Na początek jednak pomarudzę. Jest 20:00, przed chwilą wróciłem do domu i piszę na spokojnie, siedząc wygodnie wyłożony w fotelu. Och, jak tego cholernie potrzebowałem – 3,5 godziny czekania w kolejce do tego headsetu to naprawdę sporo i w pewnym momencie chciałem odpuścić ale:
- Naczelny by mnie zabił, gdybym go nie sprawdził.
- Możliwe że sam zrobiłbym to w pierwszej kolejności.
- Zdawałem sobie sprawę, że w sobotę po prostu się do niego nie dopcham już w ogóle, a wtedy – patrz pkt. 1. i 2.
No dobra, może nieco wyolbrzymiam. Ale akurat ostatni punkt jest prawdziwy – jeśli podczas dzisiejszego dnia, gdzie przebywali tylko przedstawiciele mediów i osoby, które zabuliły 100 zł (lub 60 zł, dzięki pewnemu znanemu czasopismu dla graczy) trzeba było tak długo czekać, to naprawdę nie wyobrażam sobie dnia dla publiczności. Trochę jestem przez to zły, bo nie zdążyłem ogarnąć wszystkiego, co chciałem. Aczkolwiek dzięki temu, już tylko jednego przedstawiciela, z tych najmocniejszych, brakuje mi do pełnego obrazu branży VR, czyli Morfeusza. A właśnie, przy okazji – fajnie Sony, że macie swoje stoisko na tegorocznym PGA…
[showads ad=rek2]
OK, pozrzędziłem trochę, więc teraz czas na meritum – jak w akcji sprawuje się HTC Vive? Absolutnie niesamowicie! Podczas przestępowania z nogi na nogę w kolejce narzekałem, że demko jest za długie – 10 minut na osobę to sporo. Ale to tak, jak w poczekalni do lekarza: jak już wyczekasz swoje, to wydaje Ci się, że sama wizyta trwała kilka sekund. I ja też tak właśnie się czułem – dosłownie na chwilę przeniosłem się w cudowne miejsca, stopniowane pod względem złożoności. Na plus zaliczam też wsparcie, które zajmowało się obsługą osób wkładających headset – w słuchawkach rozbrzmiewały ich instrukcje lub sugestie, gdzie są jakieś ciekawe miejsca.
[showads ad=rek3]
No to lecimy. Pierwsze demko: strzelanie z łuku. Od razu napiszę – lamiłem strasznie, za każdym razem skutecznie omijając – choć później już nieznacznie – cel. Było to też zapoznanie się z kontrolerami (po jednym na dłoń), co zajęło dosłownie 10 sekund, tak łatwa jest ich obsługa. Z wyglądu przypominają kołki do zabijania wampirów i każdy ma obsługiwany kciukiem touchpad, który jest jednocześnie przyciskiem oraz trigger pod palcem wskazującym. Prosto, bez zbędnego skomplikowania, ale sprawdza się wyśmienicie.
Co najważniejsze – faktycznie można się poczuć jak łucznik. Strzały trzeba najpierw wyciągnąć z kołczana, można też podejść do pochodni i je podpalić, a przy napinaniu cięciwy czuć opór. Naprawdę – dosłownie czuć stopniowe naprężanie się włókna. Jeśli tylko w większej ilości tytułów pojawią się takie smaczki, to będzie coś fantastycznego.
[showads ad=rek3]
Z kolei słowo “podejść” też nie jest przypadkowe, bo jak zapewne wiesz, jedną z głównych atrakcji jest poruszanie się po pomieszczeniu z headsetem HTC na głowie. Obawiałem się, czy to się uda i np. nie będę nagle miał potrzeby, żeby usiąść, bo się źle poczuję. Wiem już jednak, że zostało to dobrze dopracowane. Powierzchnia wygenerowana przez grę potrafi być tak realistyczna, że mimo iż stąpałem po dywanie, mój mózg nie mógł się oprzeć wrażeniu, że pod nogami mam np. kamienną posadzkę, a do wyrwy podchodziłem w bardzo ostrożny sposób.
W drugim demie znajdowałem się na pokładzie zatopionego statku, gdzieś w odmętach oceanu. To doświadczenie nie wymagało kontrolerów, ale i tak bierna obserwacja sprawiała dużą przyjemność. A w momencie, gdy zaraz przede mną ukazał się w całej swej okazałości osobnik z rodziny waleni – zostało tylko wielkie WOW!
Koniec końców pozamiatała mną trzecia prezentacja w domku jakiegoś maga. Pierwsze co mnie uderzyło, to naprawdę świetna grafika. A w momencie gdy dostałem do dyspozycji świecący element do swojej różdżki i mogłem, zmniejszając się, trafiać w różne miejsca, zachwyciłem się całkowicie. Podobało mi się też realistyczne oświetlenie w czasie rzeczywistym. Na przykład drobnostka, którą normalnie w grze byś pominął, czyli rozłożona szachownica, tu zyskiwała nowy wymiar, dzięki realistycznym cieniom pojawiajacym się w zależności od kierunku padającego światła.
A wszystkie powyższe dema działały niesamowicie płynnie, bez lagów i w naprawdę dobrej rozdzielczości, lepszej chociażby od Oculusa. Nie ma też ryzyka, że wpadniesz na jakiś element świata rzeczywistego, bo w momencie zbliżania się do granicy, pojawia się zielonkawa siatka ostrzegawcza. Co prawda przypomina ona, że to tylko gra, ale nie wyobrażam sobie korzystania z Vive bez tego ostrzeżenia. Wolę wciąż mieć głowę na karku. HTC dobrze to przemyślał i cały headset jest naprawdę niesamowity. Oculus i Sony – macie poważną konkurencję!
PGA to nie tylko jednak technologie i gry. To także plejada niesamowitych postaci i przyjaznych osób. W tym miejscu chciałbym serdecznie podziękować ekipie z Carbon Studio (obecnie zajmują się przygotowywaniem gry Alice VR na Oculusa), która nie tylko zrobiła fotki ze mną w headsecie, ale też zajęła kolejkę, co urwało mi jakąś godzinę stania. Wielkie dzięki za pomoc!
[showads ad=rek3]