Informacja prasowa na temat Name It Tame It (NiTi) przeleżała u mnie kilka dni, ale widzę też, że poza NaTemat nikt inny się nią specjalnie u nas (spośród mediów branżowych) nie zajął. A przynajmniej po wpisaniu w Google nazwy aplikacji nie otrzymałem zbyt wielu porywających wyników. A szkoda, bo myślę, że korzystnie jest upowszechniać wiedzę na temat takich rozwiązań, jak właśnie Name It Tame It. Z prostej przyczyny – tak, jak warto dbać o zdrowie fizyczne poprzez dietę i aktywność ruchową, tak też nie można zapominać o kondycji psychicznej, która stanowi przecież jeden organizm, ściśle złączony z naszym ciałem.
Zacznę może od tego, że zachodzę w głowę, jak to się dzieje, że tak wiele osób w Poznaniu, w piątek, w godzinach już od około 17:00. – jest pijanych. Mieszkam w centrum miasta i jestem bardzo często na poznańskiej Starówce oraz w jej okolicach. Wszyscy piją. Wszyscy! Na tyłach Urzędu Miasta, panie w eleganckich garsonkach pociągają z papierowych toreb. W Jeżyku w moim bloku zaopatruje się w alko personel szpitala onkologicznego. Z okien domu na Starym Mieście widzę regularnie zapijaczonych dziadów, z którymi zawsze przesiadują nastolatki. Nie potrafię zrozumieć, co też takiego fascynującego jest w śmierdzących, zachlanych, przegranych życiowo facetach, ale nierzadkim widokiem są towarzyszące im młode, nawet dobrze ubrane i wyglądające dziewczyny. Kontrast jest szokujący, a przecież wyraźnie widać, że to nie są ich tatusiowie… Na sponsorów też nie wyglądają.
Tak – ludzie szukają okazji do tzw. resetu. Żeby się zresetować, trzeba się napić. I już nie mam na myśli menelstwa, bo tu reset potrzebny jest codziennie i o każdej porze dnia i nocy. Ale konkretnie myślę o normalnych ludziach, którzy po trudzie całego tygodnia muszą odciąć się od napięcia, które w nich siedzi. Nie jest moim celem robienie teraz w tym miejscu jakiegoś rysu psychologicznego i społecznego mojego lokalnego podwórka. Ale potrzebuję tego kontekstu, żeby pokazać Ci, że wcale nie trzeba sięgać po alkohol, żeby się odprężyć. Po prostu wystarczy skontaktować się z własnymi emocjami. I TAK – TO JEST CHOLERNIE TRUDNE.
Wiem, o czym piszę. Kiedy spotykałem się z moją terapeutką, to za każdym razem, kiedy na początku sesji pytała mnie, jak się czuję, odpowiadałem, że super. Wszystko w porządku, właściwie to tylko… I tu zaczynałem jazdę bez trzymanki, kto mnie wkurzył, na kim się zawiodłem, co mnie wystraszyło, kiedy się frustrowałem, jak sobie z czymś nie radziłem. Po godzinie gadania wychodziło na to, że jednak to, o czym mówię, nie opisuje rzeczywistości, która wg mojej początkowej relacji była super, OK, w porządku i przecież nic się takiego nie działo. Musiałem zacząć prowadzić dziennik uczuć. I nauczyć się opisywać towarzyszące mi emocje. Tak radość, jak i smutek, złość, gniew, dumę, samotność etc.
Dzisiaj, żeby to zrobić – wystarczy pobrać z TEGO miejsca na Androida i z TEGO miejsca na iOS – aplikację (niech Cię nie zmyla grafiki – jest w całości po polsku) przygotowaną przez Instytut Psychologii Polskiej Akademii Nauk i firmę developerską Transition Technologies. Apka jest zaprojektowana kapitalnie! Dawno nie spotkałem się z tak intuicyjnym i fajnym graficznie interfejsem! Drugi wielki plus daję za otwartość na różne formy wprowadzania danych/emocji – możesz więc nagrać notatkę głosową z tym, jak się czujesz, zapisać lub narysować je ręcznie, wybrać z jednej z kilku kategorii uczuć, dokleić fotografię, a także określi w dziesięciostopniowej klasie, jak silne jest definiowane uczucie! Świetna sprawa. Jak tylko zacząłem zabawę z Name It Tame It (z ang. Nazwij To Ujarzmij To), od razu poczułem, że świetnie wpisuje się to w moje intuicje związane z tego typu aplikacją.
Oczywiście – jeśli ktoś ma ochotę, to może udostępnić stan swoich uczuć na Facebooku, ale też uczynić je widocznymi dla innych użytkowników/użytkowniczek aplikacji. Co interesujące – można też dodać lokalizację dla poszczególnych emocji na mapie. Zaskoczyło mnie, jak wiele osób robi to z taką otwartością. Poza nickami są też widoczne przy niektórych awatarach adresy mailowe. Oczywiście jest też tutaj dostęp do wykresu dominujących uczuć, tak swoich, jak też innych osób, który w czytelny graficznie sposób, pozwala ocenić, jakie ogólnie panują nastroje. Naprawdę nie mogę się nadziwić, jak udany jest to projekt! Tym bardziej, że – jak czytamy w komunikacie prasowym:
Na podstawie obserwacji historii oraz mapy z zaznaczonymi miejscami, narzędzie pokazuje użytkownikowi wzory powstawania emocji. Dzięki temu, może on przewidzieć prawdopodobieństwo ich wystąpienia, a tym samym lepiej je kontrolować. To właśnie monitorowanie emocji jest pierwszym etapem w wielostopniowych modelach samoregulacji, proponowanych przez współczesnych psychologów.
No i oczywiście wciąż projekt ten jest bardzo rozwojowy. Name It Tame It jest w tej chwili badane w skuteczności przy prowadzonych terapiach i można za pośrednictwem TEGO formularza zarejestrować się, by również wziąć w tym udział.
Projekt NiTi jest otwarty na inne głosy i doświadczenia, więc twórcy zachęcają środowisko naukowe do współpracy przy dalszym rozwoju aplikacji. Zachęcam i ja – ale przede wszystkim Ciebie – do korzystania z tej apki. Kurczę, mam takie doświadczenie, z tyloma rozwiązaniami do monitorowania zdrowia typowo fizycznego, spalonych kalorii, przebytych kilometrów, postawionych kroków, wagi, treningów etc., ale zupełnie nie przyszło mi do tej pory do głowy, że to wszystko powinno być uzupełnione o coś, co również pozwala monitorować stan zdrowia emocjonalnego. Świetnie, że to polski projekt i rozwijany na naszym podwórku. Trzymam kciuki!