Ameryki nie odkrywam. Coraz częściej spotykam wpisy w mediach branżowych, a które są mi bardzo bliskie i dotyczą premier najnowszego sprzętu technologicznego, i które zawierają tęsknotę za prawdziwymi innowacjami i bezsensem przecieków. Kiedyś było czym się jarać. Każdy dodatkowy MHz, a z czasem GHz w procesorze, niósł ze sobą obietnicę lepszej wydajności. Smartfony może i nie były pięknie wykonane i nie rozbudzały pożądania tak bardzo, jak dzisiaj, ale też obiecywały znacznie więcej. Nawet w przeciekach. Jeśli zawodowo piszesz o technologiach – podobnie, jak i ja – czujesz się zmęczony tymi wszystkimi wytryskami nowości, które nowościami wcale nie są. W dużym uproszczeniu – to samo przekłada się z obudowy do obudowy z innym logotypem. I tyle.
[showads ad=rek3]
Jeśli spojrzeć na konfiguracje, to wszystkie smartfony mają podobną. Te z wyższej półki posiadają zwykle jakiegoś Snapdragona – 801, 805, 808 lub 810, albo po prostu autorskie konstrukcje, jak Exynos, HiSilicon Kirin, czy dość powszechne w Azji układy MediaTek. Standardem robią się 32 GB pamięci wewnętrznej, a jeśli mowa o flagowcu, to podstawą są 3 GB RAM. Średnia półka zaczyna być teraz w miejscu, w którym do niedawna siedziały smartfony premium, a budżetowce to już nie takie wolne telefony.
Piszę o tym, bo mam od kilku tygodni uczulenie na newsy na temat nadchodzących Nexusów, a wczoraj trafiłem na jedne z pierwszych doniesień na temat Galaxy S7. Jeszcze o ile przed samą premierą wysyp domysłów może mieć sens, to jednak poznawanie każdego detalu telefonu na tydzień przed premierą, robi się po prostu nudne i wkurzające. Czym to skutkuje? U mnie totalnym zlewem na temat informacji dotyczących spodziewanego Nexusa od Huawei i kolejnego od LG. Naprawdę – mam dosyć. I żeby było zabawniej – jestem dość mocno ukontentowany Nexusem 6, dlatego póki co, zupełnie nie czuję grzania na jego następców.
[showads ad=rek3]
A z renderów, specyfikacji i innych plotko-bzdur jasno wynika, że największym ficzerem tych modeli będzie wprowadzenie układów 64-bitowych, aby w pełni pokazać możliwości nowego Androida oraz czytnik linii papilarnych. Kiedy pomyślę o Force Touch w Mate S oraz 3D Touch w iPhone 6S, to dociera do mnie, że przecież nowe Nexusy będą w dniu premiery starymi dziadami. Do tego nie spotkałem do tej pory ani jednego smartfona (poza iPhone’m, bo nie miałem okazji go tak przetestować), w którym czytnik linii papilarnych działałby z moimi palcami poprawnie. Krzysztof Bojarczuk nie ma z tym problemów chociażby w nowych SGS6 czy Note 4, a ja za każdym razem obchodzę się smakiem. Nie wspominam nawet o niewypałach, jak w HTC One Max…
Czuję, że doszedłem do ściany. Nexus 6P od Huawei lub 5X od LG to produkty, które mogę mnie mile połechtać, ale nie urwą mojego tyłka. I może nawet dobrze – w końcu seria Nexus ma bardziej pokazowy charakter – to taki wzór, jak faktycznie działa i na co stać Androida w czystej postaci. Już N4 i N5 po sukcesie Galaxy Nexusa były nastawione na robienie fajerwerków, jako produkty bardziej konsumpcyjne. Nie do końca trafił w te gusta Nexus 6, który jest tak dramatycznie niedocenionym smartfonem, że aż czuję radość, że to mi – jako jednemu z nielicznych – udało się odkryć jego atuty i jestem w jego posiadaniu. Ale czy jego następcy rzeczywiście nadal będą awangardą wśród konkurencyjnych produktów?
[showads ad=rek1]
Osobiście jestem zdania, że N6 od Motoroli poniósł porażkę nie dlatego, że był za duży – przeczyłoby to logice popularności iP6 Plus i serii Note od Samsunga oraz innych wielkoludów – ale dlatego, że był drogi. Dla wielu za drogi. Ja sam sięgnąłem do portfela dopiero, kiedy jego ceny zaczęły spadać i nabyłem używanego, ale w bardzo dobrym stanie za rozsądne pieniądze. A nowe Nexusy będą dużo tańsze na starcie, chociaż w Polsce pewnie i tak ich ceny zaczną się z poziomu około 1800zł, bo po trzech miesiącach zatrzymają się realnie na 1400-1500zł, a świetnie zachowane używki będzie można dostać za około 1000-1200zł.
Apple-owcy mają swoje coroczne święto oczekując nowych iPhone’ów, iPadów, MacBooków etc., a ja je mam, kiedy Google prezentuje najświeższe Nexusy i raczkującą, kolejną edycję Androida. Lecz w tym roku bardziej niż na Nexusy czekam na nowe Lumie. Windows 10 Mobile jest fantastyczny już w wersji developerskiej i na średnich podzespołach z Lumii 830, która służy mi za drugi telefon, śmiga jak na bebechach od jakiegoś flagowca. Prawie nieawaryjny, przemyślany, dobrze napisany soft aż się prosi o to, by w końcu developerzy zaczęli traktować go poważnie. Bo dla mnie dzisiaj taką awangardą w świecie telefonów mobilnych zaczyna być właśnie Microsoft, który ma ograniczyć dostępność nowych Lumii, tak aby funkcjonowały na kształt Nexusów sprzed lat.
[showads ad=rek2]
I może ostatni akapit – tzw. akapit szczerości – takie sytuacje, jak obecnie, to chyba jedyne chwile, kiedy żałuję, że jestem blogerem technologicznym. Bo nawet jeśli nie chcę pisać o nowościach w nadchodzących smartfonach, szczególnie tych oczywistych, to i tak muszę o nich czytać, żeby wiedzieć, co się w branży kroi. Niby nic takiego, ale obiera to dany produkt z wszelkich złudzeń, które ma się przed jego premierą. Bo największą radość sprawił mi Samsung Galaxy Note EDGE przed rokiem, a w tym premiera Galaxy S6 Edge. Obydwu nikt się nie spodziewał, a nawet jeśli, to nic z przecieków nie dotarło do mojej świadomości.
Czekam dzisiaj na Nexusy, ale z zerowym entuzjazmem i… czuję zniecierpliwienie. Niech już – na litość boską – będzie po tej cholernej premierze! Bo ile można tłuc na okrągło to samo? (OK, to był ostatni akapit ;) ).
[showads ad=rek3]