Japoński producent zaprezentował dzisiaj bardzo ciekawy model bezlusterkowca, który jest kolejną odsłoną z tej serii. Nikon 1 J5 to aparat, który jako pierwszytej firmy potrafi nagrywać filmy w rozdzielczości 4K. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie jeden szczegół.
Wszystko jednak po kolei. Przede wszystkim, otrzymujemy zgrabny i bardzo ładnie zaprojektowany sprzęt. Trzeba przyznać, że wzornictwo jest bardzo stylowe i może się podobać. Kompaktowe kształty, oraz na pierwszy rzut oka bardzo dobra ergonomia. Wszystko wskazuje, że zapowiada się bardzo dobra kontynuacja serii. Zewnętrzne atuty przenoszą się również na specyfikację, które odpowiadają średniej półce, lecz są świetne dla początkujących fotografów.
20,8 MP matryca, w formacie CX, która choć jest większa od aparatów kompaktowych, na co pozwolił sobie podkreślić producent, to niestety z oczywistych względów nie wspomniał o tym, że jest ona zarazem jedną z najmniejszych jeśli porównamy ją do innych bezlusterkowców. Nie przeszkadza to jednak na wykonywanie zdjęć za pomocą bardzo szybkiej migawki, która wynosi 1/16000 s (dla migawki elektronicznej). Robi to zdecydowanie wrażenie, ponieważ przekłada się to na prędkość przy zdjęciach seryjnych. 20 oraz 60 kl/s. W pierwszym wypadku z działającym hybrydowym autofocusem, w drugim przy zablokowanej ostrości. Zakres ISO wynosi 160-12800. Do tego dokładamy standardy w postaci dotykowego ekranu, który możemy odchylać, WiFi i NFC.
Ok, ale co z tym nagrywaniem w 4K? Owszem może i jest to pierwszy Nikon, który ma taką możliwość, ale bańka marketingowa pęka gdy okazuje się, że aparat ten nagrywa tylko w 15 kl/s. Przy tej rozdzielczości to bardzo mało i można zapomnieć o zachowaniu płynności obrazu. To tyle samo co w epoce kina niemego. Słabo. Przyznam szczerze, że jak na taką firmę jak Nikon to dla mnie delikatna porażka. Oczywiście w innych formatach nagrywanie filmów odbywa się już bez przeszkód, ale to 4K miało tu być magnesem dla klientów, tak więc niesmak pozostaje.
Źródło, foto: engadget, nikon