Jakkolwiek jestem wielkim fanem czystego Androida, prostych rozwiązań, efektywnego procesowania zadań i przede wszystkim WYDAJNOŚCI, nawet za cenę innych podzespołów, tak urządzenia od OnePlus mnie do siebie nigdy nie mogły przekonać. Oglądałem premierę 5T i zastanawiałem się, co jest nie tak z tym smartfonem, że mi nie podchodzi? Jak to jest, że gdyby to był Nexus, to sikałbym w majty i szukał pieluchy na przebranie, a kiedy jest to OnePlus, to czuję rodzaj zobojętnienia? (Chociaż nie jestem pewien, czy faktycznie tak bym przy Nexusie dziś reagował, jak przed chwilą napisałem…).
Gdybym miał wskazać jedną rzecz, która sprawia, że odbieram rozwiązania od OnePlus tak beznamiętnie to fakt, że jednak… miałem już w rękach Note’8, korzystałem z DeX-a, każdego dnia funkcjonowałem z Moto Z2 Play z dołączonymi modułami bateryjnymi i boomboxem, a w weekendy oglądałem filmy z Insta-Share Projector. Że jednak czekam, jak oparzony na LG V30, a w pamięci mam nadal żywe wrażenia fotograficzno-muzyczne z Honora 9 i arcygenialną pracę Sony Xperii XZ Premium, a przy okazji nie potrafię się opędzić od myśli na temat HTC U11, którego uwielbiałem ściskać… No, i gdybym z najprostszych rozwiązań miał wskazać te, które nie kosztują 500EUR, wyceniane są na mniej niż tysiąc złotych i zwyczajne wręcz – to wybór padłby na coś z serii Moto G.
Nowy OnePlus 5T jest, jak na moje oko, ładny. Po prostu ładny. Sześciocalowiec, który w prawie żadnym punkcie nie ściemnia, no chyba że przy Face Unlock (czy jak oni to tam nazwali, bo doszukać się nie mogę), przy prezentacji którego myślałem, że parsknę śmiechem. Wszystko w OnePlus 5T jest więc na wysoki połysk. Nawet pamięć wewnętrzna w standardzie UFS2.1, do czego przykładam ogromną wage, kiedy wpada w moje dłonie topowa słuchawka. Poza tym Snap 835, którego kocham miłością prawdziwie cyfrową, świetne przetworniki od Sony w aparatach na tyle i froncie, piękny AMOLED-owy wyświetlacz, wszystkie kluczowe czujki plus Sensor HUB tak dla mnie ważny, bezramkowe wzornictwo oraz wykonanie z anodowanego aluminium. Tak, wszystko co najistotniejsze jest. Czego, więc nie ma?
Nie chcę wyjść na ewangelistę Note’a8, ale chyba to jednak ten produkt idealnie definiuje to, czego dziś najbardziej potrzebuję. I najadekwatniejszym słowem, które go określa będzie to: NARZĘDZIE. Note8 jest NARZĘDZIEM. OnePlus 5T po prostu smartfonem. Oczywiste? Nie – kluczowe rozróżnienie.