Pod kątem premier smartfonów seria Pixel 3 przejdzie w mojej prywatnej opinii do absolutnie niechlubnej historii w dziejach Google. Patrzę na to, co zaprezentował gigant z Mountain View i zastanawiam się, czy to rzeczywiście prawda? No tak – prawda.
Seria Pixel – w odróżnieniu od Nexusów – okazała się rodziną telefonów, które mają dostarczać smartfony klasy premium od samego Google. Tak, jak Apple ma swojego iPhone’a, jak Samsung ma swojego Galaxy S, jak Huawei ma swoją edycję P. Wzorniczo nigdy Pixele nie były perełkami. Ale jednak wyróżniały się i pomimo swojego dość brzydkiego designu – miały w sobie nutę czegoś strawnego, co sprawiało, że czuło się jakiś rodzaj wyróżnienia.
Dzisiaj Google pokazując, jak wygląda Pixel 3XL zaprezentował tym samym kawał pokracznego kloca, który nie wygląda, a co najmniej prezentuje się okropnie!
Notch to dla mnie największa technologiczna porażka ever. Nie spotkałem jeszcze żadnego tak bezproduktywnego rozwiązania, które kopiowałby cały świat tech od Apple. Jakaś katastrofa nuklearna. A w Pixelu 3XL należy to rozumieć dosłownie, bo ten notch jest tak głęboki, jakby tam chcieli wiadro zmieścić. Jestem zażenowany, że jednak ostateczne przecieki, w tym Pixel 3XL, do którego dotarł serwis Engadget to ten sam Pixel 3XL, którego oficjalnie światu pokazał Google. Jakże kuriozalnie wygląda to twitterowe zapewnienie Google, że jednak ma asa w rękawie… Taa… albo w notchu…
Co myślę o tym, jak prezentuje się Pixel 3XL napisałem (i tak z rezerwą) dzień wcześniej. Czytelnik o ksywce anonim napisał w komentarzu:
Lokalny sklep, ukraiński bloger, ktoś zostawił go w taksówce i inne „rewelacje” odnośnie kolorów… ja w to dalej nie wierzę. Ciekawe, że przeciek dotyczy tylko modelu XL? Moim zdaniem Google robi niezłego wała z was wszystko wiedzących blogerów.
Mam do niego jedno pytanie – kto tutaj jest „wałem”? Już teraz, po premierze Google, hmm…?
U mnie pozostaje wciąż wielki, jak ten cholerny notch – niesmak. W przypadku Pixeli 3 mieliśmy do czynienia nie tylko z największym przeciekiem w historii smartfonów, co po prostu regularnym spektaklem premiery przed premierą rozłożonej na kilka aktów, a ostatni dopełnił filmik Engadget.
Pixel 3XL to paskudztwo (przynajmniej od frontu). Zdecydowanie lepiej wypada na jego tle mniejszy Pixel 3.
Nie posiada żadnego wcięcia w ekranie, jest wyposażony identycznie, jak większy model, a jedyna różnica to wynikająca z wielkości przekątna oraz rozdzielczość ekranu i pojemność baterii. Przynajmniej tak z grubsza, bo osobiście nie widzę większych różnic pomiędzy nimi. I w sumie, to też zawód… Bo jednak specyfikacyjnie – chociaż bardzo dobrze – to smartfony Pixel właściwie nie rzucają na kolana. Snap 845, 4GB RAM, 64GB lub 128GB na pliki, dwuzakresowe WiFi, BT5.0, NFC, GPS…
Po prawdzie Pixel 3XL i Pixel 3 są tak wyposażone, jak zeszłoroczne Pixele 2 i 2XL… I odstają nawet od flagowców konkurencji.
Taki Huawei ma swój procesor Kirin 970, a teraz już Kirin 980 – które implementują Sztuczną Inteligencję. Taki Note9 ma nie tylko 6GB RAM, ale i w najmocniejszej wersji aż 8GB RAM. Ktoś powie, że taki SGS9 otrzymał również 4GB RAM. No tak, ale to było na początku 2018 roku, a chciałbym delikatnie zauważyć, że zbliżamy się aktualnie do końca tego roku i wyszło w międzyczasie wiele innych telefonów z mocniejszymi bebechami. Ktoś powie może jeszcze, że przecież ten cały RAM się nie liczy, bo wymienione smartfony działają na opasłych nakładkach, ale i tu mam swoją odpowiedź. Pixele albo chcą konkurować i być telefonami premium, albo nie. Albo Google jest konsekwentny, albo nie jest. Przecież za 800 dol. za Pixela 3 i 900 dol. za Pixela 3XL kupujemy smartfona na lata, a nie jeden sezon.
Nie mogę też oprzeć się wrażeniu, że jednak sam Google nie wie, jak sklasyfikować Pixele.
Ani to smartfony do gamingu (co powoli staje się modne i za chwilę każdy producent będzie miał taki model w ofercie) ani to smartfony kompletne, jak urządzenia z serii Galaxy – ani to telefony rozbrajające ultramocnym hardware, jak OnePlus 6 – ani to innowacyjne fotograficznie produkty, stawiające na właściwości kilku matryc i obiektywów przy robieniu zdjęć, a nie pojedynczy aparat na pleckach. Nie chcę być złośliwy, ale i tutaj nie będzie trybu manualnego…? Ani nie do zaawansowanych multimediów, jak Sony Xperie XZ2 czy XZ3. Ani tym bardziej – szczególnie Pixel 3XL – nie są to wzorcowe pod kątem designu urządzenia z ultrawielkim i całkowicie nieprzydatnym notchem. Narzędzie do pracy? Konsumpcji treści multimedialnych? Zdjęć w trybie auto…?
Jeśli będzie mi dane przetestować Pixela 3 lub Pixela 3XL, to z pewnością będę miał o nich podobną opinię do tej, którą wyraziłem w recenzji Pixela 2XL.
Powiem szczerze, że nawet sama oprawa wydarzenia była taka sobie. Niech świat Androida kpi z Apple, ale Jabłko potrafi zrobić to z przytupem. A na premierze Pixeli 3 zabrakło jeszcze tylko pyrów i pyz maczanych w sosie myśliwskim.
Jestem krytyczny wobec nowych Pixeli. Dwójka rozbudziła we mnie nadzieje, że trójka zrobi jeszcze jeden krok w przód. A tymczasem jest tak jakoś dziwnie… Nawet współpraca z wybitną fotografką Annie Leibovitz jawi mi się niejednoznacznie. Przecież bez trybu pro (no chyba, że jest, a ja o tym nie wiem) Pixel 3 i Pixel 3XL nie będą narzędziami dla profesjonalistów. A angażowanie w ambasodorowanie Pixelom właśnie Leibovitz coś takiego sugeruje.
Jedyny plus tego całego zamieszania jest taki, że mniejszy Pixel 3 nie zrobił na mnie złego wrażenia.
Ale jeszcze nie wiem, czy tylko dlatego, że nie ma notcha? Podoba mi się też Pixel Stand, który podczas indukcyjnego ładowania może zmienić Pixela 3 i 3XL w taką mniejszą wersję Google Home/Hub. Widać też, że sporo usprawnień przyniesie samo oprogramowanie, jak chociażby nowy dialer, który z pomocą Asystenta zapyta „przychodzące połączenie” co ono za jedno i od kogo, ale tutaj poczekałbym na konkrety, które ujawnią testy, bo zdaje się, że nie w każdym kraju to będzie działać.