I tak oto dzisiaj znika jedna z większych wad Ubera, która dała mi się już kilka razy w znaki. Był to też punkt, w którym to taksówkarze mieli przewagę nad Uberem. Dlaczego? Bo jeśli masz samolot, autobus, pociąg lub inne wydarzenie, które jest określone w czasie i spóźnienie może kosztować Cię dużo więcej niż pozorny przejazd taksówką, to jednak wybierzesz ją – pomimo swych sympatii do Ubera – bo wiesz, że będzie na Ciebie czekać o 04:00 pod domem, a nie Ty na Ubera…
Przekonałem się o tym ostatni raz na początku września br., kiedy musiałem dostać się na dworzec PKS w Poznaniu, bowiem z tego miejsca jechałem na berlińskie targi IFA 2016. Pomimo, że wcześniej wyszedłem z domu, mój Uber znacznie się spóźnił, bowiem kierowcy nagle nawaliło auto. Stałem przez chwilę w większym stresie, bo było jeszcze ciemno (wyjeżdżałem nad ranem), komunikacja miejska jeszcze nie jeździła, a nie chciałem się spóźnić. I zastanawiałem się, czy mnie dzwonić w pośpiechu po taksówkę?
Oczywiście wszystko skończyło się dobrze, skontaktowałem się z kierowcą Ubera telefonicznie i ten mi wytłumaczył sytuację, a kilka minut później już z nim jechałem na dworzec z odpowiednim zapasem czasu. Niemniej dokładnie pamiętam, jak żałowałem, że nie mogę zaplanować swojej podróży z wyprzedzeniem. Ale już nie muszę się tym martwić.
Uber wprowadza właśnie opcję zamówienie kierowcy nawet z 30-dniowym timingiem. Z góry można określić, gdzie będzie kurs, a kiedy zbliży się deadline – wysłane zostanie powiadomienie o nadchodzącej podróży. Całość banalnie prosta i dostępna z poziomu aplikacji. I zaczyna działać w Poznaniu oraz w Warszawie. Super – takie zmiany sprawiają, że naprawdę nie mam ochoty wracać do klasycznej taksówki.
Źródło: uber