Na cholernie nudnej konferencji Google’a, gdzie z co najmniej kilka razy uciąłem sobie małą drzemkę, ożywiłem się w jednym momencie. Przyczyną był nowy tablet od giganta z Moutain View – Pixel C. Pierwsza rzecz, która przyszła mi do głowy – No nareszcie! W końcu Google przestał opierać się na innych producentach i zrezygnował z kontynuowania serii tabletów spod znaku Nexus – przynajmniej na razie.
[showads ad=rek2]
Nie ukrywam, że tablety z tej serii zawsze darzyłem sympatią. Tak długo, jak odpowiedzialny był za nie Asus. Zarówno pierwsza, jak i druga edycja Nexusa 7 były świetnymi produktami. Moi rodzice do dzisiaj korzystają z Nexusa 7 2012 i choć Lollipop dość wyraźnie spowodował, że tablet zwolnił, to trzyma się on bardzo dobrze i nie ma co na niego narzekać. Druga edycja była jeszcze lepsza i mógłbym mieć go nawet dzisiaj. Nexus 9 od HTC pozostawiam zasłoną milczenia. Pomimo początkowego entuzjazmu, podczas redakcyjnych testów jakoś przeszła mi ochota na to urządzenie. Wcześniej jeszcze był Nexus 10 od Samsunga, ale nie za wiele mogę o nim powiedzieć, zniknął on z rynku tak szybko, że nie wiem nawet czy Google oficjalnie się do niego przyznaje ;).
[showads ad=rek3]
OK, tak wyglądają poszczególne tablety z serii Nexus i przyznam szczerze, że po Nexusie 7 2013 straciłem zainteresowanie tym sprzętem, aż do dzisiaj. Nazwa Pixel kojarzy się z Chromebookiem i to w dodatku z górnej półki. Laptop na który niewiele osób może sobie pozwolić. Teraz rodzina powiększa się o tablet i jak widać, również możesz liczyć w tym przypadku na najwyższą jakość. Przede wszystkim tablet działa na Androidzie, pomimo, że jego nazwa mogłaby wskazywać inny system – Chrome OS. Jest to bardzo dobra decyzja, bo nie ma się co oszukiwać, ten drugi nie jest stworzony pod dotyk. Przynajmniej nie teraz.
[showads ad=rek1]
Dodatkowo otrzymujesz świetnie wyglądającą klawiaturę, która przyczepiana jest do tabletu magnetycznie. Taki zestaw przypomina dość mocno Surface od Microsoftu i z jednej strony to trochę smutne, a zarazem jest to wielka wygrana firmy z Redmond. Najpierw Apple ze swoim iPadem Pro, a teraz Google z Pixel C. Najbliżej mi do tego ostatniego i nie ukrywam, że jest to świetna alternatywa do ostatnich poczynań firmy na rynku tabletów.
Pixel C ma ekran o przekątnej 10,2 cala. Jego rozdzielczość wynosi 2560 x 1800px, co daje 308 ppi. Sercem jest układ Nvidii – Tegra X1 i 3 GB pamięci RAM. Tablet będzie korzystał również z USB typu C. Całość pracuje oczywiście na najnowszym Androidzie 6.0. Brzmi bardzo fajnie i podoba mi się takie podejście do tabletu w wykonaniu Google. I choć w Microsofcie mogą się śmiać, bo Surface jest świetną maszyną, to nie miałbym nic przeciwko, aby mieć na biurku Pixel C. Pytanie tylko, czy nie kłóciłoby się to trochę z moim Chromebookiem? Tego nie wiem, ale chętnie bym to sprawdził.
Pixel C będzie dostępny w dwóch wariantach: 32 i 64 GB pamięci na pliki, które odpowiednio będą kosztować 499 i 599 dolarów. Klawiatura oczywiście do zakupu osobno – 149 dolarów. Ceny dość wysokie i nie dziwi też wycena osobno klawiatury. Jeśli chodzi o sam tablet to zdecydowanie zabrakło mi tutaj wersji 128 GB.
[showads ad=rek2]
Na koniec dla jasności dodam: tablet Google nie ma wg mnie żadnych szans w konfrontacji z Surface Pro 3. To, co dzisiaj zobaczyliśmy to po prostu ciekawy projekt i odświeżone spojrzenie od Google pod kątem tabletów produkowanych na jego podwórku. Przeniesienie zabawek pod submarkę Pixel jest moim zdaniem bardzo dobrym pomysłem. Ciekaw jestem, czy przełoży się on na zainteresowanie i zadowolenie użytkowników?
[showads ad=rek3]
Źródło, foto: google