z klasą”. Wszystkie te rzeczy sprawiają, że klimat “Powrotu Do Przyszłości” jest zdecydowanie ponadczasowy i jest to doskonały przykład na to jak niektóre filmy mogą się dobrze zestarzeć (a w przypadku science fiction jest to zdecydowanie trudny wyczyn).
Doskonale pamiętam jak mając 10 lat oglądałem „Back To The Future” z moją siostrą i rozemocjonowany wizją samo wiążących się sznurówek wybiegałem myślami do 2015 roku. Siostra (trochę ode mnie starsza) powiedziała, że jestem … naiwny, (chociaż mogła to inaczej ubrać w słowa :) ) i że tak naprawdę nic się nie zmieni i żadnych deskolotek ani tym bardziej latających samochodów na pewno nie będzie. Z tym ostatnim miała oczywiście racje i bądźmy szczerzy w prawdziwym świecie tego typu rozwiązanie nie jest pewnie dobrym pomysłem, ale (co jest kolejną ogromną zaletą twórców) wiele ich innych futurystycznych gadżetów jest dzisiaj jak najbardziej naszą codziennością.
[showads ad=rek3]
Wielkie płaskie ekrany telewizorów, telekonferencje czy zintegrowane systemy zarządzania domem jak najbardziej dzisiaj działają. Nike wypuściło linię samo zapinających się butów a jakby się bardzo postarać to i projekty hoverboardów można w sieci znaleźć, (chociaż tutaj przestrzegam przed tzw. fake’ami). Tak, więc można powiedzieć, że właściwy dla kultowych filmów Science Fiction fragment misyjnej działalności, jeżeli chodzi o technologiczne inspiracje w “Powrocie Do Przyszłości” jest jak najbardziej zaliczony.
Apropo technologii trudno nie wspomnieć przy tej okazji o jeszcze jednym bohaterze serii, czyli o DeLoreanie (a dokładnie DeLoreanie DMC-12), który bez dwóch zdań jest najlepszym „product placementem” w historii kina! Samochód ten, jeżeli chodzi o motoryzacje nigdy jakiegoś wielkiego szału nie zrobił. Produkowany był przez niewielką firmę w Irlandii Północnej i ogółem stworzono jakieś 8500 egzemplarzy, przy czym ostatni z nich został złożony w 1983 roku, czyli dwa lata przed premierą pierwszej części filmu i bądźmy szczerzy gdyby nie „Back To The Future” niewielu by pewnie o nim dzisiaj pamiętało. Motoryzacyjny gust dr. Emmetta Browna sprawił jednak, że stało się inaczej i obecnie na zlotach fanów fantastyki pytanie „Czy wolałbyś Batmobil czy DeLoreana?” Jest zawsze aktualnym lejtmotivem dyskusji. Najbardziej bajerancki wehikuł czasu, jaki stworzono i dodatkowo jeden z najlepszych kiedykolwiek wymyślonych na potrzeby kina pojazdów, szczerze mówiąc ktokolwiek wymyślił żeby do filmu użyć właśnie DeLoreana jest geniuszem i mógłbym go pocałować (w czoło :) ).
[showads ad=rek2]
Skoro pisze już o efektach to dodam jeszcze, że za wygląd „Powrotu Do Przyszłości” odpowiadali ludzie z „Industrial Light & Magic”, czyli studia, o którym pisałem niedawno w tekście na temat Gwiezdnych Wojen. Niesamowicie wysoka, jakość produkcji jest, więc w tym wypadku w pełni zrozumiała („Back To The Future” dostało zresztą za nie Oscara). Swoją drogą, (jako że „Star Wars” ostatnimi czasy jakoś nie może mi wyjść z głowy) słyszałem ostatnio opinie jakoby dr. Brown i Marty przybyli do 2015 roku głównie z uwagi na premierę „The Force Awakens” i osobiście sądzę, że może w tym być ziarenko prawdy :). Ostatecznie bez względu na powód cieszę się, że ta podróż mogła się odbyć i nawet biorąc pod uwagę, że od zeszłej środy „Back To The Future” jest już filmem opowiadającym wyłącznie o przeszłości jestem pewien, że w żadnej mierze nie zmniejszy to mojej przyjemności z oglądania.
[showads ad=rek1]
Foto: imdb, backtofuture