Uff, chwila oddechu, największe emocje za nami i teraz czas na spokojne dyskusje nad tym, co zaprezentowała tajwańska firma. Pomijam już wszystkie przecieki. Zostawmy je na boku i przez chwilę załóżmy, że wcale ich nie było. Jak poczułbym się dzisiaj, gdybym po raz pierwszy zobaczył i usłyszał o następcy udanego modelu One M8?
Zacznę od tego, że obejrzałem sobie jeszcze raz najważniejsze fragmenty konferencji HTC i przyznam szczerze, że była ona dość skromna, ale nie spodziewałem się wielkich fajerwerków. Czasy świetności tajwański producent ma póki co za sobą i teraz musi mocno się spinać, by ponownie zaistnieć w świadomości szerszej grupy użytkowników. Pomijając jednak ten fakt, zaraz po tym jak wszystko stało się jasne i oficjalne, z jednej strony czuję się strasznie zawiedziony, z drugiej zaś całkiem zadowolony.
Ta dwuznaczność bierze się z tego, że najnowsza edycja HTC One wygląda bardzo podobnie do swojego poprzednika. Na konferencji chwalono bez przerwy mistrzowskie wzornictwo i rzeczywiście sporo w tym prawdy, ponieważ One M9 jest naprawdę piękny. Tyle, że w stosunku do M8 przeszedł lifting. Mówi się, że nie zmienia się tego co dobre, ale jednocześnie przydałby się większy powiew świeżości. Liczyłem chociażby na przeprojektowanie górnej i dolnej części, gdzie od dłuższego czasu królują głośniczki. Ta przestrzeń, mogłaby być wykorzystana w inny sposób. Inna kwestia, jest taka, że czasami trzeba dostrzec pewne rzeczy na własne oczy, dotknąć i poczuć, by zrozumieć i docenić wszystkie zmiany w wyglądzie.
Kolejna, ważna dla mnie rzecz – aparat. W końcu HTC poszedł po rozum do głowy i zastosował bardziej tradycyjne rozwiązania. Nie oznacza to, że zrezygnowano zupełnie z UltraPixel, ale odetchnąłem z ulgą, gdy potwierdziło się, że tylny aparat został wyposażony w 20-Mpx matrycę. Oczywiście nie oznacza to z automatu lepszych zdjęć, jej obecność jeszcze o niczym nie świadczy, jednakże jest nadzieja, że nie będzie zbytnio na co narzekać, choć muszę przyznać, że UltraPixel nie było aż taką tragedią, szkoda tylko, że autorski pomysł na fotografię, nie był odpowiednio rozwijany. Wtedy może by jeszcze coś z tego było. Póki co to przednia kamerka korzysta z tej technologii i rzeczywiście bardziej pasuje do selfie niż do zdjęć wykonywanych przez główny aparat. Wygląda na to, że tym razem HTC przyłożył się do fotografii, choć zanim wydam jakikolwiek wyrok, wstrzymam się do testów. Na papierze wygląda to dobrze.
Inną kwestią, którą chciałem poruszyć to dźwięk. Telefony tajwańskiego producenta, nie od dziś cieszą się dobrą opinią wśród melomanów. HTC mocno podkreśla ten punkt i myślę, że to jeden z głównych atutów One M9. Pisząc szczerze wątpię, by miał pod tym względem jakąś realną konkurencję, ponieważ brzmienie w technologii BoomSound oraz Dolby Audio mają zapewnić symulację brzmienia w formie 5.1 w jakości 24-bitowego dźwięku. Brzmi nieźle – dosłownie i w przenośni. Choć oczywiście „symulacja 5.1” nie oznacza, że z głośników stereofonicznych otrzymamy dźwięk przestrzenny. Mimo to jestem przekonany, że to musi być mocne uderzenie, w szczególności gdy dodamy do tego dedykowane głośnik BoomBass.
Jestem bardzo ciekawy, jak najnowszy produkt HTC wypadnie na tle konkurencji? Ta oczywiście nie śpi i w porównaniu z tym co pokazał Samsung, HTC może się zacząć pakować i jechać do domu. Oczywiście to nie znaczy, że One M9 będzie złym telefonem. W moim odczuciu będzie to jeszcze bardziej solidniejszy i dopieszczony do granic możliwości flagowiec, dla którego na rewolucje, których doczekał się Galaxy S6/Edge, przyjdzie pora w przyszłym roku. Boję się jednak, że bez względu na swoje naprawdę wielkie możliwości i świetne wzornictwo, HTC One M9 mimo wszystko przegra z innymi smartfonami w wyścigu o serca użytkowników.
Foto: htc