Temple Run, zwłaszcza w edycji oznaczonej cyfrą 2, to zdecydowanie jeden z moich, zaraz po Jetpack Joyride, ulubionych endless runnerów, czyli gier w których pędzimy przed siebie jak najdalej się da, tylko po to, by dokupić kolejne ulepszenia i pobiec jeszcze dalej. Wbrew temu, jak brzmi ten opis, naprawdę można się wciągnąć, a przy okazji daje twórcom spore możliwości w opracowaniu mikrotransakcji. Zginąłeś? Użyj kryształu, który jest naszą specjalną walutą, którą kupisz za prawdziwe pieniądze itd., itp. Odstawmy ten temat jednak na bok i zajmijmy się główną istotą niniejszego wpisu.
Sam Temple Run przyciąga głównie mechaniką, która w niezły sposób łączy swipe’y palcami oraz przechylanie ekranu. Dodajcie do tego zwiększającą się prędkość, która szybko zweryfikuje Waszą zręczność oraz całkiem przyjemną dla oka grafikę i ścieżkę audio, w której dominują plemienne rytmy, a wyjdzie Wam całkiem zacny tytuł.
Teraz można powiedzieć, że zmieni się perspektywa dosłownie i w przenośni, bowiem w nowej odsłonie kraść totem i uciekać przed bliżej niezidentyfikowanym stworem, będziemy w pierwszej osobie, mało tego – dzięki Samsungowi Gear VR, zrobimy to ze wszystkimi dobrodziejstwami wirtualnej rzeczywistości! Ponadto, nie będzie to remake którejś z istniejących części, a całkiem nowa, stworzona od podstaw produkcja.
Oj podoba mi się ten pomysł, tym bardziej że pierwsze screeny również prezentują się całkiem, całkiem. Keith Shepherd, współtwórca studia Imanagi, odpowiedzialnego za wszystkie części serii, mówił:
Jesteśmy podekscytowani nową technologią wirtualną w rękach konsumentów oraz zainspirowani potencjałem, jakie niosą nowe rozwiązania. Współpraca z Oculusem i Samsungiem była przyjemna i cieszymy się, że powstał Temple Run VR. Nie możemy doczekać się reakcji graczy.
Żałuje, że póki co nie mam możliwości przetestowania gry na moim nosie, ale zastanawia mnie jedno: jak sprzęt poradzi sobie z odtwarzaniem tak szybkich sekwencji? Podczas moich pierwszy wrażeń największą bolączką, jaką pamiętam, była stosunkowo słaba ostrość obrazu. Jeśli połączymy to z szybkim tempem rozgrywki, może wyjść nam niewyraźny i rozmazany potworek, większy od tego, który ściga bohatera.
Mimo to – trzymam kciuki, tym bardziej, że gra jest darmowa, więc powinna to być niezła okazja na przekonanie się, czy te „smartfonowe” hełmy VR dają radę. Ponoć gra jest już dostępna, ja jednak stosownej pozycji w Google Play nie zauważyłem, ale myślę, że w takim razie powinna się ukazać na dniach. Obyśmy tylko nie dostali mdłości.
Źródło: polygon