Zazwyczaj pisząc o wirtualnej rzeczywistości, umieszczam ją w kontekście ludzkim, co jest jak najbardziej zrozumiałe, gdyż to właśnie nasz gatunek jest głównym celem Oculusa czy innego Samsunga. Nie brałem jednak nigdy pod uwagę zwierząt i szczerze mówiąc, początkowo zdziwiłem się czytając o maciupeńkim headsecie VR dla… myszy. Jakie by nie było Twoje zdanie na temat eksperymentów na naszych braciach mniejszych od razu uspokajam – nie cierpią w czasie testów. Ale zacznę od odpowiedzi na najbardziej podstawowe pytanie – po co to wszystko?
[showads ad=rek3]
Otóż naukowcy od pewnego czasu są w stanie obserwować mózgi zwierząt w mikroskopijnych detalach, w momencie gdy wykonują one jakąś czynność. Wcześniej było to możliwe w ograniczonym zakresie – za pomocą elektrod widoczne stawały się poszczególne neurony, jednak to tak, jakby słyszeć jeden instrument podczas całej symfonii. “Koncertowe” wykonanie umożliwia dopiero obrazowanie dwufotonowe (two-photon imaging). Problem jest tylko jeden, ale za to dość poważny: głowa musi pozostać w miejscu, co w naturalnym środowisku ciężko, o ile w ogóle, da się uzyskać.
W tym miejscu do akcji wkracza wirtualna rzeczywistość. Za jej pomocą mysz oszukiwana jest iluzją pojawiających się korytarzy i myśli, że faktycznie się w nich porusza, będąc faktycznie po prostu na piłce, z unieruchomioną głową. Dzięki temu, naukowcy są w stanie sprawdzić, w jaki sposób mysz znajduje drogę w terenie. Udało się już dowiedzieć o ogólnej zasadzie działania mysiej nawigacji – dzieje się to oczywiście w głównej mierze za pomocą wąsów, które przesyłają sygnał do mózgu, a ten następnie interpretuje go i wysyła konkretne instrukcje. W zależności od odległości od wirtualnej ściany, pracują nad tym inne neurony.
[showads ad=rek3]
Ktoś złośliwy może stwierdzić – “no i fajnie, wiemy jak mysz używa mózgu do nawigacji i co z tego?”. Tak do końca nie mogę odmówić prawdy temu stwierdzeniu, jednak jest szansa, że dowiemy się z tego coś więcej. Z racji oczywistych różnic anatomicznych nie da się co prawda przełożyć wyników w skali 1:1 na człowieka, ale naukowcy wierzą, że dzięki temu uda im się zbadać istotę inteligencji, sposób przetwarzania informacji przez mózg, a idąc dalej – wykryć jakie zmiany zachodzą w przypadku chorób takich jak np. autyzm. Na tym polu jak najbardziej życzę powodzenia, bowiem trzeba zrozumieć pewne procesy, by móc podjąć skuteczne leczenie.
Wizja kuracji za pomocą wirtualnej rzeczywistości to raczej pieśń odległej przyszłości, tym bardziej, że na chwilę obecną u wielu może ona powodować odruchy wymiotne czy zawroty głowy. Wierzę jednak, że takie rzeczy, wraz z rozwojem technologii staną się możliwe i jeszcze nieraz usłyszymy o jakimś odkryciu z pomocą headsetu VR. Zatem czy pogoń za wirtualnym serem wyleczy autyzm? Na razie na pewno nie. Ale ten krok zmierza w dobrym kierunku.
[showads ad=rek3]
Źródło, foto: endgadget, technologyreview, wikipedia