No dobra! Kto z Was nie korzysta z emotek? Cisza… Tak myślałem! Wszyscy korzystamy z wirtualnych buziek, znaczków i graficznych emocji, za pomocą których wyrażamy i podkreślamy swój nastrój podczas rozmowy. Ja używam ich bardzo często, a od czasu kiedy Facebook wprowadził całą rodzinę zwierzaków (i nie tylko) do swojego Messengera, czasami wystarczy wrzucić kilka z nich, by w pełni oddać humor w jakim danego dnia jesteśmy. Proste? Proste. Lepsze niż 1000 słów? Czasami tak. Trudno się zatem dziwić, że jest tak od 1982 roku, kiedy po raz pierwszy użyto graficznego uśmiechu.
Jednak to co zobaczyłem w sieci trochę mnie przeraziło. Na Kickstarterze pojawił się projekt The Emoji Keyboard, który szczerze mówiąc początkowo nie wzbudził mojego zainteresowania. Już chociażby po obejrzeniu filmiku, delikatnie mówiąc – odrzuciło mnie. Na czym polega pomysł twórców? Do klawiatury od Mac’a będziecie mogli przykleić nakładkę, która zamiast zwykłych literek będzie miała emotki. Cóż, muszę przyznać, że dość oryginalne rozwiązanie i z tego co dojrzałem normalne pisanie będzie również możliwe, ponieważ oprócz graficznych elementów, literki również są. Co zrobić by uruchomić emotki? Wystarczy wcisnąć Caps Locka i zamiast słów, piszemy serduszkami, buźkami, czy małpkami. Przy wykorzystaniu funkcyjnych klawiszy, do dyspozycji otrzymamy 150 różnych emotek. Wow! ;)
Nie ukrywam, że pomysł dla mnie jest bez sensu i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że projekt zebrał w chwili pisania tego tekstu – już… 5,074 dol., a do końca akcji zostały 23 dni. Hmm… ja tu czegoś chyba nie rozumiem. Tylko patrząc na to z innej perspektywy, coś co nie przemawia do innych nie oznacza, że nie sprawdzi się gdzie indziej. Na przykład w Japonii, która takie gadżety bardzo lubi. Mieszkańcy tego kraju pod tym względem potrafią naprawdę zadziwiać i kupować rzeczy, które normalnie nawet nie zrodziłyby się w głowie Europejczyka, czy Amerykanina. A gdzie tu mowa o produkcji i sprzedaży?
No bo dla kogo taka nakładka na klawiaturę miała by być przeznaczona? Pierwsi przychodzą mi do głowy młodsi fani nowych technologii. Dla dzieciaków może to być niezła zabawa, ale czy warto wydawać na to 15 dolarów? Mnie to w ogóle nie przekonuje, a Was? Może już jestem za stary na takie gadżety i w przyszłości wyrażanie uczuć będzie odbywać się tylko za pomocą takich graficznych znaków?
Oby nie, chociaż widać gołym okiem jak bardzo zmieniają się kody komunikacji na przestrzeni kilku lat. Wystarczy, że spojrzę latem na plac zabaw, które świeci wręcz pustkami. Kiedyś dzieciaki biły się wręcz o miejsce w piaskownicy, czy na boisku. Takie czasy bezpowrotnie minęły, ale pomijając już nawet to. Mimo wszystko lepiej spotkać się z kimś i pogadać o tym, że się czujemy źle aniżeli wysyłać smutne buźki. Czy wszystko musi odbywać się drogą wirtualną? Czy od czasu do czasu nie warto być „Niezależnym, niezalogowanym?” – jak to śpiewa Luxtorpeda?
PS. Swoja drogą – te emotikony są totalnie beznadziejne!
Źródło, foto: kickstarter