Od dzisiaj, wraz z najnowszym wydaniem przeglądarki internetowej Opera, zarówno tej na komputery, jak i na smartfony (Opera Mini), zaczyna funkcjonować wbudowany w nią system automatycznego blokowania reklam. Kurczę, co za głupi pomysł… Jako wydawca jestem zirytowany. I mam ogromną ochotę sabotować Operę. Bo za nic w świecie nie potrafię zrozumieć takiego postępowania(?), działającego na totalną niekorzyść wszystkich twórców, którzy swoimi treściami chcą w sieci zarabiać. Drażni mnie to tym bardziej, że tak naprawdę czterech jeźdźców rozdających karty, jest poza tym nawiasem.
Reklamy nadal będę wyświetlane w Google, na Facebooku, przez rosyjski Yandex oraz chińskiego Baidu. Dlaczego? Bo wg rzecznika Opery – jak donosi BusinessInsider – oferują oni wartościowe doświadczenie w zakresie zarządzania reklamami dla swoich użytkowników. Pfff… A mnie bierze cholera! Może i nie mam wielkich wejść z Opery na swoje blogi, ale drażni mnie próba robienia tego w taki sposób, aby samemu być sytym, a innym zabrać.
W nowej Operze funkcja blokowania reklam nie jest włączona domyślnie, a jeśli ktoś uzna, że chce widzieć reklamy w jakichś serwisach, które lubi, może je dodać ręcznie. Do czego to doprowadzi? Przecież takie kroki nie naprawią Internetu, nie oczyszczą z miliona neonów wyskakujących, jak króliki z kapelusza. Jeśli ktoś czuje się przygnieciony reklamami, jest zirytowany i ma ich dosyć, niech sam decyduje o instalowaniu Adblocka. Ale nie w drugą stronę, bo mali wydawcy – tacy, jak ja – cierpią na tym najbardziej.
Z jednej strony jestem wściekły na Operę, ale z drugiej zacząłem też dostrzegać bardziej pozytywne strony tego kroku. Istnieje bowiem duże prawdopodobieństwo, że rynek reklamy w sieci stanie się bardziej profesjonalny, ale wówczas w jakiś sposób mogą na tym stracić Czytelnicy. I mam konkretnie na myśli reklamę natywną. Ona rzeczywiście ma sens w takich okolicznościach, bo jej nic nie zablokuje. Ale znowu – duzi gracze skoncentrowani na kliki i zasięg będą mieli z takich rozwiązań najwięcej w kieszeni. Z drugiej strony oberwie się też reklamodawcom, bo aby się dany blog mógł utrzymać – nawet jeśli jest duży (pojęcie umowne, zależnie od rynku) – to przecież wydawca będzie musiał jakoś zrekompensować sobie straty z wysychającego źródła reklam banerowych.
Ciekaw jestem, jak realnie zareaguje na to rynek? Chcesz znać moje zdanie? Opera celowo odpuściła sobie Baidu, Yandex, Facebooka i Google. Wiesz dlaczego? Bo to są zbyt duzi gracze, ażeby z nimi zadzierać. Bo gdyby Google zmodyfikował swoje wyniki wyszukiwania tak, aby wartościowe treści nie docierały do wyszukań dokonywanych z Opery, to sądzę, że na jałowym materiale przeglądarka ta nie byłaby w stanie utrzymać swojego status quo.
Inna sprawa, że nowa Opera prezentuje też, ile reklam zostało zablokowanych na danej stronie oraz ile ich zablokowano w ogóle w ciągu korzystania z niej, jako przeglądarki. Najbardziej rozdrażniło mnie to, że tak naprawdę wyświetla w tych statystykach jakieś totalne bzdury! Na moim blogu, na stronie głównej – zgodnie z przykazaniami Google AdSense – są trzy reklamy. Jakim cudem więc Opera dokonała cudownego rozmnożenia na aż 13 bloków reklamowych? Otóż nie Opero, naucz się liczyć do trzech, bo w kontakcie ze mną, trzynastka jest dla Ciebie naprawdę pechowa… :/
Źródło: businessinsider