Przyjechała Motorola Edge 20 Pro do testów i mam ją od kilku dni. Nie powiem, bo sprzęt ten jest… No właśnie – bardzo, bardzo, ale to bardzo ciekawy. W sumie dawno już tak nie miałem, by jakaś „Motka” tak mnie poruszyła.
W teorii i w praktyce 99,9 proc. smartfonów jest nudna, jak flaki z olejem. Odstępstwem od tej reguły jest seria Galaxy od Samsunga, czyli składaki w stylu Flipa i Folda. Inne celowo pomijam, bo uważam, że tak naprawdę dopiero Samsung zrobił to dobrze. Natomiast Motorola Edge 20 Pro to telefon na wskroś poprawny, ale w małym haczykiem… Trochę wiedzie ten sprzęt na granicę dwóch światów.
W sumie możecie zastanawiać się, jaki sens jest wypisywać pierwsze wrażenia na temat jakiegoś sprzętu, którego recenzji bez liku możecie znaleźć już w sieci? Moja odpowiedź jest taka – czasami recenzja skupia się na tak wielu czynnikach, że mogą uciec drobiny, niuanse, pomniejsze detale, które jednak składają się na pełniejszy obraz danego produktu. I warto tą perspektywę uchwycić.
Spojrzenie pierwsze.
No dobrze – przyznaję, chodzi mi o wyświetlacz. Wyświetlacz żyletę. Wspaniały Max Vision 6,7 cala. Po prostu wspaniały OLED z obsługą HDR10+ oraz kapitalnym 144 Hz odświeżaniem obrazu. Płynność działania oraz reakcja na dotyk fenomenalna. Pewnie więcej i lepiej będzie widać w wideorecenzji, ale nie umiem oderwać oczu od tego panelu. Wspaniale prezentują się na nim wszelkie treści, kolorystyka jest nasycona i dynamiczna, a wrażenia z obsługi na najwyższym poziomie. Nie odczuje różnicy osoba, która przesiadała się z ekranu 120 Hz. Nie każde oko przeskakujące z 90 Hz zauważy różnicę. Ale przeskok z 60 Hz to już widoczna i wyraźna zmiana. Jest to mój pierwszy smartfon w testach z ekranem 144 Hz i nie chcę już inaczej ;).
Spojrzenie drugie.
Nie może być niespodzianki. To musi być aparat. Cholernie dobry aparat peryskopowy, który potrafi do krotności x5 przybliżać bez utraty jakości. Nie miałem jeszcze możliwości zgrania pierwszych zdjęć i obejrzenia ich na dużym ekranie, ale to, jak prezentują się na wyświetlaczu Motoroli Edge 20 Pro to poezja dla oczu. Działa też niezła stabilizacja (chociaż poziom Galaxy S21 Ultra to nie jest). Jest jeszcze x50 przybliżenie cyfrowe, ale ono już wiecie do czego się nadaje… W każdym razie na pewno godna pochwały jest praca tego peryskopowego przybliżenia oraz samej 108-Mpx matrycy. Zdjęcia wykonywane i zapisywane są szybko, chociaż czasem pojawiają się przestoje. Zauważyłem, że im więcej detali i kolorów (np. fotografowanie pasaży kwiatów) tym trzeba odczekać chwilkę nim ujęcie będzie gotowe. Efekt natomiast naprawdę jest świetny. Dokładne oględziny jeszcze przede mną, ale czuć, że jest bardzo duża moc sprawcza po stronie tego sprzętu.
Spojrzenie trzecie.
Ono musiało pojawić się teraz. Teraz, czyli po kilku dniach od chwili wyjęcia Motoroli Edge 20 Pro z pudełka, czyli… czas pracy na baterii. Spokojnie ponad półtorej doby bez kabla i czas włączonego wyświetlacza w okolicach 7 h SoT. Jest też szybkie ładowanie i odpowiednia do tego ładowarka w zestawie. Producent dorzuca też sylikonowy case (przynajmniej w recenzenckim pudełku). Nie powiem, ale tęskniłem za tym czasem pracy.
Spojrzenie czwarte.
Tak, to wzornictwo. A właściwie detale jeśli idzie o bliższy ogląd plecków i mieniących się pod światło refleksów. Po drugie telefon jest bardzo cienki, więc nawet z dużą baterią i całym tym systemem fotograficznym jest bardzo wygodny w obsłudze jedną dłonią. Oczywiście nie sięgniemy nie wiadomo, jak wysoko, ale ta satysfakcjonująca grubość przynosi wiele przyjemności z obsługi. Tutaj jednak pojawiają się dwa minusy. Na prawym boku jest regulacja głośności oraz włącznik z wbudowanym w niego czytnikiem linii papilarnych. Regulacja jest kiepsko wyczuwalna, a zarówno ona, jak i sam włącznik z czytnikiem są zbyt wysoko. Naprawdę niewygodnie się tam sięga i nie wyobrażam sobie, jak mogą małe dłonie sobie z tym radzić. Konstrukcyjnie to dla mnie największe dwie/trzy wady.
Spojrzenie piąte.
Z wielkim rozczarowaniem odkryłem, że mamy do czynienia z telefonem wyposażonym w… jeden głośnik mono… Za te pieniądze i w tej klasie sprzętu jest to dla mnie nie do pomyślenia. Naprawdę Motorolo nie ładnie. To duża wada, bo ekran aż prosi się, aby katować na nim mobilne gry (z uwagi na superszybki czas reakcji) i filmy (obsługujące standard HDR). Zatem bez słuchawek zabawa jest przednia, ale tylko na pół gwizdka. Niby te głośniki w żadnym smartfonie roboty nie wykonują najlepiej, ale szczerze – zasłanianie głośnika dłonią rujnuje wszelką rozgrywkę lub przyjemność z oglądania. Gdyby ten sprzęt kosztował 1000-1500 zł mniej – OK, mogę zrozumieć. Ale nie w przedziale 3500 zł.
Podsumowanie.
To nie jest pełna recenzja. To jest rzut oka na pierwsze rzeczy, które mniej lub bardziej rzucają się w oczy po pierwszych kilku dniach używania tego sprzętu. Są supermocne plusy i kilka wyraźniejszych minusów. Takie kombo – czegoś mocno pro i high z czymś na zaskakująco niskim poziomie. Ale daje się to spakować w jeden worek, okleić napisem „zjadliwe kompromisy” i można cieszyć tym, co naprawdę dobrze zostało tutaj zrobione. Ewidentnie Motorola Edge 20 Pro jest smartfonem, który będzie sprofilowany albo tylko pod kątem kogoś, kto jest wkręcony w mobilne fotografowanie i filmowanie lub kogoś, kto uwielbia mobilną rozgrywkę, ale traktuje ją na tyle poważnie, że bez słuchawek to się w ogóle do zabawy nie zabiera.
Ciekawostek jest w Motoroli Edge 20 Pro więcej. Ot chociażby możliwość kręcenia filmów w 8K! Do tego mamy możliwość wykonywania zdjęć macro. I to z bardzo, bardzo dużego bliska, a efekty (póki co wierzcie mi na słowo) takiego fotografowania są naprawdę fajne. Do tego dostajemy wciąż rewelacyjne gesty Moto, czy też tryb Ready For, który przy okazji recenzji Motoroli G100 mogłem przetestować i pokazać, jak to wygląda w praktyce. Jak widzicie – dużo fajnych rzeczy, jak na ten segment sprzętowy, który ociera się o flagowca, ale na pewno nim nie jest.
Z drugiej strony ciężko nie uznać, że brakuje naprawdę niewiele. Ale jak dużo to „niewiele”? Mam nadzieję odpowiedzieć pełniej w finalnej recenzji Motoroli Edge 20 Pro. Poczucie przebywania na skraju tych dwóch światów (flagowo-nieflagowego) mocno dominuje.