Jak mnie ta konferencja prezentująca nowego OnePlus 6T wynudziła! Słowo honoru – nie pamiętam, kiedy ostatni raz siedziałem taki zniecierpliwiony, oczekując końca. Wzdychałem, kręciłem się w miejscu, klikałem w inne strony internetowe, korespondowałem na Hangouts, zie-wa-łem! Ale ostatecznie jestem ukontentowany ;).
OnePlus 6T bazuje mocno pod kątem wzorniczym na Oppo R17. Bryła jest bardzo ładna i zgrabna. Podoba mi się, chociaż wiadomo – maleństwo to to nie jest (157.5×74.8×8.2mm i waga: 185g). Ale przy 6.41-calowym wyświetlaczu nie oczekuję nie wiadomo, jak kompaktowego sprzętu. Bo – przyznaję bez zbędnych ceregieli – najlepsze wrażenie zrobił tutaj na mnie front.
OnePlus 6T bez obrzydliwego pasa startowego w postaci notcha to dla mego oka prawdziwa radość.
Aż łezka się w nim zakręciła! Jak dobrze, że w końcu ktoś idzie po rozum do głowy! Bardzo podoba mi się notch w Mate 20, ale tutaj jest jeszcze lepszy. Przyjemniejszy. Taki właśnie – O! Nieznacznie łamiący symetrię prostych linii, które tak ładnie w bezramkowych konstrukcjach podkreślają walory wyświetlaczy. No, a skoro przy nich jesteśmy, to oko nie tylko cieszyć będzie zgrabne wcięcie na kamerkę, ale też piękna kolorystyka i wysoka jasność panelu wynosząca aż 600 nitów.
Dostajemy w OnePlus 6T oczywiście ekran AMOLED z rozdzielczością 1080x2340px (=402ppi), w układzie 19.5:9. Panel wyświetla kolory z palet sRGB i DCI-P3, sami będziemy mogli też wybrać konkretne ustawienie. Front chroni szkło 2.5D nowego typu – Corning Gorilla Glass 6.
Czytnik linii papilarnych znalazł się pod wyświetlaczem, telefon napędza Snapdragon 845, a najtańsza wersja OnePlus 6T cenowo zaczyna się od 549USD i w tej opcji dostajemy model z 6GB RAM oraz 128GB na własne pliki.
Pod kątem fotograficznym OnePlus idzie w 6T w funkcję Nightscape, która ma poprawiać zdjęcia wykonywane w trudnych i nocnych warunkach oświetleniowych. Widać, że Huawei narzucił tutaj ton, bo to kolejny producent sprzętu mobilnego, który stara się tego typu fotki u siebie podrasować. Poza tym dostajemy na pleckach podwójny układ aparatów: 16Mpx+20Mpx z detekcją fazy oraz światłem optyki f/1.7 i optyczną stabilizacją. Same matryce nie mają zbyt dużych pikseli (1.22 mikrona i 1 mikron), więc bez dobrej pracy oprogramowania nie zakładam powalających zdjęć nocnych, zatem Nightscape będzie miało tutaj sporo do zrobienia. Poza tym warto wspomnieć, że funkcja trafi do wcześniejszego OnePlus 6.
Czytając ten wpis chyba już wiesz, dlaczego tak wynudziłem się na konferencji OnePlus 6T…
Pomimo, że to zdecydowanie bardzo, ale to bardzo dobry smartfon, to jednak mocno wczoraj przegadany. I rzuca się to w oczy szczególnie, kiedy zestawisz go z pokazanym kilka miesięcy temu OnePlus 6. Względem niego dostajemy w wariancie 6T mikroskopijny notch, przeniesienie czytnika linii papilarnych pod wyświetlacz, większą baterię (3300mAh vs 3700mAh). Nie ukrywam, że odczuwalnym brakiem jest nieobecność jacka 3.5mm, ale zasadniczo otrzymujemy potężną maszynę, która po prostu ma szybko działać na ultralekkim sofcie. Swoją drogą sofcie, który bazuje już na Androidzie 9. No, ale też maszynę niewiele różniącą się od poprzednika.
Przyznam szczerze, że jakoś OnePlus nie pasował mi wczoraj do tej wielkiej nowojorskiej oprawy. Ale wiem, że była potrzebna.
Po pierwsze dlatego, by zaprezentować nowy produkt (chociaż sposób prowadzenia kamery bardzo mnie irytował i widać było niewprawną rękę). Po drugie – by ogłosić współpracę z T-Mobile. Po trzecie – jednak OnePlus się udaje zaistnieć na rynku amerykańskim, który tak boleśnie dla ZTE i Huawei broni się przed przedsiębiorstwami tech z Chin. Po czwarte w końcu – by pomaślić Qualcommowi, z którym OnePlus jest od początku, i którego obecność w tak tanich, a zarazem tak dobrze wyposażonych telefonach – to spora zaleta.