Wreszcie. No wreszcie! Po latach udanych sprzętowo (ale nie sprzedażowo) Nexusów, których rynek bezpruderyjnie przyjąć nie chciał, Google zaczyna rosnąć w segmencie smartfonów. Aż nie chce mi się w to wierzyć, ale wg szacunków Morgan Stanley tak właśnie jest. Do końca roku ma się sprzedać w sumie 3 mln nowych telefonów Google, co przełożyć ma się na 2 mld dol. przychodu. Rok przyszły ma przynieść sprzedaż Pixeli na poziomie 5-6 mln smartfonów!
Oczywiście te dane to szacunki analityków i ich przewidywania, ale nie sądzę, aby odbiegały znacznie od tego, jak faktycznie rozchodzą się najnowsze smartfony Google. Może miałbym małe zastrzeżenia co do przyszłorocznych prognoz, bowiem jeszcze w pierwszym kwartale 2017 r. zadebiutuje Galaxy S8, który będzie miał ciężkie zadanie odrobić straty wybuchającego Galaxy Note’a 7, a nowy rok przyniesie przecież również najświeższe flagowce Huawei, LG i Apple. Ale jeśli potwierdzą się te dane, to w sumie wyjdą z tego dwa wnioski, niekoniecznie dobre dla Ciebie, czy dla mnie.
Pierwszy pokazuje, że wysokomarżowa droga obrana przez producentów smartfonów premium jest w tym segmencie właściwym kierunkiem dalszej ekspansji (bądź dla niektórych utrzymaniem status quo). Ci, którzy sprzedawali dziesiątki milionów flagowców już notują spadki, a te jeszcze się zwiększą, tyle że nie będzie to w wyraźny sposób odczuwalne w kasie, która dzięki dużej wycenie nadal będzie przynosiła ogromne dochody. Oznacza to, że nasycenie rynku wcale nie doprowadzi do wojny cenowej w najwyższej półce, a jedynie da do niej dostęp naprawdę zdeterminowanym i zamożnym fanom technologii mobilnych. Niestety – sam czuję dzisiaj wyraźnie, że nie stać mnie na Pixele, a już na pewno nie stać mnie, aby rok w rok kupować nowe. Ale zaczynam przez to rozumieć ich ograniczoną dostępność gł. na zamożnych rynkach.
Drugi niezbyt pozytywny sygnał płynący z popularności Pixeli pokazuje, że nie tylko nie liczy się już wygląd premium, skoro taki wzorniczy potworek, jak najnowsze odsłony telefonów od Google cieszą się wzięciem, ale też nie ma wyraźnego sygnału z rynku, aby dokonała się jakaś innowacyjna zmiana. Jest to taki komunikat, który pokazuje, że właściwie nic już więcej nie da się zrobić ze smartfonami, więc jedyne czym można konkurować to nakładki systemowe i usługi. Oczywiście jestem zdania, że ma to masę zalet (owe usługi), ale widzę znacznie poważniejsze problemy przed branżą do rozwiązania. Pierwszy z brzegu – baterie.
Jeśli dobrze przyjrzeć się przewidywaniom Morgan Stanley względem Pixeli i zweryfikować obecną sytuację na rynku, to tak wysoko wywindowane smartfony premium robią naturalne miejsce dla dalszej segmentacji półki średniej. Już teraz można ją poszatkować na średnią-wyższą, średnią-średnią i średnią-niższą. Stąd wysyp wszelkiej maści Honorów, popularność Xiaomi, serii X od LG czy Galaxy A od Samsunga. Ale to oznacza, że i tutaj sumy za poszczególne modele pójdą w górę. Skoro telefon premium wyceniany jest już na tyle, co naprawdę świetny ultrabook, to tę lukę trzeba czymś zapełnić.
Przy obecnym rozwoju technologii średniopółkowce osiągnęły taki poziom wydajności, że śmiało można je stawiać na regale z rządaniami zań kwot powyżej 2tys. zł brutto. Swoją przymiarkę w tym kierunku zaliczył w tym roku chociażby Sony z serią Xperia X. Takich kroków w nadchodzących miesiącach będzie więcej. I o ile średnia półka rzeczywiście będzie kusiła przesiadką na coś wydajniejszego, o tyle segment premium będzie naprawdę wyśrubowany, a zarazem nie bardzo mam pomysł, jak mocno konkurencyjny…?
Bo, czy kupowanie Pixela dla możliwości zsunięcia belki powiadomień palcem na czytniku linii papilarnych, czy dla opcji otrzymania nieograniczonej przestrzeni na zdjęcia w najwyższej rozdzielczości i filmy 4K, to rzeczywiście taki bonus, za który warto wycinać nerkę? Oczywiście są w Pixelach również świetne podzespoły, kapitalny aparat etc., ale w którym konkurencyjnym smartfonie z najwyższej półki tego nie ma? Cóż, wygląda na to, że nadeszły trudne czasy dla naszych portfeli. I dobre dla wymarzonych wzrostów dla Google w segmencie smartfonów!
Źródło: ubergizmo