Skoro jednak ciekawość wygrała i czytasz te słowa oznacza, że uprawiasz właśnie cyberslacking. Innymi słowy – robisz coś co niekoniecznie podoba się Twojemu pracodawcy. Dlatego najlepiej nie czytaj dalej i zamknij przeglądarkę internetową….
…no dobra, ale skoro jednak zostałeś/-aś, zastanówmy się, czym jest tak naprawdę cyberslacking, i z czym to się tak naprawdę je? Generalnie każdy z nas doskonale zdaje sobie sprawę co kryje się za tym trudno brzmiącym określeniem. Świadomie bądź nieświadomie niektórzy uprawiają go notorycznie. No bo skoro szef daje dostęp do Internetu, to dlaczego w ramach przerwy nie sprawdzić, co ciekawego wrzucił kumpel na Facebooka? Sprawdzenie newsów, wiadomości czy aktualności sportowych w czasie pracy – w ramach relaksu – nikomu zapewne by nie zaszkodziło. W końcu ten kto pracuje na co dzień przy komputerze dobrze wie, że czasami trzeba trochę przewietrzyć mózg mniej ważnymi informacjami. Gorzej jednak, gdy te chwile zamieniają się w godziny… Jeszcze gorzej, pracownik zamiast wykonywać swoje zadania, zaczyna wypracować dodatkowy etat dla innego zleceniodawcy…
Jak wynika z badania CBOS, zleconego przez IT Company, już 7 proc. zatrudnionych dorabia do pensji w godzinach pracy, a 28 proc. korzysta z Internetu w celach, które nie wiążą się w żaden sposób z ich obowiązkami. To dużo? Mało? Biorąc pod uwagę, że w pracy dorabiamy sobie na boku, gdzie w tym czasie podstawowe obowiązki są siłą rzeczy zaniedbywane – tak, to dużo. W skali dnia być może nie są to duże liczby, ale gdy przełoży się to na tygodnie lub miesiące, nagle okazuje się, że bezproduktywne spędzanie czasu w Internecie jest dla pracodawcy istnym koszmarem.
Jestem w stanie zrozumieć każdą ze stron, ponieważ krótka przerwa w pracy z komputerem jest wręcz konieczna, choć bardziej powinna opierać się na aktywności ruchowej – chodźby głupiej wycieczce do kuchni po kawę, albo na zewnątrz (jeśli jest taka możliwość). Wszystko po to, by dać odpocząć naszym oczom. Są też chwilę, że zwyczajnie każdy chce zajrzeć na ulubione strony, przejrzeć newsy czyli zrobić tzw. „prasówkę”. Z drugiej strony nie każdemu pracodawcy się to podoba i albo ogranicza zasoby internetowe poprzez blokadę konkretnych stron lub w drugą stronę – blokuje wszystko, a udostępnia tylko niezbędne narzędzia potrzebne do pracy.
Warunki korzystania z Internetu na pewno omawiane są jeszcze przed rozpoczęciem pracy, a przynajmniej powinny, tylko że nawet jeśli pracodawca w obawie przed brakiem skupienia na podstawowych obowiązkach swojego pracownika ograniczy mu dostęp do Sieci, to i tak pozostają… smartfony… Jestem przekonany, że liczby które podałem znacznie by wzrosły, gdyby dodać do czasu w pracy przepuszczanego na „prasówkach”, doliczyć ten przepędzany ze telefonem w dłoni… Jest to znacznie bezpieczniejsze, bo jednak firmowa sieć może być monitorowana, a smartfona nikt przecież nie inwigiluje. Tutaj też Internetu nikt nie ograniczy. Oczywiście są miejsca pracy, gdzie korzystanie z telefonów jest zabronione, ale umówmy się – pracodawca nie jest w stanie wszystkiego kontrolować.
No właśnie – kontrola. I tu bardzo ważna rzecz, ponieważ zgodnie z prawem pracodawca może monitorować naszą aktywność i sprawdzać ile czasu spędzamy rzeczywiście na pracy, a ile na przyjemnościach (z zastrzeżeniem, że takie informacje mają służyć tylko ocenie wydajności podwładnego). Szef nie może podglądać na przykład prywatnej korespondencji. Kontrola może się pojawić, aczkolwiek pracownik powinien być poinformowany o tym, że może ona nastąpić. Nie zmienia to faktu, że czasami nie warto ryzykować, bo różnie się to może skończyć. Z drugiej strony, każdy sam najlepiej wie, na co może sobie pozwolić.
OK, a teraz do pracy!
Źródło: informacja prasowa IT Company
Zdjęcie pochodzi z darmowego serwisu stockowego Librestock.com