System edukacyjny – nie tylko w Polsce – musi radzić sobie z naprawdę trudnymi przypadkami. Kto chodził do szkoły i nie spotkał ani jednego krewkiego narwańca to znaczy, że szkołę zna przede wszystkim z obrazków. Podoba mi się zatem podejście Acera, który na tegorocznych targach CES 2017 zaprezentował najnowszego Chromebooka, który dedykowany jest uczniom. I to nawet takim, którzy w okresie dojrzewania mają w sobie cholernie dużo buntu, bowiem Chromebook 11 N7 (C731) wytrzyma naprawdę wiele – nawet, jeśli wkurzony jegomość postanowi się na nim wyżyć.
Tak przynajmniej wynika z zapewnień producenta, który chwali swoje nowe dziecko kilkoma naprawdę świetnymi patentami. Żeby nie być gołosłownym nowy Acer Chromebook 11 N7 (C731) to:
- sprzęt, który wytrzyma nacisk na górną klapę do 60 kg;
- urządzenie, które przetrwa upadek z wysokości 1,22m;
- laptop ze wzmacnianymi narożnikami oraz zawiasami, testowanymi w warunkach naprężeń i przeciążeń;
- komputer spełniający warunki wojskowej normy MIL-STD 810G;
- notebook, na którego można wylać 330ml wody, a ta – pomimo całkowicie zamkniętej konstrukcji urządzenia – wypłynie dedykowanymi kanalikami nie naruszając delikatnych podzespołów wewnątrz;
- w końcu to Chromebook, który posiada głębiej osadzone klawisze, tak aby młody-gniewny nie wydłubał ich, kiedy ogarnie go beztroska nuda lub dopalaczowy szał…
Nieźle, co? Gołym okiem widać, że Asus C202SA ma swojego pierwszego solidnego konkurenta. Oczywiście to nie jedyny wzmacniany pod kątem edukacyjnym Chromebook, ale zdecydowanie pierwszy, który będzie dostępny od lutego w polskiej dystrybucji, w cenie zaczynającej się od 1499zł. Cóż, nie ukrywam, że jak na mój gust – dość drogo – tym bardziej, że w Stanach Zjednoczonych sprzedawany będzie za 229 dol., czyli biorąc nawet wysokie koszty dolara, daje to kwotę około 970zł… Jeśli dorzuci się do tego VAT (w USA jest różny, zależny od Stanu), to i tak finalnie Chromebook 11 N7 (C731) nie będzie tak drogi, jak w Polsce…
Pozostałe wyposażenie jest dość typowe dla Chromebooków, zatem i tutaj – jak sama nazwa wskazuje – model ten występuje z wyświetlaczem o przekątnej 11 cali i rozdzielczości prezentowanego obrazu HD 1366x768px. Napędza Chromebooka 11 N7 układ od Intela – dwurdzeniowy Celeron N3060, są 4GB RAM, 16GB lub 32GB eMMC na pliki, do tego Bluetooth 4.0, dwuzakresowe WiFi 802.11ac, czytnik kart SD, dwa złącza USB 3.0 i jeden HDMI. Jak na Chromebooka – solidna baza, aczkolwiek niczym się nie wyróżniająca. Na pewno nie wydajnością, aczkolwiek będzie ona na dobrym poziomie przy 10-15 kartach otwartych w Chrome. Dodatkowy atut – wiadomo już, że model ten będzie obsługiwał Sklep Play z aplikacjami na Androida.
Fajnie, że Acer postanowił również wypuścić nieco podrasowany pod kątem wyświetlacza wariant Chromebooka 11 N7, oznaczony jako C731T, czyli taki, który posiada wyświetlacz IPS, obsługujący dotyk. Niestety ten model będzie już droższy, ale nie ma nic póki co na temat jego ceny, ani dokładniejszej specyfikacji. Obydwa modele będzie można natomiast złożyć na płask (jak komputery typu Yoga), są bowiem konwertowalne i – jak zapewnia Acer – na jednym ładowaniu mają przejechać nawet 12h. Absolutnie w to zapewnienie nie wątpię.
Podsumowując – urządzenie, jak na swoje parametry jest moim zdaniem za drogie. Ludzie znowu będą porównywać do alternatyw z Windowsem, a nie o to przecież chodzi. Jeszcze rozumiałbym 1500zł za wersję IPS, ale za podstawową, bez dotyku i z gorszymi kątami widzenia? Szkoda… bo widać, że w całej Europie cena będzie wyższa niż w USA. Na Starym Kontynencie Acer wycenił Chromebooka 11 N7 (C731) na 299 EUR, czyli wg dzisiejszego kursu – 1312zł… Jeśli to kwota netto, to jeszcze dojdzie podatek, ale i tak dla przeciętnego Niemca, Francuza, czy Brytyjczyka – to żadne pieniądze. Dla Polaka, w naszych realiach, gdzie w szkołach pracuje się wyłącznie na rozwiązaniach Microsoftu – niestety już sporo…