Kto z Was trzyma w domu albumy ze stosami zdjęć niech podniesie rękę! Zgłaszam się pierwszy!
Robiąc ostatnio większe porządki w moim pokoju, natrafiłem na kilka albumów, które okurzone, leżały gdzieś na półce, prawie przeze mnie zapomniane. Jakże miło było cofnąć się w czasie i na chwilę przenieś się o kilka lat wstecz, nie tylko pod katem wspomnień, ale sposobu obcowania z nimi. Przyzwyczajony do oglądania ich na ekranie mojego monitora, zapomniałem ile frajdy przynosi przeglądanie albumu fotograficznego. Każdy z nas ma na pewno nie jeden taki album, do którego chętnie wraca.
Wczoraj wywoływanie zdjęć, wkładanie ich do albumów, dzisiaj tworzenie folderów, kopiowanie na dyskach, płytach, archiwizacja w Chmurach. Mając w ręku wywołane fotografie zacząłem zastanawiać się, jak bardzo sposób robienia i gromadzenia zdjęć zmienił się stosunkowo w krótkim czasie. Gdzieś ten urok przeminął, osobiście wywołuję uchwycone chwile niezwykle rzadko – 99,9% zrobionych przeze mnie kadrów „kurzy” się na dysku przenośnym.
Dzisiaj 30 zdjęć wykonuje się często podczas pierwszych 10 minut spaceru, z czego wyrzuca się 20, „bo mam głupią minę” ;) i to praktycznie w jednej chwili. Popularność aparatów i lustrzanek cyfrowych sprawiła, że mamy wręcz nieograniczone możliwości w archiwizowaniu chwil naszego życia. Nie można zapominać również o smartfonach, które mocno rozpychają się i coraz częściej podgryzają cyfrówki. Dzięki temu niemalże każdy z nas ma w swojej kieszeni aparat, nie istotne czy gorszy czy lepszy. Posiadamy narzędzie, które zawsze jest pod ręką, dzięki któremu uwiecznienie różnych sytuacji stało się dziecinne proste.
Nagle każdy „stał się” fotografem, każdy poczuł że potrafi robić niesamowite zdjęcia, przez co w moim odczuciu ta prawdziwa „oldschoolowa” fotografia, stała się mniej doceniana i szanowana. Trzeba pamiętać, że aparat sam nie robi zdjęć. Potrzebny tu jest czynnik ludzki – technika może tylko pomóc. To dobra informacja dla osób, których nie stać na wypasioną lustrzankę, coraz lepsze bezlusterkowce, czy jakikolwiek sprzęt z górnej półki. Sam zaczynałem swoją przygodę z fotografią od cyfrówki za 300zł. W tamtym czasie był to dla mnie szczyt marzeń. Wychodząc ze sklepu czułem, że mam cały świat w kieszeni ;).
Dzisiaj więcej zdjęć wykonuję smartfonem, niż lustrzanką, z której korzystam przy ważniejszych chwilach. Poza tym wszystkie zdjęcia robione Nexusem od razu lądują na Dropboxie, dzięki czemu nawet kiedy testuję inny telefon, czy też sformatuje swój smartfon każdą fotkę mam cały czas pod ręką. Minusem takiego rozwiązania jest to, że muszę je później odpowiednio posegregować, a że mam swoją metodę, z której korzystam od lat, staram się robić to na bieżąco. Pamiętam jeszcze czasy, kiedy fotografowałem ojcowskim Zenitem – wówczas trzeba było przemyśleć każdy kadr, każde ustawienie aparatu. To, czy zdjęcie się udało okazywało się dopiero po wywołaniu filmu, czasami nawet po kilku dniach.
Dzisiaj cały proces trwa sekundy, a dodatkowo urządzenie wykonuje za nas część pracy, w postaci automatycznych ustawień. Możemy pstrykać tyle fotek ile chcemy, nie zawsze dbając o ich jakość i estetykę. Szkoda, bo przez to Ci prawdziwi pasjonaci fotografii, często spotykać się mogą z opinią, tzn. hejterów „eee, nic szczególnego, też bym takie zrobił – za darmo”.
Takie mnie refleksje naszły podczas przeglądania tych papierowych zdjęć. Postanowiłem się nimi podzielić, ponieważ dotyczą one każdego z nas. Chętnie poznam Wasze zdanie, co sądzicie o dzisiejszej fotografii? Myślę, że przyjemność z oglądania fizycznych zdjęć jest ogromna, szkoda, że te uczucia gdzieś zanikają w gąszczu folderów i plików jpg.