Autorem wpisu jest Krzysztof Bojarczuk, rocznik 1987 – pasjonat fotografii cyfrowej, wizji postapokaliptyc
Stało się! Upragniona paczka, w której znajdował się aparat Samsunga NX300, dotarła do redakcji. Przez najbliższe dwa tygodnie będę miał przyjemność i okazję “pomęczyć”, aparat koreańskiego producenta.
Powiedzmy sobie wprost. Samsung to nie firma, która spędza sen z powiek pasjonata fotografii – czy tych bardziej amatorskich czy też profesjonalnych. Firma nie ma bogatych tradycji w tej dziedzinie i często jest pomijana wśród firm specjalizujących się w fotografii. Niepochlebna opinia ciągnie się niestety cały czas i ja również nigdy nie byłem pozytywnie nastawiony do aparatów tej marki. Jak się okazuje niepotrzebnie! Z każdą chwilą spędzoną z NX300, zaczynam się bić w pierś, bo Samsung robi wszystko by odciąć się od przeszłości.
Wszystko jednak po kolei, testy trwają i z wielką chęcią podzielę się swoimi wrażeniami. Już teraz mogę powiedzieć że są one coraz bardziej pozytywne. Chciałbym jednocześnie podkreślić, iż nie chcę teraz skupiać się na szczegółach technicznych (na to też przyjdzie czas), a na odczuciach w użytkowaniu, z perspektywy zwykłego śmiertelnika, który wykorzystuje aparat w codziennych czynnościach, takich jak np. rodzinne wakacje, spacer w parku, uwiecznienie urodzin swojego dziecka itp. Zainteresowanych techniczną specyfikacją odsyłam póki co na stronę Samsunga – KLIK
Już przy pierwszym kontakcie, aparat ukazuje swoją elegancję, a zarazem prawdziwy old school, który mi osobiście przypomina niektóre modele Zenita. Na górze mamy fakturę która przypomina szczotkowane aluminium, co przywodzi skojarzenia z solidnym wykonaniem. Na froncie jest natomiast przyjemna w dotyku imitacja skórki, a ta nasuwa skojarzenia z wzornictwem poprzednich lat.
Samo body jest lekkie, ale zakładając już obiektyw, aparat zaczyna mieć swoją wagę. Nie chce zarzucać tutaj liczbami, jednakże o ile samo body jest zdecydowanie lżejsze od mojej starej, poczciwej lustrzanki (Olympus E510), to obydwa aparaty z obiektywami wydają się w podobnej kategorii wagowej. Zwracam na to uwagę, bo pomimo chęci posiadania jak najlepszych zdjęć, nie zawsze chce mi się zabierać ciężki aparat i zdarza się, że decyduje się na lekką i poręczną cyfrówkę. Muszę jednak przyznać, że o ile noszenie cały dzień na szyi Olympusa może po jakimś czasie być nieprzyjemne, tak Samsung mi “nie przeszkadzał”. Może to być również kwestia gabarytów, ale są to moje indywidualne odczucia. Z pewnością jednak nie jest to kieszonkowy aparat, ale z drugiej strony przy takim wyglądzie wstyd chować go po kieszeniach ;)
Z powodu przyzwyczajenia do fotografowania z poziomu wizjera, na początku ciężko było mi patrzeć tylko w ekran LCD i łapałem się na tym, że przykładam oko do aparatu. Szybko jednak można się odzwyczaić, ponieważ ekran zamontowany w aparacie (AMOLED z obsługą dotykową), jest duży, a informacje które się na nim wyświetlają, są w miarę czytelne. O szczegółach jednak porozmawiamy w następnej części mojej recenzji. Miłym akcentem jest możliwość odchylania ekranu, co w specyficznych sytuacjach bardzo ułatwia życie.
Samsung NX300 został wyposażony w bardzo wygodne body. Trzyma się go pewnie, niezależnie czy ma się małe czy duże dłonie. Spust migawki zainstalowany „pod palec”, pracuje delikatnie i wyraźnie czuć dwustopniowość „kliknięcia”. Wszystkie potrzebne przyciski są „pod ręką” a dodatkowo z funkcji aparatu można korzystać na dotykowym ekranie, co jest bardzo praktycznym rozwiązaniem.
Podsumowując. Widać że NX300 jest zaprojektowany z pomysłem i zdecydowanie może się podobać. Do jego wyglądu na pewno się przyłożono, co pozytywnie wpływa na jego odbiór wizualny oraz samo korzystanie, aczkolwiek wygląd to nie wszystko, bo aparat ma przede wszystkich zachwycać zrobionymi zdjęciami. Niemniej prezentuje się bardzo stylowo i aż chce się z nim odkrywać nowe kadry, których w najbliższym czasie tutaj przybędzie.
Foto: Krzysztof Bojarczuk