Lecąc do Barcelony, z dwudniowym poślizgiem, zastanawiałem się, jaki będzie mój faktyczny odbiór najnowszych Samsungów z serii Galaxy S6 i Galaxy S6 Edge? Wiadomo – materiały promocyjne jedno, energia płynąca z konferencji drugie, pierwsze wrażenia w serwisach technologicznych opisane, więc jak to ugryźć, aby nie być wtórnym?
Moje obawy były zdecydowanie przesadzone. Jestem w poważnym szoku. Nie wiem ile czasu spędziłem na stoisku Samsunga, fotografując na wszystkie możliwe sposoby najnowsze słuchawki tego południowokoreańskiego producenta, ale oderwać się nie mogłem.
Mam na języku trzy słowa opisujące zarówno SGS6 jak i SGS6 Edge: Cholerne dzieła sztuki! (#CDS ;) ). Tak, jestem zdumiony, jak kapitalnie położono nacisk na wykonanie tych urządzeń. Biel, niebieski, zielony, złoty? Każdy z nich wygląda fenomenalnie. Szkło na froncie i na odwrocie robi swoje. I to takie szkło, które fantastycznie odbija cały świat dookoła nas ;).
Wiem już, że od strony praktycznej wszyscy – jak świat długi i szeroki – będą narzekać na palcowanie plecków. Tak, nie da się go uniknąć, w końcu to najprawdziwsze szkło. Trudno, żeby było inaczej. Ale gwarantuję każdej i każdemu z Was – nie ma na rynku drugiego takiego smartfona. Klasa premium jest tutaj najlepszym określeniem. Spasowanie, dobór materiałów, wykończenia, detale, przyjemność w dotyku, wrażenia płynące z szybkości działania. WOW – Samsung tymi dwoma modelami wywrócił wszystko do góry nogami.
W wykonaniu zwracają oczywiście uwagę dwa ekrany krawędziowe w SGS6 Edge, które nie są takie same, jak w Samsungu Galaxy Note EDGE (TUTAJ moja recenzja). Jednak w notatnikowej wersji jest szerszy ekran, a krawędź jest minimalnie większa, a przecież przy smartfonach każdy milimetr ma przecież kolosalne znaczenie. W związku z tym – przynajmniej po pierwszym oglądzie – traktuję zakrzywiony na bokach wyświetlacz w SGS6 Edge, jako bardziej designerski pomysł, aniżeli ficzer o takim znaczeniu, jak to miało miejsce w Note EDGE, ale oczywiście swoje funkcje krawędzie otrzymały, aczkolwiek na pierwszy rzut oka nie zauważyłem, aby niosły taką rewolucję jak we wcześniejszym modelu z serii Note.
W czasie pierwszych oględzin, moją uwagę przykuła również jakość pracy aparatów, zarówno frontowego, jak też głównego. To, że fotki wychodzą rewelacyjnie, to jasna sprawa, ale fakt, że ostrość jest łapana dosłownie w ułamku sekundy, to już nie taki standard obecny na rynku. Do tego tryb HDR przy frontowej kamerce, to pomysł kapitalny. Sam wykonuję zdjęcia już niemal tylko z jego użyciem, ale w przednim aparacie nie jest to raczej zbyt częsty dodatek (jeśli w ogóle?).
Kapitalna jest też nakładka, która wygląda nadzwyczaj przestrzennie. Dodano trochę cieni tu i ówdzie, które nieco modyfikują płaski, dominujący interfejs, ale nie jest to nic inwazyjnego. Poza tym czuć od niej powiew świeżości, pomimo że właściwie poddana została tylko liftingowi. Widać też, że nie obciąża za bardzo systemu, który śmiga tak płynnie, że aż miło. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że po podłączeniu własnych kont oraz po ściągnięciu miliona aplikacji SGS6 i SGS6 Edge przejdą prawdziwe testy bojowe, ale póki co jest świetnie!
Może jeszcze jedno zdanie odnośnie nakładki. Otóż Samsung rozwija od niedawna możliwość zmieniania skórek interfejsu. Muszę przyznać, że to świetny pomysł, można z jego sklepu pobrać kilka fajnych propozycji, które świetnie zmieniają całe urządzenie, dzięki czemu staje się ono zupełnie inne w odbiorze.
Wspominam o tym, bo był już czas, że w technologiach mobilnych takie rozwiązania święciły triumfy. Potem je zarzucono, bo chociażby w Sklepie Play można było znaleźć liczne zamienniki, a nawet launchery, które całkowicie odmieniały nasze środowisko pracy. Teraz wraca to w nowych SGS6 i 6 Edge w dobrym stylu, a na płaskim interfejsie sprawdza się wyjątkowo atrakcyjnie.
Kurczę, świetne, świetne smartfony!