Nie chcę w tym wpisie drzeć kotów o to, kto ma rację. Zasadniczo jestem po stronie nie używania Adblocka – co jest i w moim interesie. Uważam, że jeśli korzysta się z czyichś treści, to warto pozwolić reklamom żyć w jego/jej serwisie własnym rytmem, a jeśli coś w nich zainteresuje, to po prostu w nie klikać. Osobną sprawą są irytujące popup-y i autoodtwarzające się wideo, które i mnie drażni. Wielu rzeczy po prostu nie da się przy tym akompaniamencie czytać. Stąd rozumiem złość Internautów, którzy gromadnie instalują wszelkie adblokery, aby pozbyć się niechcianych treści. Ale przez to, że rośnie świadomość tych osób, to wpływa ona również na inne praktyki, które zdecydowanie pochwalam.
Jak donosi serwis Wirtualnemedia.pl, w Polsce korzysta obecnie z rozwiązań blokujących reklamy 36 proc. użytkowników Internetu. W przeważającej większości są to mężczyźni (53 proc.) niż kobiety (47 proc.), a także osoby w wieku 25-34 lat oraz mieszkańcy dużych miast. Dane te pochodzą od firmy badawczej MEC Wavemaker, i jak wskazują Wirtualnemedia.pl, pokrywają się one ze statystykami, na które powołują się inne pracownie sondujące rynek.
Najciekawsza jest jednak dobra zmiana – i nie ma w tym haśle nic przewrotnego ;) – która nastąpiła w świadomości Internatutów. Zresztą – nie Internautów, tylko w Twojej (lub też Waszej) świadomości. Bo połowa z ankietowanych przez MEC Wavemaker przyznała, że dodaje wartościowe i ulubione strony do tzw. białej listy, czyli takich, na których dopuszcza wyświetlanie reklam. Nie wiem, u jak wielu użytkowników jest na takich listach 90sekund.pl oraz MojChromebook.pl, ale fajnie jest mieć poczucie, że ktoś doceniając Twoją pracę, rozumie zasady rządzące tym rynkiem i jest gotów na kompromisy w imię maksymalnie jak najlepszych treści.
Oczywiście – jak świat szeroki – każdy może uznać za wartościowe zupełnie inne teksty, a przy jeszcze innych może nas piętnować. Od tego nie da się uciec – trudno zadowolić wszystkich. Ale mimo wszystko – jeśli połowa adblokerów jest tak świadoma, że wie czego chce od Internetu, to znaczy, że ta wielka hydra, jaką wydają się blokujące wtyczki wcale nie musi być taka groźna dla przeciętnego wydawcy. Gorzej, jeśli ktoś utrzymuje się tylko z takich reklam, ale sądzę, że dobrymi tekstami jest w stanie wypracować szacunek dla własnej witryny.
I tak nie zmienia to faktu, że jednak lepiej, gdyby reklamodawcy i autorzy witryn szli na kompromisy, aby nie atakować odbiorców zbyt agresywnym contentem, ale dość trudne to jest, zwłąszcza gdy w grę wchodzą duże pieniądze. Mimo wszystko jednak – sądzę, że na nowo ten rynek poustawia reklama natywna, bo jej zablokować się nie da. Ważne jednak, by bloger był w niej wciąż wiarygodny. Ale to już temat na inną rozprawę ;).