Który Myślałem nad tym tekstem już jakiś czas, ale dopiero teraz dojrzałem, aby zająć się nim na poważnie. I wszystko dlatego, że postanowiłem na stałe wyposażyć się w swój model Geara S. Byłby więc on obok Geara Live moim, własnym smartwatchem. I wiecie co? Zdumiałem się, jak wiele zmieniło się w czasie ostatnich miesięcy i jak wiele milowych kroków poczynił w tym czasie Google ze swoim Androidem Wear. Zastanawiacie się, który inteligentny zegarek jest dla Was z tej dwójki? Nie mogliście trafić lepiej – tym bardziej, że to tak naprawdę porównanie możliwości nie tyle hardware-owych (aczkolwiek również), co przede wszystkim software-owych.
[showads ad=rek3]
Powodów, aby te zegarki porównywać jest tak samo wiele, jak tych by tego nie robić. Ale po miesiącach pracy ze smartwatchami, myślę że to niezwykle ważne, aby klarownie przedstawić zalety i jednego i drugiego.
Kliknij i przeczytaj szczegółową recenzję Samsunga Gear S oraz Samsunga Gear Live
Powyżej dwa linki do szczegółowych recenzji obydwu tych zegarków. Tutaj – w tym wpisie – skupię się jednak przede wszystkim na tym, jaką charakteryzują się funkcjonalnością.
1. Wygląd i względy praktyczne.
Gear S jest większy, ma wyższą rozdzielczość ekranu, a ten jest dodatkowo zakrzywiony. Prezentowane treści są wyraźne i czytelne, jest sporo miejsca, aby wygodnie czytać wielowersowe wiadomości, a nawet przeglądać strony internetowe. Do tego ma lepsza zapinkę od Geara Live, posiada slot na karty nano-SIM, można więc zostawić telefon i to zegarek przejmie jego funkcje.
Ponadto posiada liczne czujniki, jak promieniowania UV, krokomierz, GPS i czujnik bicia serca, a także WiFi. Całość wykonana z plastiku.
Gear Live jest mniejszy, zgrabniejszy i lżejszy od Geara S. Również otrzymał krokomierz i czujnik pulsu, posiada także wbudowany moduł WiFi, który zaczął działać po aktualizacji do Androida Wear 5.1.1. Nie ma za to możliwości włożenia do niego karty nano-SIM, zapinka nie jest tak pewna, jak ta w Gearze S, a ekran jest nie tylko mniejszy, ale bardziej typowy – z kwadratową kopertą i płaskim wyświetlaczem. Całość wykonana ze stali (poza paskami).
Werdykt.
W Gearze S nie mam karty SIM, bo i tak ten jest cały czas połączony ze smartfonem ale – UWAGA – tylko Samsunga i to z odpowiednim modelem. Oznacza to, że nie każdy z niego skorzysta, bo telefony Sony, HTC, Huawei, Asusa i każdego innego producenta są z nim niekompatybilne. Oczywiście można kombinować i da się na upartego jakoś sparować z nimi Geara S, ale dobre 80 proc. funkcji nie będzie działać. Nie zainstalujecie też żadnej aplikacji. Druga rzecz – nie będziecie korzystać z czujnika UV, bo po co? Po trzecie – GPS niestety, ale lubi gubić sygnał. To mój drugi model Geara S, i też na to niestety cierpi. Od biedy zaletą jest obsługa map w aplikacji Here, ale kiedy łącze satelitarne się zrywa, to na nic nam się to nie przydaje.
[showads ad=rek2]
Gear Live nie ma slotu na SIM i posiada największą wadę – tak, jak i każdy smartwatch z Androidem Wear – nie obsługuje rozmów z poziomu smartwatcha, nawet kiedy ten sparowany jest z telefonem. To poważny brak, jest bowiem zbyt wiele sytuacji, w których Gear S okazuje się nieocenionym. Niemniej to Gear Live u mnie wygrywa. Jest na tyle mały, że nie rzuca się w oczy, przy okazji na tyle duży, że idealnie pasuje do treści prezentowanych przez Androida Wear, do tego całkowicie daje się obsługiwać głosowo, a działania te wypadają lepiej niż w S Voice w Gearze S. Obsługa jest niemal bezdotykowa. Powiadomienia po aktualizacji do Androida Wear 5.1.1 obsługuje się przechylając nadgarstek, zatem można przerzucać je w jedną i drugą stronę. Bardzo praktyczne i wygodne.
2. System.
Gear S ma Tizena (autorski system Samsunga), a Gear Live Androida Wear (autorski system dla urządzeń ubieralnych od Google). Tizen w Gearze S zachowuje się tak, jak by kopiował funkcje smartfonowe na zegarku. Dodatkowo – pomimo, że interfejs jest nieźle przemyślany – wciąż bliżej mu do rozwiązań znanych z UI telefonów.
Android Wear obsługuje się w 70-80 proc. bezdotykowo. Wszystkie komendy wypowiadamy na głos rozpoczynając od frazy OK Google…, a urządzenie komunikuje się z nami w intuicyjny i prosty sposób. Interfejs jest uproszczony do bólu. Zostawia to pole do popisu developerom, ale po wyjęciu z pudełka nie zrobi na Was Gear Live takiego wrażenia, jak Gear S. Wady? Pomimo już solidnych podwalin pod język polski – wciąż nie ma pełnej obsługi naszej rodzimej mowy. Zatem menu oraz wszystkie komendy i treści jesteśmy zmuszeni dyktować w języku angielskim. Nie muszę chyba tłumaczyć, że jest to banalnie proste, ale jak tu podawać wiadomość SMS w języku, którego nie zna np. nasza starsza ciotka.
W Tizenie trzeba się namachać palcem. W Androidzie Wear głównie pracujemy gestami i mową, co w Tizenie jest również obecne, ale w minimalnym stopniu.
Werdykt.
Obydwa systemy są nieźle przygotowane, ale wizualnie zwycięża Tizen. Niestety – pomimo, że to stosunkowo młody OS, to jednak nie zdarzają się na niego częste aktualizacje. Inaczej jest w przypadku Androida Wear – na platformie Google są to widoczne, konkretne posunięcia, które niejednokrotnie zmieniają praktyczną obsługę. Tizen raczej jest łatany, a na nowe ficzery trzeba czekać do premiery kolejnego smartwatcha. Android Wear wciąż zaskakuje nowościami i licznymi, bardziej rozmaitymi aplikacjami, dlatego też ostatecznie uważam Androida Wear za lepsze rozwiązanie, również ze względu na nie.
[showads ad=rek1]
3. Aplikacje.
Aplikacje, to podstawa. Bez nich każdy produkt żyje tylko przez dzień lub dwa, kiedy jeszcze cieszymy się zapachem nowizny. Potem zaczyna się wybrzydzanie, a często dany sprzęt ląduje w szufladzie. Dlaczego? Otóż inteligentne zegarki są mocno ograniczone w formy ekspozycji treści z uwagi na zbyt małe ekrany. Kontakt z nimi ogranicza się do kilku sekund. Nie ma więc na smartwatche powalających gier, trójwymiarowych efektów i innych rozwiązań, którymi mogliśmy do tej pory zachwycać się na co dzień w tabletach i smartfonach.
Największą wada Tizena jest naprawdę mała ilość aplikacji. Jeśli otworzycie Sklep Play, to zaleje Was fala coraz to nowszego softu. W dużej mierze sporą rolę odgrywają tutaj rozwiązania personalizacyjne. Mimo wszystko możliwość zmiany dedykowanych skórek, to rewelacyjne rozwiązanie, często połączone z innym launcherem, o czym pisałem TUTAJ. Oznacza to, że pomimo sporych możliwości Geara S, to jednak Android Wear wypada lepiej pod tym względem. Aplikacje na niego napisane może nie są rozbudowane, ale jest ich tyle, że pozwalają na naprawdę wiele.
Inną sprawą jest ekspozycja apek w menu. Tizen kopiuje smartfonowe układy, zatem siatka z aplikacjami skonstruowana jest również w taki sposób, jak byśmy obsługiwali telefon. W Androidzie Wear dopiero od wersji 5.1.1 sensownie ten problem rozwiązano, ale mając kilkadziesiąt programów, trudno spamiętać wszystkie nazwy i komfortowo nawigować po mniejszym niż w Gearze S ekranie. Dzięki większym gabarytom wygodniej prezentują się na nim treści internetowe.
Werdykt.
Zdecydowanie lepiej przegląda się Internet na Gearze S, ale napiszę to jasno – czarno na białym – do nawet najmniejszego komfortu brakuje całej epoki (o Androidzie Wear nawet nie wspominam). Po prostu około 2-calowe wyświetlacze nie są w stanie dobrze prezentować stron w sieci. Społecznościówki? Jedynie przez dedykowane apki – inaczej orka na ugorze. Niemniej – pod tym względem lepiej wypada Gear S. Ma lepszą klawiaturę, która obsługuje Swype i tutaj sprawdza się ta funkcja genialnie. Ale rozwojowo mimo wszystko lepszy jest Android Wear, dający zdecydowanie większy wybór i ciągłe aktualizacje.
4. Bateria i ładowanie.
Tutaj zwycięzca jest tylko jeden – Samsung Gear S. Po pierwsze ładuje się szybciej. Po drugie – potrzebuje – tak, jak i Gear Live – do przeprowadzenia tego procesu stacji dokującej, która ma coś, czego jego konkurent z Androidem Wear nie posiada, czyli wbudowaną w ową stację dodatkową baterię, która umożliwia zasilenie Geara S w ok. 50 proc.
Trzecią i chyba największą zaletą – jest czas pracy na jednym ładowaniu. Pomimo tego, że Gear Live, jak i model z zakrzywionym ekranem posiadają tak samo pojemny akumulator, to jednak Gear S działa spokojnie około 1,5 dnia. Do tego możemy poratować się stacją dokującą w kryzysowym momencie. Gear Live to naprawdę zaledwie dzień pracy i to jeśli specjalnie go nie męczymy. Do tego ładowanie trwa dłużej niż w Gearze S.
Werdykt.
Tak, zdecydowanym zwycięzcą jest Gear S.
Podsumowanie.
W czterech punktach na pięć zwycięża u mnie Samsung Gear Live. W tej perspektywie Gear S nie posiada niczego na tyle magnetycznego, abym miał ochotę się na niego na stałe przesiąść. Widzę też wyraźnie, że Samsung powinien zmienić swoją strategię. Kiedyś może i było tak, że dopiero z nowymi produktami pojawiały się interesujące nowości. Dzisiaj nikt już tak nie robi. Google pokazuje wersje developerskie najnowszego Androida, podobnie czyni Apple z iOS. Właściwie nie ma aplikacji, która nie byłaby ciągle aktualizowana i jeśli nawet jakieś studio planuje wprowadzić odświeżoną wersję swojej sztandarowej apki, to i tak woli robić to małymi kroczkami.
A środowisko Tizena stoi w miejscu. Takie są moje osobiste obserwacje. Oczywiście może są wśród Was takie osoby, które nie mają problemu, aby trafić tutaj na coś takiego, co całkowicie im wystarcza, ale polecam skonfrontować to z apkami napisanymi na Androida Wear oraz ich cenami. Sam skusiłem się już na sporo zakupów i nigdy nie nabyłem tylu aplikacji ani na tablet, ani na smartfona, co właśnie na inteligentny zegarek.