Essential Phone, to smartfon który został stworzony przez firmę Essential, którą założył Andy Rubin, czyli człowiek, będący ojcem Androida. Został on razem z tym systemem wchłonięty przez Google, przyłożył rękę do tego, że OS ten jest w tej chwili na 3mld urządzeń na świecie, aż w końcu opuścił struktury giganta z Mountain View, i zamiast zwiedzać świat, odpoczywać na emeryturze lub pędzić spokojny żywot, po rozmowie ze swoim przyjacielem, w czasie której zaczęli wymieniać, co im nie pasuje we współczesnych smartfonach, doszedł do wniosku, że w dużej części i on sam jest za te wady odpowiedzialny. Pokuta? Jeśli tak ona wygląda, to ja czuję się przez nią (prawie) kupiony! I niech ten Rubin pokutuje jak najdłużej… pod warunkiem, że ma asa w rękawie!
Właściwie to niebywałe, że człowiek który był odpowiedzialny za tak ważny kawał tortu, jakim jest obecnie Android, zrobił taką woltę! Odszedł z dobrze płatnego miejsca pracy, w którym miałby po wiek wieków zapewnione dostatnie życie, przekonał grupę inwestorów, którzy wyłożyli pieniądze, zmontował zespół i stworzył całkowicie nowy produkt, który zachwyca wzorniczo i wabi świetnym pomysłem na doczepiany moduł – bodaj najmniejszej na świecie – kamerki sferycznej!
Essential Phone to dla mnie w tej chwili uosobienie tego wszystkiego, czym mógłby być kolejny, nigdy już nie powstały Nexus. I w pewnym sensie tak na ten projekt patrzę, tym bardziej, że został on srogo wyceniony i ma potężne ambicje. Targają mną najróżniejsze uczucia. Od zachwytu poczynając, po niezdecydowanie, aż na niechęci kończąc.
CO MNIE ZACHWYCA
Piękna, niczym niezmącona ceramiczna bryła na tyle oraz tafla szkła Corning Gorilla Glass 5 na przodzie w tytanowej ramce. Ramce odpornej na uderzenia, tak by zapewnić Essential Phone życie po upadku na beton. Wygląda to świetnie na krótkim, zapętlonym materiale w zwolnionym tempie, na którym widać, jak sobie EP radzi w tzw. drop-teście. Druga rzecz to świetny, piękny wyświetlacz na froncie, zajmujący prawie całą jego powierzchnię. Widać, że bezramkowce będą w tym roku (a i przyszłym również) rządzić. Essential Phone rozpoznasz jednak po jednym wyróżniku – oczko frontowej kamerki jest wtopione w wyświetlacz w taki sposób, że nie sposób znaleźć drugie takie rozwiązanie. Poza tym ekran to 5,71 cala w rozdzielczości QHD wynoszącej 2560x1312px w układzie 19:10.
Fantastycznie prezentuje się też specyfikacja: Snapdragon 835, 4GB RAM, 128GB szybkiej pamięci UFS 2.1, Bluetooth 5.0 LE (niskiego poboru energii), cztery mikrofony z funkcją redukcji hałasu, szybkie ładowanie, wszystkie najważniejsze czujniki, jak: akcelerometr, barometr, magnetometr, zbliżeniowy, żyroskopowy, GPS, GLONASS; jasność wyświetlacza wynosząca aż 500 nitów, do tego WiFi 802.11ac MIMO (dwuzakresowe), NFC, USB typu C, czytnik linii papilarnych etc. Ale to nie koniec, są bowiem dwa aparaty główne: 13Mpx Dual RGB oraz 13Mpx mono-camera z trybem True Monochrome Mode. Przysłona nobliwa – f/1.85, do tego potrójny autofocus: hybrydowy, detekcja fazy oraz laserowy. Z przodu sensor 8Mpx z soczewką hiperfokalną ostrzącą na dwukrotność najmniejszej odległości od obiektu. Ładnie, przyjemnie, smacznie… (niestrawnie?)!
CO BUDZI WE MNIE NIEZDECYDOWANIE
Tak, nie ma róży bez kolców… Trudno zachwycając się specyfikacją, nie zdawać sobie sprawy, że podobnie wyposażona jest każda szanująca się słuchawka z najwyższej półki. OK – BT 5.0 nie jest jeszcze powszechnym standardem, tak samo jak 128GB pamięci wewnętrznej UFS 2.1, czy potężna jasność ekranu. Niemniej tylko prawdziwie wymagająca osoba będzie miała do tego szczególną sympatię. Większości osób i tak ta specyfikacja nie zachwyci, chociaż jestem pewien, że wystarczy na całe lata efektywnej pracy. Sporo dobrego można powiedzieć o aparacie, ale po prawdzie dopiero wtedy, gdy zobaczy się zdjęcia. A oficjalna strona z danymi technicznymi słowem nie wspomina o optycznej stabilizacji obrazu, bez której nie ma sensu dziś wydawać takich pieniędzy na smartfona, jakie życzy sobie Essential za swojego Essential Phone’a.
Mieszane uczucia budzi we mnie też sam wyświetlacz, bowiem nie ma słowa o skalowaniu aplikacji, nic nie wiadomo o wsparciu dla standardów typu HDR10(+) czy Dolby Vision, którymi to chwalą się tegoroczne SGS8 (recenzja) i LG G6 (recenzja). Mam też swoje ALE do przystawki kamerki sferycznej. Jest to jeden z najciekawszych pomysłów na zastosowanie tego rozwiązania i upowszechniania takiego standardu wideo, ale… przedpremierowo można zamówić ją razem z Essential Phone za 50USD… Jest to więc dodatkowy wydatek. Na pewno nie jest niezbędny, no ale jak pomyślę, że kupowałbym EP bez tego rozwiązania, dla którego jest przystosowane specjalne złącze konektora na pleckach, to czułbym że mam produkt nie do końca kompletny.
CO MNIE ODRZUCA
Bateria, bateria i jeszcze raz bateria. Kiedy czytam wynurzenia Rubina, że wymieniali z kumplem, co ich wkurza w telefonach, więc Rubin postanowił zrobić urządzenie bez tych wad, to od razu pomyślałem – cholera, dadzą pewnie świetne ogniwo! No i przy baterii mój cały entuzjazm siadł… Jej pojemność to 3040mAh. Przy wyświetlaczu QHD z jasnością 500 nitów i przy przekątnej ponad 5,7 cala. Kurczę no! Co za bezsens! Po cholerę więc ta ceramika, GG5 na froncie, tytanowa ramka, wybajerzone kamerki sferyczne, aż trzy aparaty w samym sprzęcie etc., skoro bateria to jakiś żart przy takim urządzeniu?
Po drugie czuję dystans z powodu samego Androida… Nie żebym miał coś przeciw, ale nie mam pojęcia, jak będzie ten system aktualizowany(?), czy zostanie postawiony nacisk na tworzenie zewnętrznego środowiska(?), jak ma to miejsce przy Ambient OS, który zarządza dopiero tworzonym, kolejnym dodatkiem do Essential Phone, czyli Essential Home, mającym być domowym asystentem głosowym? Jako, że to dopiero początek, wątpię też, aby można było to sensownie spiąć w jeden, działający lokalnie, np. w Polsce, przydatny ekosystem… :/
PODSUMOWANIE
699 USD na początek (ponad 2600zł bez VAT), bez kamery sferycznej, to jednak sporo. Nawet, jak na taką piękną specyfikację, cudowną bryłę i fantastyczne wykonanie. Dużo, jak na produkt wciąż bazujący na Androidzie. No, ale jeśli nie na nim, to na czym? Przecież bez zaplecza aplikacyjnego nie ma w ogóle mowy o tym, by cokolwiek mogło wyściubić chociażby nos na rynek. Nikt tego wówczas nie kupi. I teraz chyba najbrutalniejsze zdania z całego tego tekstu, ale najbardziej prawdziwe. Otóż nie wiem, co Rubin obiecał tym wszystkim inwestorom, którzy wyłożyli kasę na stół za Essential Phone’a, ale sądzę, że to co właśnie pokazał, to tak naprawdę powinien być pierwszy krok, sygnalizujący, że oto startują z wysokiego C i będzie, jak w filmach Hitchcock’a – trzęsienie ziemi, a potem napięcie będzie rosło i rosło…, a newsy, spekulacje i przecieki o Essential Phone przykryją wszelkie informacje o nowym smartfonie Apple!
Obawiam się jednak, że tak się nie stanie… Że Andy Rubin nie ma nic więcej w zanadrzu. Że jedyne osoby, które może przyciągnąć, to przede wszystkim zapalonych fanów Androida z XDA, developerów, oddanych i tęskniących za Nexusami wyznawców. Innego powodu do przesiadki na Essential Phone dzisiaj nie widzę. Patrząc na dorobek Rubina nie chciałbym jednak, aby skończył na śmietniku historii. Ale, jeśli za tym projektem nie pójdzie coś więcej, to będzie z wielkiego trzęsienia ziemi tylko kupa strachu. News na dzisiaj, a jutro już przyklepany przez dywagacje na temat wyglądu nowego iPhone’a, LG V30 lub Note’a 8.