Dobra – najpierw cena, tylko uważaj i nie spadnij z krzesła. 800USD bez jednego centa…! Tak, to w przeliczeniu na złotówki trzy tysiące złotych, a to oznacza również, że na naszym rynku może zostać wyceniona Moto Z2 Force pomiędzy 3500-4000zł… Bije po oczach, uderzy po kieszeni – nie ma zmiłuj, w końcu to flagowiec i to flagowiec z jajami – taki, którego na rynku nie ma w ofercie żaden producent.
OK, OK, OK – ale też, jak policzysz dodatkowo ile trzeba zapłacić za moduły, to może się okazać (lub właściwie okaże), że kwota podstawowa urośnie o co najmniej połowę (jeśli nie drugie tyle). Nie mogę jednak ukryć, że Moto Z2 Force – pomimo spodziewanej wysokiej ceny – to smartfon, na którego czekałem szczególnie po nieudanym debiucie Moto Z2 Play, która napełniła mnie wieloma wątpliwościami i czułem po niej ogromny niedosyt.
Teraz jest znacznie, znacznie lepiej. Jeśli mam być szczerym, to wypada mi napisać, że tak – oczekiwałem większego przełomu, ale też jestem usatysfakcjonowany. Lenovo szlifuje swój diament. Oswaja świat z modułami Moto Mod, a co najważniejsze – komunikuje, że ma w ofercie smartfony, których nie zrobił do tej pory nikt! I – TAK – warto iść tą drogą!
Tyle, że to cholernie droga ścieżka. Nawet, jeśli weźmiesz pod uwagę fantastyczne stalowe wykonanie o grubości zaledwie 6,1mm, rewelacyjne aluminium serii 7000 użyte do zrobienia Moto Z2 Force, czy zastosowane szkło ShatterShield na froncie, które zostało wykonane w specjalnej technologii utwardzania, która gwarantuje, że go nie rozbijesz. Po prostu – NIE ROZBIJESZ! Podkreślam to tak wyraźnie, bo swego czasu była już Moto Force w obiegu i też posiadała taki panel. Byłem świadkiem totalnego maltretowania urządzenia i jakkolwiek body łapało ostre zadrapania i uszkodzenia, tak szkło – poza ryskami – nie zostało w żaden sposób naruszone.
Oczywiście silnikiem Moto Z2 Force jest Snapdragon 835, 4GB RAM, w podstawie 64GB pamięci na pliki plus slot na karty microSD do 2TB, wciąż wykorzystywane są dwa odrębne chipy w roli koprocesorów: Natural Language Processor i Contextual Computing Processor, nafaszerowano Z2 Force całą masą czujników, są dwie kamerki na tyle do zdjęć monochromatycznych i kolorowych oraz łapania doskonałej głębi ostrości z detekcją fazy (PDAF) oraz laserowym autofocusem, tryb szybkiego ładowania TurboPower etc., etc., etc.
Jest więc wszystko to, co tygryski lubią najbardziej, z Nougat’em na pokładzie i obietnicą aktualizacji do Androida O – w pakiecie. OK, jest też kilka kolców przy tej róży. Na pewno mała bateria (2730mAh), która ponownie będzie wymuszać zakup modu bateryjnego oraz nielubiany przez wielu użytkowników brak jacka 3.5mm, ale z przejściówką pod USB-C. Oczywiście oczkiem w głowie Lenovo jest przy Moto Z2 Force nowy moduł, który oferuje kamerkę sferyczną Moto Mod 360 Camera, montowaną w tak samo łatwy, szybki i bezproblemowy sposób – na magnetyczne plecki z pinami. Filmowanie odbywa się w 4K, szerokość kąta widzenia 150st. plus rejestracja dźwięku 3D. Cena niecałe 300USD, czyli blisko 1100zł…
Obydwa produkty mają być dostępne jeszcze tego lata w sprzedaży. Kiedy konkretnie – nie ma jeszcze informacji, ale sugerując się amerykańską dystrybucją, będzie to najpewniej jeszcze w sierpniu. Wiem, że to w sumie trochę męczące, ale powtarzam raz jeszcze – kwotowo wychodzi to wszystko bardzo drogo. Jestem ogromnym entuzjastą tej serii Moto, ale czuję też potężne cenowe ograniczenia. Zastanawiam się więc głośno, czy nie będzie to przypadkiem największa przeszkoda w upowszechnianiu modułowych rozwiązań?
Póki co, to tylko retoryka. Zdecydują klienci swoimi portfelami. Mnie przekonywać do Moto Z2 Force nie trzeba, ale bez środków pieniężnych – od przekonania do kupowania – daleka droga…