Za wcześnie na ocenianie Pixela Slate i Home Huba, bo na konferencji Google nie pokazano prawdziwego potencjału tych dwóch urządzeń. Zlepek możliwości, które w życiu codziennym będą średnio do zrealizowania.
Bo Pixel Slate i Home Hub to oczywiście bardzo faje konceptualnie projekty, ale czy będziemy w stanie je wykorzystać? Prosty przykład z Home Hub – czy mamy w domach tak zaawansowaną automatykę, aby zewnętrzne urządzenie od Google mogło sprawdzać, czy drzwi są zamknięte? Więcej nawet – ile z czytających mnie właśnie osób ma dom, a nie mieszkanie. I co więcej – dom przystosowany do implementacji technologii smart home?
Google Home Hub to taki Google Home, ale z wyświetlaczem.
Uderzają mnie jednak tutaj dwie rzeczy. Pierwsza to paskudnie szerokie ramki wokół wyświetlacza, więc jakoś tak kiepsko się to prezentuje na tle posuniętego do granic minimalizmu mobilnego. Po drugie nie bardzo widzę praktyczne zastosowanie poza funkcjami ramki do zdjęć, czy sporadycznego przejrzenia jakichś filmików lub towarzyszącego tła muzycznego. Nawet pokazany na prezentacji scenariusz, że sprawdzi się to podczas gotowania, jest dla mnie mało wiarygodny. Tak – czasami gotuję, nawet piekę. I nigdy żaden tablet w mojej kuchni nie dał rady. Albo za mało miejsca, albo wszystko w mące.

Natomiast podoba mi się interakcja z Home Hub.
Proste przywitanie i od razu podręczne informacje na dany dzień – fajna sprawa. Rozpoznawanie głosów wielu członków rodziny – również ekstra. Możliwości głosowego sterowania podstawowymi funkcjami domowymi, jak np. oświetleniem – super. Ale też – czy zwykły Google Home tego nie ogarniał wystarczająco dobrze? No bo jednak duży ekran sprawia, że musimy skupić na nim uwagę. A o poranku rzadko kiedy mamy czas, by patrzeć w jednym kierunku, jednocześnie ubierając się, pakując do pracy, krzątając po domu. Przy głośniku towarzyszy nam tylko głos/dźwięk, który może być w każdym pomieszczeniu, do którego się udamy w naszym domu/mieszkaniu.
Co do Google Pixel Slate mam jeszcze bardziej mieszane uczucia…
Od strony wzorniczej – bardzo podoba mi się ten sprzęt. Widzę nawet oczami wyobraźni, jak towarzyszy mi w podróży i ogarniam przy jego pomocy w moim mobilnym biurze swoje codzienne sprawy. Ale tak naprawdę… to nie do końca rozumiem ideę tego sprzętu. Trochę bowiem przypomina mi iPada Pro, trochę urządzenia Surface od Microsoftu. Z jednej strony tablet, z drugiej laptop z nowym Chrome OS na pokładzie, gdzie apki w docku wyglądają, jak rozwiązanie zdjęte z Mac OS… Niby ładnie, pięknie – ale sam sprzęt wyceniono na 600 dol. z 32GB pamięci na pliki i 4GB RAM (wariacji jest mnóstwo i każda coraz droższa), klawiaturę trzeba dokupić za kolejne 200 dol., a i żeby poczuć w pełni moc – należałoby zaopatrzyć się w rysik za 100 dol. Razem 900 dol. za sprzęt, któremu do pełnej tabletowej funkcjonalności daleko. Nie zastąpi też ultrabooka z Mac OS czy Windowsem do np. montażu filmu.

Mój problem z Pixel Slate, jest taki, że nie wiem, do czego go przykleić…?
Do jakich zadań? Prosta poczta, Facebook, przeglądanie Internetu, jakiś Netflix po godzinach… No tak – zrobię to na dowolnym tablecie, nawet na sensownym smartfonie z dużym ekranem, a od biedy po prostu biorę typowego Chromebooka i już. Do zadań bardziej zaawansowanych? Hmm… jakoś przy grafice widzę go tak sobie, przy filmach nie widzę go w ogóle, a do pisania… chyba jednak wybrałbym albo typowego konwertowalnego Chromebooka, albo swojego Surface Booka. Już bardziej przekonuje mnie tutaj taki Samsung Galaxy Tab S4 z wbudowanym DeX-em, ale bazującym na Androidzie.
Nie powiem Pixel Slate i Home Hub mają potencjał, ale nie mam przekonania, czy te produktu nie są dziś jeszcze bardziej w fazie rozwojowej?
Pewnie – niech Google próbuje, o to też w tym wszystkim chodzi. Ale jeśli już to chociażby w przypadku Pixel Slate’a poprosiłbym o normalniejszą cenę i zestaw bardziej zdefiniowanych narzędzi, które pokażą mi, jak mogę z tego tworu korzystać. Jestem na TAK, ale zachowuję bezpieczną odległość.