Inteligentne domy, jeszcze inteligentniejsze miasta, wszystko jest smart, samo się steruje, robi, włącza, wyłącza, czuwa, śledzi etc. Teoretycznie tak, ale chciałbym koniecznie poznać kogoś, kto faktycznie korzysta z automatyki domowej. Kto rzeczywiście jadąc do domu po pracy nastawia sobie piekarnik z pieczenią, komu sama woda do wanny leci, jak tylko wejdzie do mieszkania, kto siada na kanapie, by obejrzeć nagrany w nocy mecz ulubionej drużyny, a w międzyczasie sama parzy się herbata. Z inteligentnymi rozwiązaniami z gatunku smart jest tak, że wszyscy o nich mówią, ale nikt ich tak naprawdę nie widział. Chociaż każdy i każda – mają je w swoich kieszeniach!
Przypadek? Jestem pewien, że połowa ludzi kupująca smartfony nie wykorzystuje 3/4 możliwości tych urządzeń. A te funkcje, które wykorzystuje, to wyłącznie w ograniczonym zakresie. Weźmy aparaty. Czy rzeczywiście robiąc sobie selfie korzystasz z tzw. upiększaczy twarzy? Rozumiem, że blogerki i blogerzy lifestyle-owi, albo modowi/we, czy niektórzy technologiczni (w celu sprawdzenia, jak to działa) lub osoby intensywnie publikujące na Instagramie zdjęcia swej facjaty. Ale reszta? Oczywiście nie bazuję na żadnych badaniach, tylko czystej logice. Kiedy robi się selfie?
Otóż spontanicznie, albo w czasie imprezy ze znajomymi, albo w danym momencie, kiedy chce się uchwycić siebie w jakimś konkretnym momencie lub sytuacji. Ale poza tym? Cała spontanika selfie odpada, kiedy wjeżdżają filtry i zabawa z nimi. Dlaczego? Bo nie ma na to czasu! Obróbka takich fotek pod kątem poprawienia tego i owego już post factum – i to już co innego, ale sam ficzer w aparacie frontowym – moim zdaniem zbędny, a przecież tak często obecny w tylu urządzeniach.
To może aparat tylny? Jestem przekonany, że 95 proc. właścicieli i właścicielek smartfonów, wykonuje zdjęcia wyłącznie w trybie automatycznym. Czasem ktoś przełączy się na HDR, ale poza tym? Tryb manualny? Jakoś tego nie widzę. Raz, że po prostu trzeba do takich fotek mieć więcej czasu (o zgrozo – znowu, ten czas – sic!), a po drugie – chociażby podstawową wiedzę fotograficzną, aby umiejętnie sterować ekspozycją, barwami, czy kompozycją kadrów. To nie jest tak, że kupisz najnowszego Galaxy i zaczniesz strzelać zdjęcia, jak z reklamy! Oczywiście jakościowo będzie bomba, bo automaty w najświeższych aparatach naprawdę dają radę, szczególnie w najwyższym segmencie cenowym, no ale mimo wszystko – nie spotkałem jeszcze nikogo – słowo! – nikogo, kto chwaliłby mi się trybem manualnym (poza Krzysztofem Bojarczukiem ;) ) lub chociażby cząstkowo zaprezentował, co taka kamerka w tej funkcjonalności potrafi zrobić.
Inny przykład? Asystentki głosowe w smartfonach i smartwatchach. Jak żyję – nigdy nie widziałem ani jednej osoby – także wśród tych z branży technologicznej (o zgrozo!) – która używałaby tej opcji w kooperatywie ze swoim inteligentnym zegarkiem, czy supernowoczesnym telefonem. Bardzo, ale to bardzo chciałbym poznać jedną chociaż osobę, która otwarcie notuje głosowo wydarzenia w kalendarzu, odpowiada na SMS-y, dyktuje do publikacji komunikaty na Twitterze, nastawia minutnik lub prosi o sprawdzenie, jaka będzie w weekend pogoda. Sęk w tym, że nie ma to znaczenia, czy mówimy o świecie Androida, czy iOS. Tak, jak nie widziałem i nie słyszałem nikogo, kto dyskutowałby z asystentką głosową Google, tak też nie spotkałem nikogo wdającego się w dysputy z Siri. O Cortanie nawet nie wspominam…
Inny przykład? Czy czytając ten wpis, przychodzi Ci do głowy chociaż jedna osoba, która z poziomu swojego smartwatcha sterowałaby prezentacją w czasie swojej prelekcji? Albo ktoś, kto realnie korzysta z inteligentnego zegarka z włożoną do niego kartą SIM ze swoim gł. numerem telefonu? Albo ktoś, kto świadomie ma włączoną obsługę WiFi w smartwatchu? A z tych, którzy mają watche z Androidem Wear, żeby korzystali z ruchów nadgarskiem do nawigowania po systemie i właściwie bezdotykowo obsługiwali swoje urządzenie?
Pomimo, że siedzę w technologiach po uszy. Pomimo, że mam wielu znajomych, którzy siedzą w nich podobnie głęboko, to jednak nie znam nikogo, kto prezentując mi swój nowy sprzęt i argumentując dlaczego go wybrał/wybrała, wyszedł/wyszła poza stwierdzenie w stylu: No mam ten telefon, bo możesz nim zrobić to i tamto. Dla mnie istnieje zasadnicza różnica pomiędzy tym, co MOŻESZ zrobić, a tym, co faktycznie ROBISZ!
Oczywiście to nie jest możliwe, aby ktoś był w stanie wykorzystywać swoje urządzenia na 100 proc. Ale przy obecnym zaawansowaniu technologii, aż trudno mi w to uwierzyć, że mamy wypakowane po brzegi czujnikami smartfony, tablety, notebooki, zegarki i… w sumie wciąż bazujemy na tym samym, czego nauczyliśmy się na Nokii za 100zł, czyli dzwonieniu, SMS-owaniu (które weszło w nową fazę komunikowania się za pomocą Facebook Messengera czy WhatsAppa), zrobieniu zdjęcia, przejrzeniu czegoś na szybko w sieci.
A pragnę przypomnieć, że już wiele lat temu proste klawiszowce tego legendarnego niegdyś producenta telefonów, potrafiły rozpoznawać konkretne komendy głosowe. Wiadomo – korzystanie z nich było mordęgą, ale współczesny poziom zaawansowania technologii jest całkowicie inny. Dziś Google Now naprawdę rozpoznaje kontekst, w jakim wymawiasz dane polecenie i potrafi dopasować właściwą odpowiedź.
W pewnym sensie, po napisaniu tego tekstu mam wrażenie, jakobym podzielił się truizmami. Albo powymyślał sobie teorie, która nie mają poparcia w rzeczywistości. Ale, czy naprawdę tak jest? Czy, rzeczywiście czytasz ten wpis i możesz głośno protestować oraz obalić moje przemyślenia? Jeśli tak, to zapraszam – komentarze całe Twoje!