Powiedzieć trzeba, że jeżeli chodzi o popularność głównego bohatera książek Sir Artura Conan Doylea w ostatnich latach to na pewno nie straciła ona na znaczeniu. Pomiędzy dwoma Hollywodzkimi filmami, w których w rolę Sherlocka Holmesa wcielił się Robert Downey Jr. a brytyjskim serialem Sherlock, w którym główne skrzypce gra Benedict Cumberbatch postać ekstrawaganckiego detektywa w charakterystycznej czapce przeżywa ostatnio okres prawdziwego odrodzenia. Co prawda obie te produkcje na swój sposób odeszły od materiału źródłowego, ponieważ nowe filmy koncentrowały się w dużej mierze na akcji, natomiast serial starał się możliwie dokładnie przenieść książkowe intrygi w XXI wiek. Nie straciły one jednak podstawowych atutów historii dziewiętnastowiecznego autora jakimi były wciągające kryminalne tajemnice i wyjątkowa postać głównego bohatera.
Już za kilka miesięcy będziemy mieli okazję po raz kolejny podziwiać postać Sherlocka Holmesa na ekranach kin za sprawą produkcji pod tytułem Mr. Holmes. Tym razem jednak klimat i tematyka mogą znacznie różnić się od naszych standardowych oczekiwań. W filmie Billa Condona spotkamy znanego nam wybitnego detektywa w roku 1947. Stary już i od lat nieaktywny zawodowo Sherlock mieszka w małym miasteczku na angielskiej prowincji i zmaga się ze zdrowiem oraz słabnącą pamięcią. Mimo idyllicznego otoczenia fragmenty starych wspomnień nie dają mu spokoju i ostatecznie zmuszają do podjęcia ostatniej próby rozwiązania zagadki kryminalnej sprzed pięćdziesięciu lat.
Z całą pewnością pierwszą rzucającą się w oczy zaletą filmu jest obsadzenie w roli głównej Iana McKellena (znanego między innymi z kreacji Gandalfa oraz Magneto). Muszę przyznać, że mając w pamięci Oscarowy sukces Gods and Monsters z 1998 który powstał dzięki współpracy Condona i McKellana nowy pomysł na Holmesa wydał mi się na początku niesamowicie atrakcyjny. Po obejrzeniu trailera nasuwają mi się jednak wątpliwości, które dotyczą wspomnianych już głównych atutów oryginału. Po pierwsze zapowiedź nawet w najmniejszym stopniu nie podkreśla wagi samej zagadki kryminalnej która zawsze stanowiła fundament opowiadań Conan Doyla. Po drugie boję się, że schorowany Sherlock Holmes może stracić wiele ze swojego klasycznego powabu. Sugeruje to przynajmniej sama zapowiedź, która kładzie jedynie nacisk na renomę marki oraz poprzednie sukcesy twórców filmu (z upodobaniem wymieniane są ilość przeszłych nominacji do Oscara). Dobór zaprezentowanych nam ujęć wzbudza wątpliwości tym większe, że mam nieodparte wrażenie, iż wstępniak składany był w pośpiechu (sugeruje to chociażby dziwne przejście soundtracku mniej więcej w połowie trailera).
Przyznaje oczywiście, że wszystkie te wątpliwości mają w zasadzie charakter techniczny i bardziej niż do samej fabuły filmu odnoszą się do jakość kampanii reklamowej. Mam nadzieje, że ostateczny efekt okaże się strzałem w dziesiątkę a moje wątpliwości uda się twórcom przebudować w atuty filmu. Czy tak będzie dowiemy się już 19 czerwca. Do tego czasu będę trzymał za tą produkcję kciuki, ponieważ zdecydowanie ma ona potencjał, żeby stać się jedną z najważniejszych premier tego roku.
Foto: filmnation, vulture