No dobra, do tego, co napisałem w tytule musiałbym dodać jeszcze jeden aspekt – że powstają przy współpracy z Google. Niby tylko tyle, ale to zdecydowanie aż tyle! Tajemnicy tutaj wielkiej być nie może – chodzi oczywiście o serię urządzeń z linii Android One, czyli tanich, szybkich i dostępnych od ręki w krajach rozwijających się, ale gwarantujących przy okazji niezłą wydajność przy dość mało wymagającym hardware.
Dlaczego jestem tak niezwykle tymi urządzeniami zaintrygowany? Bo miałem jakiś czas temu w redakcji 90sekund.pl rewelacyjną Motorolę Moto G (jej recenzja TUTAJ), która zrobiła na mnie tak piorunujące wrażenie, że osobiście zarekomendowałem ją kilku znajomym i nie ma wśród nich ani jednej niezadowolonej osoby. Wszystkie uczucia związane z tym modelem odżyły we mnie teraz, bowiem wylądowała u mnie już druga generacja Moto G, która poza tym, że jest większa i ciut brzydsza od poprzedniczki, wciąż wydajnościowo wypada świetnie.
Zresztą pozytywnych cech jest więcej. Całkiem udane wykonanie, do tego aparat z trybem HDR, dwa sloty na dwie karty SIM i oczywiście jeden na microSD, a całość pracuje na wydajnym i oszczędnym Androidzie KitKat. I tutaj znowu cena, o której grzechem byłoby nie wspomnieć. Pomimo, że można znaleźć kilka grzeszków w tych modelach, to za sumę pomiędzy 600 zł a 800 zł ze świeczką szukać tak udanych modeli, jak te prezentowane przez serię G od Motoroli.
Teraz rozumiecie – smartfony Android One to podobna filozofia, wedle której mieszkańcy tych części świata, które nie należą do najbogatszych nie mogą żyć w cyfrowym wykluczeniu. Ma to też oczywiście głęboki biznesowy sens (Sri Lanka, Bangladesz i Nepal to w sumie 200 mln ludzi) i nie ma co robić z Google zbawcy świata, ale jest w tym wszystkim kilka niespodzianek. Otóż urządzenia firmowane jako Android One również mają zapewnione wsparcie dla oprogramowania, poszczególne modele można nabyć z darmowym, rozruchowym pakietem danych mobilnych, do których dokłada się Google, a do tego znaleźć je można za baaardzo przyzwoite pieniądze. Jeden taki smartfon kosztuje w okolicach 100 dol! W przeliczeniu na złotówki, to jakieś trzysta złotych z małą górką.
W zamian otrzymujemy smartfon z frontowym oraz tylnym aparatem (2 i 5 Mpx), czterordzeniowy procesor Mediatek, 1 GB RAM, małą pamięcią wewnętrzną, ale z możliwością jej rozszerzenia dzięki slotowi na microSD, obsługę dwóch kart SIM oraz baterię, która ma zapewnić cały dzień pracy na jednym ładowaniu, a przy tym jest też wyposażenie w standardy łączności typu Bluetooth, WiFi, 3G oraz GPS.
Google wypuszcza nowe edycje tych telefonów na rynki w Bangladeszu, Sri Lance oraz Nepalu. Wiem, z perspektywy polskiego odbiorcy, to dziś żadna wiadomość, chociaż jestem całkowicie przekonany, że gdyby któryś z operatorów zdecydował się wprowadzić jeden z dostępnych modeli, to z pewnością by nie pożałował. Nie każdego stać na flagowe smartfony, niejednokrotnie to co dostajemy z segmentu średniej czy jeszcze niższej półki cenowej po kilku tygodniach zaczyna zwalniać i mocno przycinać, o braku jakiegokolwiek wsparcia ze strony aktualizacji nie wspominam.
A Android One to słuchawki z czystym systemem od Google, zatem można łatwiej i szybciej udostępnić do niego nowe wersje Androida (zresztą obiecane przez samego giganta). Do tego nie mają ciężkiej nakładki, która obciąża skąpe zasoby systemowe, a przy tym wszystkim dostajemy produkty, które jednak niosą w sobie ducha Nexusów, jest w tym więc coś niezwykle – jak dla mnie – pociągającego. Prostota, szybkość, rozsądna cena, wsparcie – tak chyba najkrócej da się tą opowieść scharakteryzować.