OK, zaczną może od tego, że nie do końca podoba mi się linia nowych urządzeń z serii MateBook. Możliwe, że na żywo będzie inaczej, ale widać mocno, że laptopy są bezwstydnie inspirowane MacBookami, a nawet nowym Spectre 13 od HP. Cieniutkie ramki, jeszcze cieńsze konstrukcje, we włączniku czytnik linii papilarnych, szczelne body bez wentylatorów etc. Niemniej Chińczycy od dłuższego czasu sprawiają wrażenie wyzwolonych w kwestiach wzorniczych, więc odnoszę wrażenie, że chociażby MateBook X, to jednak wariacja na temat tego, jak Huawei rzeczywiście widzi ultrabooki w ogóle i spojrzenie to jest poprawne, acz nie porywa. Zasadniczo razi mnie, że wszystkie trzy urządzenia są przedstawiane w taki sposób, jakby zmieniały właśnie świat i na nowo odkrywano nimi, czym jest mobilna rewolucja. Niestety więcej tutaj wariacji na temat mobilności, aniżeli rzeczywistych kroków milowych, chociaż kilka fajnych rzeczy jest.
Po pierwsze rzuca się w oczy fakt pomieszczenia ogromnych przestrzeni ekranowych, które zajmują 88 proc. powierzchni. Tak – dobrym kierunkiem kopiowania jest tutaj seria ostatnich Delli XPS, ale to świetna ścieżka, bo dzięki temu trzynaście cali można zamknąć w dużo mniejszej obudowie. No, ale Huawei nie jest pierwszy pod tym kątem ani też innowacyjny. Po prostu dobrze się w tym aspekcie wstrzelił. Absolutnie nie widzę w tym niczego zdrożnego, ale komunikowanie milowych kroków tutaj po prostu nie pasuje i automatycznie wywołuje podejrzenie o naciągany marketing.
Po drugie najfajniej wypada tutaj zamknięta konstrukcja MateBooka X, który jest najsilniejszym koniem z całej rodziny, dostał zamkniętą konstrukcję, a jego układ obliczeniowy to typowy Intel Core i5 lub i7 – najnowszej – siódmej generacji. Jak więc to możliwe, że odbywa się bez klasycznego chłodzenia? Posłużę się oficjalnym stanowiskiem Huawei:
Dzięki technologii chłodzącej Huawei Space Cooling, po raz pierwszy w historii zastosowano w komputerze osobistym materiał o zmiennej fazie skupienia, zamknięty w mikrokapsułkach – takie tworzywo jest powszechnie wykorzystywane w lotnictwie.
Tak, brzmi to bardzo fajnie, ale jako że MateBook X posiada wyświetlacz o rozdzielczości 2K (nota bene chroniony przez szkło firmy Corning), to zakładam, że chip musiał zostać odpowiednio przez Intela zmodyfikowany, aby przy ciut bardziej zaawansowanej grafice sprzęt się nie zagrzewał i wciąż oferował odpowiednią wydajność. Oczywiście to tylko moje gdybanie, więc pewnie przyjdzie się temu przyjrzeć w czasie szczegółowych testów, ale trochę patrzę na to wszystko przez palce póki co…
Ostatnia wyszczególniana nowość to dobrej jakości głośniki Dolby Atmos, które ponoć zostały specjalnie pod MateBook X wykonane. Cóż, nie wierzę, że zostanę wbity w fotel, a takie rzeczy i tym razem są mi obiecywane, ale ustami Gilesa Bakera Starszego VP z Dolby:
(…)W efekcie otrzymaliśmy zapierające dech w piersi, wciągające doświadczenie dźwiękowe, z którego jesteśmy ogromnie dumni.
Znacznie fajniej wygląda – wspomniany przeze mnie na początku – wbudowany we włącznik czytnik linii papilarnych obsługiwany osobnym procesorem. W pewnym sensie mam wrażenie, jakby Huawei chciał zrobić z tego komputera coś na kształt rozrośniętego smartfona – zamknięta konstrukcja, specjalny system chłodzenia, ultracienkie ramki wokół ekranu, rozdzielczość na wysokim poziomie, szkło Gorilla Glass, czujnik palca w przycisku uruchamiania itp., tyle że wszystko pracuje pod Windowsem 10, a nie Androidem.
Dwa kolejne modele to również wysoka półka. Niech nie zmylą Cię nazwy! Dlatego Huawei MateBook E to rozwiązanie hybrydowe, z układem Intel Core z serii m3 oraz i5 (również siódmej generacji), z możliwością wyczepienia z klawiatury, a po zadokowaniu z opcją odchylenia do 160 st. Ten sprzęt jest dostępny z MatePenem, czyli dedykowanym rysikiem oraz stacją dokująca, ale prawdopodobnie do kupienia osobno, bowiem przy tej pozycji widnieje dopisek, że akcesoria będą dostępne zależnie od rynku.
Huawei MateBook D to już typowy, 15.6-calowy notebook. Wyposażony w mocny układ obliczeniowy i kartę grafiki NVIDIA, dedykowany multimediom, wykonany z aluminium. Na pewno znajdzie swoich wielbicieli, o ile ci będą w stanie zaufać dopiero eksplorującemu ten rynek Huawei. Doświadczonych firm, które zjadły zęby na laptopach przecież nie brakuje. Sam jestem ciekaw, jak w tej odsłonie poradzą sobie Chińczycy? Tym bardziej, że przecież konkurencję mają bardzo silną. Niemniej – ja nie czuję się powalony i sądzę, że osób mi podobnych jest więcej, bo dla pracy mobilnej najdłuższy krok milowy wykonuje dziś przede wszystkim Microsoft, więc jest się od kogo uczyć. Smartfony mu nie wyszły, ale komputerowo rozgrywa w tej chwili cały rynek.