Chromebooki to komputery przyszłości. Jestem tego w 100 proc. pewien. Jednak nim nią zawładną, mają niełatwe zadanie – muszą przetrzeć szlak, którym będą kroczyły kolejne maszyny, a za nimi miliony nowych użytkowników. Do tej recenzji bardzo długo się zbierałem. Z jednej strony sporo pracy kosztował mnie blog 90sekund.pl, na którym piszę o nowych technologiach, smartfonach, tabletach, systemach operacyjnych itp., gdzie testowałem kilka urządzeń w ostatnim czasie i nie bardzo mogłem poświęcić się wyłącznie Chromebookowi. Z drugiej strony, potrzebowałem czasu, żeby się z tym sprzętem zaprzyjaźnić i wyszło mi to na dobre. Kiedy opadły pierwsze zachwyty, przyszedł czas na wnioski. Zapraszam do lektury.
Do zakupu Chromebooka bardzo długo się przygotowywałem. Nie było w Internecie strony, której bym nie przeczytał, wariantów które rozważałem, ludzi którzy mieli (lub mają) z nimi cokolwiek do czynienia, a którzy byli w moim zasięgu i mogliśmy wymienić się myślami. Jeśli szykujecie się do zakupu Chromebooka, to koniecznie najpierw przeczytajcie, jak się do tego zabrać, bowiem modele, które Was interesują niekoniecznie muszą być dostępne na naszych rodzimych aukcjach, a te kupione np. w Niemczech, mogą przyjechać ze specyficzną dla tego kraju klawiaturą.
W pierwszych wrażeniach napisałem, że najbardziej zaskoczyła mnie natychmiastowa gotowość do pracy Chromebooka. Było tak do czasu, aż nie dostałem od Samsunga do testów ultrabooka AtivBook 9 Lite, który pracuje na Windowsie 8 i od włączenia (o tą pewnie nawet nie jedną sekundę), uruchamia się szybciej i bardzo płynnie pracuje. No ale to nie te same kategorie sprzętowe, różnią się przecież hardwarem oraz ceną. Niemniej, było to dla mnie dużym zaskoczeniem, że jednak sprzęt z Windowsem może być przy starcie równie szybki, co Chromebook.
WYGLĄD
Design Chromebooka od Samsunga Series 3 od samego początku mi się nie podobał. Decydując się na niego ewidentnie uparłem się na dwie cechy: po pierwsze był to wówczas jedyny Chromebook z 3G (nie licząc wcześniejszego modelu Series 5) oraz po drugie, z uwagi na jego konstrukcję. Mamy tutaj tabletowy, całkowicie zamknięty układ, bez ani jednego wentylatora, a cały sprzęt pracuje na autorskim procesorze Samsunga Exynos 5250 (1.7GHz, 1MB L2 Cache).
Najbardziej nie podoba mi się rolka zawiasu, która wyraźnie wystaje ponad całą obudowę, i z powodu której kąt otwarcia ekranu jest bardzo ograniczony, ale nie może być inaczej skoro z tyłu obudowy umieszczone są niemal wszystkie porty. Jeśli lubicie mieć notebooka bardzo blisko siebie, z mocno odchylonym panelem, to tutaj zapomnijcie o swobodzie. Niestety, jest to jak dla mnie spory minus, bo często używam Chromebooka na kolanach, w różnych miejscach, gdzie niekoniecznie mam możliwość położenia go na blacie, zatem większy odchył byłby wręcz pożądany. Na górnej klapie, na zewnątrz widnieje nazwa producenta oraz znaczek w dobrze znanych kolorach z napisem Chrome.
Urządzenie jest bardzo cienkie i oczywiście wykonane z plastiku. Nie wydaje mi się, żeby był to materiał najwyższych lotów, zresztą nie ma się co go spodziewać w urządzeniu, które w USA kosztuje 249 dol. (w przeliczeniu na PLN to ok. 780 zł), ale skoro Chromebook jest dedykowany do pracy mobilnej, to jednak liczyłem na lepszy materiał. Możliwe, że mam go jeszcze zbyt krótko, ale nie zauważyłem żeby się rysował np. na górnej powierzchni. Natomiast z niewiadomych dla mnie przyczyn złapał z jednej strony małe ryski na wałku zawiasu, do którego przytwierdzony jest ekran i o tyle mnie to dziwi, że rysy te widoczne są od wewnątrz, czyli dopiero po otwarciu pokrywy. Nie było możliwości, aby ktokolwiek go tam zarysował. Poza tym cały Chromebook Series 3 jest bardzo delikatny. Łatwo się ugina pod niewielkim naciskiem, jest źle wyważony, bowiem z prawej strony – patrząc od frontu – lekko unosi się ku górze, więc opierając na nim prawy nadgarstek podczas pisania i podrywając go sporadycznie, wyraźnie odczuwam i słyszę stukanie, klapiącego o biurko notebooka. Zdarzyło mi się też, że kiedy pracowałem w drodze, nagle od wstrząsów wyłączył mi się ekran i dopiero po twardym restarcie udało się ponownie włączyć sprzęt.
Poza tym, kiedy leżę na kanapie, i mam go na kolanach, to w pewnym ugięciu nóg zdarza się niestety dość często, że płytka dotykowa sama się ściska, niejako od dołu. Nie ma więc niepożądanego kliknięcia, ale też nie można wtedy uzyskać go próbując nacisnąć płytkę od góry. Bardzo mnie to denerwuje i nie spotkałem się jeszcze w żadnym sprzęcie z tego typu problemem. Skoro już jesteśmy przy płytce dotykowej, to muszę również ponarzekać na jej głośny klik, ale możliwe że wszystkie Samsungi tak mają. Jestem też zawiedziony kątami widzenia ekranu. Spodziewałem się lepszego rozwiązania, ale zawsze można powiedzieć, że w tej cenie nie można mieć wszystkiego.
Na pochwałę natomiast zasługuje wygląd wewnętrzny tego Chromebooka. Jest on bardzo ascetyczny i przypomina ten znany z MacBooków, a dzięki temu robi rewelacyjne wrażenie. Klawiatura zastosowana w tym urządzeniu, jest jedną z najlepszych, na jakich kiedykolwiek w życiu pracowałem. Mimo, że posiadam układ brytyjski, to szybko przyzwyczaiłem się do pionowego „Entera”. Skok klawiszy jest idealny, ale sama klawiatura do najcichszych nie należy. Oczywiście nie dzwoni przy każdym nacisku, ale słychać delikatnie stukot stalowych zawiasów. Jako, że wraz z Chromebookiem dostajemy inny system operacyjny, toteż nieco inaczej wygląda klawiatura. Zamiast klawisza CapsLOCK (który i tak można włączyć wciskając [Alt]+ lupka)pojawia się jego zamiennik, po wciśnięciu którego otwiera się launcher z możliwością szukania aplikacji. Zniknęły wszystkie klawisze funkcyjne (F1, F2, F3, F4 itd.), a w ich miejscu pojawiły się przyciski ułatwiające nawigację (strzałki prawo/lewo), guzik odświeżania, maksymalizacji okna, przeskakiwania pomiędzy tymi otwartymi, regulacja jasności ekranu i głośności, z możliwością całkowitego wyciszenia. Na końcu w prawym górnym roku jest przycisk włączania. Właściwie używany wyłącznie wtedy, gdy wyłączyliście Chromebooka i nie zamknęliście pokrywy, bowiem sprzęt automatycznie się włącza po jej otwarciu. Na przycisku włączania świeci się biała kontrolka informująca o tym, że komputer jest włączony. Jeśli przytrzymacie dłużej ten klawisz, Chrome OS zablokuje ekran. Jego użycie działa dokładnie tak samo, jak przyciśnięcie w Windowsie kombinacji klawiszy znaczka Windows i literki „L”.
Jako minus klawiatury muszę uznać brak przycisków „Home”, „End”, „Page Up”, „Page Down”, „Insert”, „Delete”, „Pint Scr” itp. Można sobie radzić w nieco inny sposób. Łatwo między kolumnami tekstu pozwala poruszać się jednoczesne wciśnięcie klawiszy [Alt] lub [Ctrl] + strzałki w prawo, lewo lub góra dół, jednak osobiście zbyt często korzystam z tych pojedynczych przycisków w Windowsie i nadal ciężko mi się przestawić. Wszystko jest jednak kwestią wprawy i zmiany nawyków. Póki co, nie brakuje mi cierpliwości, a powyższe braki rekompensuje mi rewelacyjny układ klawiatury, po której pisze się wprost wybornie.
Spód Chromebooka jest płaski, bez dostępu do baterii, oprócz naklejek z numerami seryjnymi znajdują się tam cztery okrągłe, gumowane antypoślizgowe stópki i dwa otwory na głośniki.
UKŁAD PORTÓW
Patrząc od frontu, przód oraz prawy bok są zupełnie wolne od wszelkich portów. Z lewej strony znajduje się slot na karty SD oraz wejście słuchawkowe wymiennie z mikrofonem, a z tyłu mamy wejście dla zasilacza, obok kontrolkę, która informuje nas kolorami, jaki jest stan baterii (ale wyłącznie w sytuacji, gdy podłączone jest zasilanie), port HDMI, dwa USB – w tym jeden w standardzie 3.0 – oraz wejście dla karty SIM, bowiem posiadany przeze mnie model, jak wspominałem wcześniej, wyposażony jest również w moduł 3G. W tym miejscu muszę zwrócić uwagę, że zaślepka zabezpieczająca port SIM jest kiepsko spasowana i mimo, że się trzyma i nie wypada, to jednak nie zachęca do zbyt częstego zmieniania kart. Jest bardzo luźna, ale w praktyce więcej niż raz czy dwa razy się tam nie zagląda, więc nie ma powodu do obaw, że coś będzie regularnie wypadać, chociaż takie wrażenie pozostaje. Niemniej w żaden sposób nie przeszkadza to w pracy z Chromebookiem.
Z powodu takiego rozmieszczenia portów, od razu poczułem, jak wielkim dobrodziejstwem jest zlokalizowanie ich jednak po bokach. Przy każdym ładowaniu, trzeba zaglądać do tyłu, by dobrze trafić bolcem w otwór zasilania, podobnie jest z portami USB. Bez zamykania pokrywy trudno coś podłączyć intuicyjnie, czy tylko wychylając się to w lewo czy w prawo. Ponadto przeszkadza mi, że nie widzę tej kontrolki od baterii. Dlaczego przyczepiam się do rozmieszczenia tych portów? Otóż Chromebook posiada jedynie 16 GB pamięci na dane. To bardzo, bardzo mało. O ile nie przerzucacie np. zbyt wielu zdjęć, to nie odczujecie dyskomfortu. Jednak wiele rzeczy mam na pendrive lub dysku przenośnym, które muszę często podłączać, więc ciągłe zaglądanie na tył urządzenia jest dość męczące.
Zaraz, zaraz – powiecie – przecież na lewym boku jest gniazdo na karty SD. Tak, jest! Ale ma jeden, koszmarny wręcz mankament. Nie jest to slot, który w całości „połyka” kartę, a jedynie mogę ją do pewnego momentu wsunąć. Karta nie siedzi tam zbyt stabilnie, a do tego stwarza niepotrzebne obawy, że może wypaść – lub co gorsza – zahaczyć się o cokolwiek. Od razu wpływa to dyskomfortowo przy pracy mobilnej. A przecież aż się prosi, żeby na stałe wrzucić tam zdecydowanie większą kartę, tak by mieć pod ręką większą przestrzeń dyskową. Na początku też myślałem, że da się jakoś to pogodzić z Google Drive, ale to nie prawda. Jeśli dużo pracuje się z plikami, potrzeba więcej miejsca na dane i tej przestrzeni brakuje.
WYDAJNOŚĆ
Właściwie wszystkie Chromebooki wyposażone są podobnie, różnią się gł. procesorem. Pojawiały się też edycje np. od Acera z klasycznym dyskiem twardym o pojemności 320 GB, ale widzę, że są one zastępowane SSD o pojemności 16 GB. Oprócz wymienionych wyżej portów oraz procesora Exynos, Chromebook od Samsunga Series 3 posiada również 2 GB pamięci RAM i przednią kamerę. Jak zatem spisuje się w codziennych zadaniach?
Tak właściwie powinienem zapytać, czy jest to dobry sprzęt dla blogerów? Nie wiem, jak pracują najnowsze edycje od HP czy Acera z procesorami Haswell od Intela, ale Exynos od Samsunga ewidentnie nie radzi sobie najlepiej ze wszystkimi zadaniami. Dla mnie Chromebook jest przede wszystkim urządzeniem, od którego oczekują możliwości szybkiej obróbki zdjęć, bezkolizyjnego prowadzenia bloga oraz rozwiązań, które umożliwiają wygodne przeglądanie sieci.
Niestety – z dużymi zdjęciami jest dosłownie katastrofa. Z targów IFA z Berlina przywiozłem 10 GB fotografii i de facto musiałem przesiąść się na komputer z Windowsem, żeby móc je przebrać i do swoich artykułów na 90sekund.pl odpowiednio przygotować. Pomijam fakt, że nie mogłem ich zgrać z uwagi na małą przestrzeń dyskową. Wczytywanie miniatur trwa całe wieki, a praca z dużymi formatami to jakieś nieporozumienie.
Nie inaczej było z filmami, które nakręciłem w czasie targów. Chciałem wiele postów na 90sekund.pl wzbogacić nie tylko o opis i zdjęcia, ale pokazać, jak różne smartfony i tablety pracują. Niestety, brak w Chrome Web Store porządnej aplikacji do obróbki wideo, powinien każdego vlogera trzymać z daleka od Chrome OS (póki co). Na zdjęciach oczywiście da się pracować z fenomenalnym Pixlr, ale jeśli działacie z filmami, to zapomnijcie o Chromebooku.
[AKTUALIZACJA] Poniższy akapit jest już nieaktualny. Po aktualizacjach systemu filmy działają płynnie nawet w wyższych rozdzielczościach.
No właśnie, skoro jesteśmy przy filmach, to trudno nie wspomnieć o kłopotach przy odtwarzaniu tych z YouTube. Poprawnie i płynnie chodzą wyłącznie te w rozdzielczości… 360 p. Tak, irytacja może sięgnąć zenitu. W końcu to sprzęt od Google, pracujący na systemie od Google, który obsługuje aplikację YouTube od Google, więc WTF?! Moim zdaniem nie może to być wyłącznie wina samego procesora, który jest stworzony do pracy na urządzeniach mobilnych (i napędza m. in. Nexusa 10). Problem – tak myślę – leży po stronie wciąż jeszcze nie do końca jak należy zoptymalizowanego pod tą architekturę systemu Chrome OS. Nie zdziwiłbym się także, gdyby problemów tych nie było na innych Chromebookach z procesorami od Intela, które są zupełnie inaczej skonstruowane.
PRACA SYSTEMU CHROME OS I APLIKACJE
Sam system Chrome OS działa bardzo płynnie. Nie ma takiej możliwości, żeby ktoś, kto właśnie zszedł z Windowsa nie poradził sobie z jego obsługą. Google zadbał, aby przesiadka była intuicyjna. Nie można niczego zepsuć, w niczym namieszać. Chrome OS jest oparty w całości o przeglądarkę internetową Chrome, zatem właściwie wszystko, co chcecie w nim zmienić, robi się poprzez okno z Ustawieniami. Przywracanie systemu jeszcze nigdy nie było tak szybkie i przyjemne. Trwa zaledwie 3-5 minut. Po zalogowaniu na swoje konto, jeśli nie są konieczne do pobrania jakiekolwiek aktualizacje, to wszystko konfiguruje się automatycznie dosłownie w ciągu kilku chwil.
Google pracuje również nad tym, aby wyjść z Chrome OS bardziej do ludzi. Zatem oddał użytkownikom pulpit, który wyświetla jedynie tapetę, a wszystkie aplikacje znajdują się na pasku u dołu ekranu. Zresztą launcher pozwala wyciągnąć na niego te, z których korzystamy najczęściej. Niemniej wszystko dzieje się w przeglądarce i to ona jest osią systemu. Takie jest też jego założenie. Nie potrzebujecie całego balastu Windowsa do efektywnej pracy, bo większość z nas wykorzystuje komputer do tego, żeby sprawdzić pocztę, przejrzeć aktywności na portalach społecznościowych, przeczytać najświeższe newsy, a jeśli musi wykonać jakieś prace biurowe, to obejdzie się bez MS Office, bo ma do dyspozycji liczne, coraz lepiej rozwinięte propozycje od Google i jego kontrahentów.
Dlatego niezmiernie ważne są aplikacje. A tych jest całe mnóstwo, w licznych kategoriach, które pozwolą i na pracę i na rozrywkę, a znaleźć je można w Chrome Web Store. Ale, jak wspomniałem wcześniej, bardziej ambitne zadania, jak właśnie obróbka filmów, staną pod znakiem zapytania, chociaż myślę, że to się szybko zmieni, bowiem platforma ta rozwija się bardzo dynamicznie.
Aplikacje instalowane są jako wtyczki do przeglądarki, zatem nie ma ryzyka, że Wasz sprzęt padnie ofiarą wirusa. W sklepie Chrome znajdziecie mnóstwo rozwiązań, z których wygodnie korzysta się każdego dnia, jak Facebook, Google Plus, Feedly, Pocket, Dropbox, Pixlr, GMail, Spotify, Deezer, VNC Viewer, SkyDrive, Autocad 360, Arkusze Kalkulacyjne od Google i wiele, wiele innych. Daje to ogromnie dużo swobody, bo dzięki temu macie możliwość synchronizowania wielu rozwiązań, które znacie, i z którymi pracowaliście na innych platformach.
Pomimo tak licznych rozwiązań w samym sklepie, brakuje też lepszych aplikacji, które sensownie zastąpiłyby standardowo dostępne te z Chrome OS. I tak, dostajemy np. bardzo ubogi manager plików Files, który posiada dosłownie podstawowe funkcje, jak dodawanie i usuwanie plików, kopiowanie, sortowanie wg listy lub wg widoku miniatur, otwieranie nowego okna i przełączanie się pomiędzy dyskami oraz utworzymy z nim archiwum ZIP. I to wszystko. Oczywiście po otwarciu jakiegoś zdjęcia pojawia się u dołu opcja prostej edycji, ale to naprawdę żadne funkcje.
Dość kłopotliwe jest również odtwarzanie muzyki. Wprawdzie jest dedykowany ku temu program wbudowany w system, ale jest jeszcze uboższy niż manager plików. Jego rola sprowadza się wyłącznie do włączania, pauzowania i zmieniania utworów. Nic więcej z tą aplikacją nie zrobimy. Dodatkowo, odtwarzanie muzyki wpływa na wydajność systemu, co było dla mnie najgorszą z możliwych niespodzianek, bowiem zdarza się, że pracuję słuchając czegoś.
Jak sobie radzić w takich sytuacjach? Oczywiście z pomocą powinien przyjść Chrome Web Store. Znajdziecie tam kilka aplikacji do zarządzania muzyką czy plikami, ale wciąż brakuje solidnego zaplecza w tym wymiarze, zatem trzeba sobie radzić z tym, co jest. Niemniej, póki co nie miałem większych potrzeb związanych z pracą na plikach, ale widzę poważną lukę w tym zakresie. I zasadniczo jestem nieco rozdarty. Bo z jednej strony w sklepie Chrome jest cała masa aplikacji i aż robi się kolorowo, kiedy się do niego wejdzie. Z drugiej, brakuje wielu docelowych rozwiązań. Winny temu jest np. system, w którym niczego nie zainstalujemy, a zewnętrzne aplikacją przetwarzają nasze pliki na swoich serwerach, więc pojawia się kwestia zaufania.
Reasumując – jest cała masa aplikacji, które pozwalają na świetną zabawę, ale w chmurze. Docelowo, brakuje rozwiązań, które poprawiałyby lepszy komfort pracy z samym systemem, chociaż powoli się to zmienia, gdyż niedawno Google otwarł się na możliwość zainstalowania niektórych aplikacji na Chrome OS i ich lista powoli rośnie.
Natomiast żeby ułatwić przygodę z nowym oprogramowaniem, Google przygotował także poradnik w formie pierwszych kroków. Jest on świetnie zaprojektowany i bezboleśnie przeprowadza przez wszelkie mankamenty systemu.
PODŁĄCZAMY PERYFERIA
Bardzo miło zaskoczył mnie Chromebook, kiedy podłączyłem do niego bezprzewodową myszkę Microsoftu. Równie miło, kiedy to samo uczyniłem wkładając do portu USB pendrive lub podpiąłem dysk przenośny, czy umieściłem kartę pamięci w czytniku. Ich rozpoznanie odbywa się dosłownie w przeciągu sekundy. I już. Podłączacie cokolwiek i już działa. Bez konieczności instalowania sterowników itp. To naprawdę wygodne i bardzo przyjemne rozwiązanie.
Za to niemiło Chromebook zaskoczył mnie, kiedy podłączyłem do niego swojego Nexusa. W ogóle go nie rozpoznał. Tak samo z innymi smartfonami czy iPadem 2. Te informują, że zostały podpięte do komputera, rozpoczyna się nawet ładowanie ich baterii, ale to wszystko. Ze strony Chrome OS brak jakiejkolwiek reakcji, manager pików niczego nie widzi.
Skoro nie można nic zainstalować, to jak zatem przebiega podłączenie i praca z drukarką? Poświęciłem temu zagadnieniu osobny wpis, więc odsyłam do niego po bardziej wyczerpujący opis. W tym miejscu zaznaczę tylko, że jeśli posiadacie drukarkę, która obsługuje Chmurę, to nie będzie problemów z drukowaniem. Gorzej, jeśli dysponujecie – tak jak ja – starszą drukarką HP – wówczas można drukować, ale potrzebny jest do tego włączony komputer z Windowsem, do którego drukarka jest podłączona. Inaczej nici z drukowania.
PRACA NA BATERII ORAZ TEMPERATURA
Wg producenta Samsung Chromebook Series 3 pozwala nawet na 7 h nieprzerwanej pracy. Wg moich obserwacji rzeczywiście ten czas wynosi 5,5 h na Wi-Fi i ok. 4,5-5 h, kiedy w użyciu jest moduł 3G. Moim zdaniem to nienajgorszy wynik, zwłaszcza że wciąż odbywa się w tle transmisja danych, pracuje się na co najmniej kilkunastu otwartych kartach.
Jeśli chodzi o temperaturę, to mogę wyłącznie pochwalić tego Chromebooka. Nie zdarzyło mi się, aby nieprzyjemnie się zagrzał, aczkolwiek przy dłuższej pracy wyczuwalna jest podwyższona temperatura na spodzie, mniej więcej na środku, nieco poniżej portów USB. Ale nie jest ona dyskomfortowa. Ot, pracuje to jest cieplejszy – i tyle. To bardzo dobra cecha. Czasami zdarza się, że to ciepło rozchodzi się bardziej ku dołowi, ale musimy brać poprawkę, że model ten nie posiada żadnej wentylacji oraz wykonany jest z plastiku, który łatwiej rozprowadza ciepło.
PODSUMOWANIE
Przykro mi to stwierdzić, ale gdybym miał dzisiaj kupić Chromebooka, wybrałbym model od HP z procesorem Haswell. To co, że droższy, że z wentylacją, że nieco większy. Mimo wszystko potrzebuję szybkiego komputera, który nie będzie przycinał w czasie oglądania filmów na YouTube (AKTUALIZACJA: zmieniło się to wraz z kolejnymi aktualizacjami systemu Chrome OS – filmy już nie przycinają), pozwoli sprawniej przetworzyć duże zdjęcia, a odtwarzanie muzyki nie będzie wpływać na ogólną wydajność sprzętu.
Muszę jednak wyraźnie podkreślić, że jestem mimo wszystko z Chromebooka od Samsunga bardzo zadowolony. Mam czego chciałem, mimo wszystko na co dzień sprzęt nie sprawia mi najmniejszych problemów, długo pracuje na baterii, nie przegrzewa się, większość zadań wykonuje szybko i bezawaryjnie. Jest dokładnie taki, jakim został pomyślany. Do pracy w Internecie. Potwierdza się więc przy okazji tego sprzętu dość powszechna opinia o Chromebookach, że jako komputer główny zupełnie się nie sprawdzają, ale jako jego uzupełnienie, już tak.
Po co komu w takim razie uzupełnienie? Otóż sam posiadam od kliku lat multimedialnego, 18-calowego Asusa NX90JQ. To fantastyczna maszyna, z procesorem i7, i 8GB pamięci RAM. Tak naprawdę to mocny kombajn, który radzi sobie rewelacyjnie z grami, pozwala oglądać filmy, jeśli trzeba popracować w Corelu, to nawet z ogromnymi plikami nie ma problemów, zaprojektowałem nawet na nim kilka banerów. Ale mimo tych zalet, jest bardzo duży. Waży 4 kg, potrafi się zagrzać i przede wszystkim jest dość głośny za sprawą wentylacji. A to wszystko sprawia, że kiedy mam ochotę popisać wieczorem bloga, wolę usiąść wygodnie na kanapie, włączyć Chromebooka i zrobić to w ciszy i bez przegrzań. Tak samo, jeśli muszę wyjść, pracować poza biurem, zadokować się gdzieś, żeby szybko coś wysłać. Oczywiście, że w tych sytuacjach równie dobrze sprawdza się iPad, jednak pełen komputer przy blogowaniu, zwłaszcza przy pracy ze zdjęciami, potrzebny jest bardziej. Chromebook doskonale wypełnia tę dziurę, a przy tym jest lekki, tani i przyjemny w obsłudze.
Myślę, że Samsung Chromebook Series 3 zasługuje na czwórkę z minusem (lub solidną trójkę z plusem).
Zdjęcia: Krzysztof Bojarczuk (BoJaR)
ZALETY:
– lekki – waży zaledwie 1,1 kg;
– kompaktowych rozmiarów – wszędzie się zmieści, idealny do pracy mobilnej;
– długo pracuje na jednym ładowaniu baterii;
– nie przegrzewa się;
– szybko rozpoznaje peryferia (pendrive, myszka itp.);
– wyposażony w podstawowe porty;
– moduł 3G;
– bezgłośny;
– częste aktualizacje systemu;
WADY:
– wykonany z kiepskiego tworzywa, które się ugina pod niewielkim naciskiem;
– źle wyważony;
– brak klawiszy „Home”, „End”, „Delete” itp.;
– umieszczenie portów z tyłu;
– fatalny slot na karty pamięci SD, z którego wystaje włożona karta;
– luźna zaślepka zamykająca dojście do modułu 3G;
– głośny klik płytki dotykowej;
– ekran o kiepskich kątach widzenia;
– zbyt mały kąt odchylenia ekranu;
– wydajny przy mało absorbującej pracy;
– tragicznie radzi sobie z dużymi zdjęciami;
– nie nadaje się do obróbki filmów;
– zbyt mało pamięci na dane (16 GB);
Oto link do pełnej specyfikacji.