Dosłownie na jedną minutę przed rozpoczęciem eventu (Hej – eventu??? Jakiego eventu???), pomyślałem – a może pójdą jednak w zdrowe słodycze i nazwą nowego Androida – Orange? Wszystkim będą serwować smaczne, zdrowe, świeżo wyciskane soki z pomarańczy, promować zdrową żywność, aktywność fizyczną i radosną kontestację natury… Cóż, jednak jest Oreo, czyli rodzaj słodyczy, który jest mi całkowicie obcy, bo po prostu nie przepadam… No nic, zwał, jak zwał – zajrzyjmy jednak pod maskę…
…cholera, pod jaką maskę? Przecież nie ma tam nic do oglądania! Ludzie, wszystko, ale to absolutnie wszystko, co można było powiedzieć o Android O, powiedziano w czasie jego pierwszego publicznego udostępnienia, które od miesięcy było dostępne. Co więcej – każdy właściciel w miarę nowych Nexusów oraz smartfonów Pixel – mógł pobrać go i testować u siebie. Czego więc się spodziewaliśmy? Jakiegoś wielkiego WOW! Tak sądzę. Chipsy kupione, kapcie na nogach, dresik domowy na dupsku, po obiadku, po kolacyjce, piwerko w ręku, słuchawki na uszach, żeby żonie i dzieciorom nie robić hałasu, Twitter odpalony, żeby wylać zaraz trochę smutków, a tu…, a tu… WIELKIE, Okrągłe, chTupiące… O – czyli superhero w wykonaniu Google: znany, zainstalowany, przetestowany, skrytykowany, uznany.
Wiem, wiem – cały ten hype z zaćmieniem słońca, tarczą, okręgiem, ważnym wydarzeniem etc., etc. Powodowało to, jakieś takie lekkie smeranie w żołądku. A tu po prostu wszystko jasne – karty na stole od dawna. Nie ma nad czym się wielce rozwodzić. Może tylko nad tym, kiedy do cholery ten system wreszcie trafi w ostatecznej wersji na mojego Ne… Oh, wait! A cóż to?! To naprawdę Google? Stuk-puk, jestem końcową, finalną aktualizacją Androida 8.0.0 Oreo, chcesz mnie przygarnąć? No jasne, że chcę! I przygarniam! Tylko niech znajdę ten cholerny kabel do ładowania, bo przy tym poziomie baterii system protestuje, że się nie da zaktualizować ;).
OK – jest naprawdę OK. Ostatnia wersja developerska poprawiła sporo, ale jedno się nie zmieniło – bateria topnieje w oczach. I nie mam pojęcia, jak Ci programiści z Google tworzą to oprogramowanie, że niby sam soft jest w stanie o pierdyliard ileś tam zaoszczędzić energii na jednym ładowaniu, skoro to zupełnie nie działa u mnie, nie działało nigdy i teraz też nie ma zamiaru. I z wyeksploatowanym ogniwem w moim przypadku niewiele ma to wspólnego, bo więcej ten Nexus 6P leży u mnie w szufladzie niż jest w użytku (tak, wciąż testuję nowe smartfony, więc nie da się korzystać z kilku na raz – tzn. da się, ale to zupełnie bez sensu, jak taki test może być wiarygodny?).
No dobrze, to chyba tyle. Skoro Google zrobił to dzisiaj superzwięźle, to ja się nie będę rozpisywał. Chociaż na uwagę zasługuje ta pokraczna, oślizgła ośmiornica, którą można przesuwać w nowym systemie po ekranie. Aby ją włączyć trzeba wejść do Ustawień, wybrać na samym dole pozycję System, następnie Informacje o telefonie, i tam szybko, kilka razy tapnąć w: Wersja Androida. Wyświetli się wówczas okrągła, żółto-pomarańczowa kulka. I w nią też trzeba kilka razy tapnąć, a potem przytrzymać na niej parę sekund palec, a wówczas ukaże się to:
Dobrej, słodkiej… nocy ;).