Google zeszły rok spędził na intensywnych zakupach, szczególnie że jego celem okazało się aż 8 firm zajmujących się robotyką. Najbardziej spektakularnym zakupem było nabycie Boston Dynamics – firmy, która produkowała roboty dla Pentagonu, o czym pisałem TUTAJ. Wówczas zastanawiałem się, po co gigantowi wyszukiwania takie rozwiązania? Strzelałem, że oprócz do autonomicznych samochodów, zapewne miałyby trafić do przemysłu i widać – nie pomyliłem się.
Wall Street Journal podał, że Andy Rubin, który szefuje robotycznemu projektowi w Google, miał spotkać się z szefem tajwańskiej fabryki Foxconn – tak dokładnie tej samej, która m.in. w Chinach produkuje smartfony i tablety Apple, czy Motoroli, konsole PlayStation od Sony i komputery Della, ale i wielu innych firm – z Terry Gou, żeby omówić z nim warunki współpracy. Wg WSJ najpierw rozwiązania Google będą miały wspierać efektywność tajwańskich pracowników, ale Foxconn ostatecznie miałby chcieć doprowadzić do jak największej automatyzacji swoich fabryk.
Wynika to przede wszystkim z rosnących kosztów utrzymania pracowników i coraz większej presji, której są poddawani. Zresztą myśląc o osobach, które składają nasze gadżety, zupełnie nie zdajemy sobie sprawy, że zatrudnionych do tego jest aż milion osób! Pojawiają się też informacje, że Google ma zaprojektować zupełnie nowy system operacyjny, który będzie zarządzał pracą robotów.
Kiedy czytam te doniesienia, do których dotarł Wall Street Journal, to zastanawiam się jednocześnie, jaka reakcja na takie przecieki byłaby w zachodnich firmach? Widzicie już oczami wyobraźni te związki zawodowe u bram? Z jednej strony nie mam nic do zarzucenia Google, w końcu to firma i chce się rozwijać, niemniej z czasem roboty zaczną zabierać stanowiska pracy nie tylko ludziom w Azji, ale i w innych częściach świata.
Porządek, jaki dzisiaj znamy z pewnością się zmieni, ale im bliżej profesjonalizacji najbardziej podstawowych, manualnych stanowisk pracy, likwidowanych na rzecz bezdusznych maszyn, tym mniej we mnie entuzjazmu.