Po raz pierwszy w historii, odkąd mam swoje konto na Facebooku, czyli już ładne parę lat, zdecydowałem się odinstalować Facebooka. Nie, nie usunąłem profilu. Po prostu pozbyłem się aplikacji na smartfonie. Został Facebook Messenger oraz Manager Stron – no bo z tego jednak korzystam. A z Facebooka w smartfonie nie korzystałem nigdy lub prawie nigdy. Zadziwiające, prawda? Ale zrozumiałem, że jest to apka, po którą sięgam najrzadziej i jej po prostu nie potrzebuję! Moja decyzja nie jest więc podyktowana akcją #deletefacebook (swoją drogą dość idiotyczną), ani też obrażaniem się na Marka Zuckerberga. Nie jest też motywowana prywatnym manifestem – na zasadzie – walczę z pożeraczami czasu. Nie, nie walczę, bo i Facebook u mnie tego czasu nie pożerał. Moja decyzja jest po prostu podyktowana pewną zmianą. I nie, to nie jest zmiana po mojej stronie.
Otóż od kilku tygodni – może dwóch, może trzech – Facebook w smartfonie od rana do wieczora atakował mnie miliardem powiadomień. A to, że ktoś wrzucił zdjęcie, a to że ktoś coś opublikował, a to że ktoś skomentował komuś wpis, a to że ktoś bierze udział w jakimś wydarzeniu więc może i ja wezmę… Kurczę – myślałem, że mnie szlag trafi. Zanim odinstalowałem Facebooka solidnie przejrzałem różne ustawienia powiadomień. Tego o czym chcę być informowany. Wyłączyłem co się dało, a przy okazji odkryłem kilka zaskakujących dla mnie aktywności, które z moim kontem były skojarzone. Mocno też zrewidowałem zainteresowania w ramach newsfeeda. I co?
Bombardowania ciąg dalszy. A, że w ostatnim czasie jest u nie sporo sprzętu, to wszystko po pięćset razy dziennie dzwoni, wibruje, sygnalizuje, że coś, ktoś, o czymś, o kimś… KATASTROFA! Nie wiem, czy to ja nie ogarniam, czy to za Oceanem jakaś wajcha się zacięła? Po prostu miałem dość i odinstalowałem aplikację, która za te wszystkie komunikaty odpowiada. Oczywiście webowo, w przeglądarce – nadal te wszystkie powiadomienia u mnie się pojawiają. Ale przestałem to filtrować. Już mi się nawet nie chce tam zaglądać. Publikuję post na blogu, to wrzucam post na fanpage’u i zamykam. Nie to, żebym nie chciał utrzymywać z ludźmi kontaktu, ale co mnie to obchodzi, że Adam skomentował wpis Kasi, a Zosia wrzuciła nowe zdjęcie i Krzysiu idzie na koncert oraz, że może zawrę znajomość z Jackiem, który coś tam z kimś od kogoś przez kogoś… No nie, naprawdę nie. Nie mam ani czasu ani ochoty na to.
Co jest w tym wszystkim najciekawsze? Mam wrażenie, że bateria w smartfonie trzyma ciut lepiej ;). Po drugie – zaskoczyłem sam siebie. Ja praktycznie z Facebooka nie korzystam. Przejrzałem tablicę – ostatnie posty pochodzą z marca br. i było ich pięć. W lutym trzy posty. W styczniu pięć postów. W grudniu 2017r. – dwa posty. W listopadzie 2017r. – dziewięć postów. Październik 2017r. – trzy posty. We wrześniu 2017r. – dwa posty. W sierpniu 2017r. – dwa posty. Sądzę, że jednak mało. Kolejna rzecz – co to za posty? Otóż wszystkie – z kilkoma wyjątkami – to podane dalej informacje lub czyjeś wpisy, które uznałem, że warto je udostępnić. Czasem dorzuciłem jedno lub dwa zdania komentarza od siebie i tyle. Wniosek? Nie korzystam z Facebooka.
Kilka razy zdarzyło mi się, że przejrzałem czyjś profil. Tak, z ciekawości, bo chciałem się o czymś dowiedzieć, nawiązać kontakt. Może przez te wszystkie lata było to kilkanaście razy? Jakieś dwa, trzy lata temu zrobiłem czystkę. Usunąłem masę kontaktów, z którymi nie łączyło mnie za wiele, za to widziałem na swojej tablicy wpisy, które mnie całkowicie nie interesowały. Usunąłem te osoby. Kiedy wróciły? Przy okazji jakichś świąt zaczynałem odbierać wiadomości z pretensjami. Chcieli mi na FB złożyć życzenia, a tu brak takiej możliwości… Byli to ludzie, którzy przez całą naszą facebookową znajomość nawet nie polubili jednego mojego postu, a przypomnieli sobie o mnie przy okazji wigilii czy innego Bożego Narodzenia. Nie no, sorry, ale nie chcę ani takich znajomości na Facebooku ani też takich życzeń. Tym bardziej, że wcale do tych osób mój stosunek się nie zmienił. To, że usunąłem ich ze znajomych wiele miesięcy wcześniej, nie sprawiło, że przestałem je lubić. Po prostu nie chciałem utrzymywać sztucznej zażyłości społecznościowej w Internecie, tym bardziej że nie spotykamy się nawet w realu.
Tak – to moja krótka historia z Facebookiem i aplikacją Facebooka na smartfonie. Dni mijają, a ja czuję spokój. Nie muszę podnosić ciągle do oczu telefonu lub smartwatcha, by dowiedzieć się o tym, że ktoś właśnie skomentował kogoś wpis lub kto inny dodał zdjęcie. A przy ilości sprzętu, który mnie otacza – potrafiło to być strasznie męczące. Odpoczywam.