Mimo, że rynek smartfonów jest żyłą złota, to jednak jest to bardzo specyficzna branża. Konkurencja i jej presja są tak silne, że inni – mniejsi gracze – z trudem przebijają się przez zasieki zastawione przez potężnych producentów. Kto może, to skubie coś dla siebie. Jednak giganci tacy, jak Motorola, HTC, do niedawna fińska Nokia, BlackBerry itp. nie mogą sobie pozwolić na opuszczenie gardy chociażby na chwilę. Ale widząc ich obecne sytuacje finansowe uderza, że kiedyś rządzili – dyktowali warunki, a dziś toną pogrążeni w długach, przejmowani są przez inne firmy albo zmierzają ku upadkowi.
Kiedy Motorola szykowała Moto X, to jednak oczekiwania wielu obserwatorów – w tym moje – były dość wysokie. Ostatecznie smartfon nie rzucił mnie na kolana, chociaż zbiera przecież świetne opinie z redakcji, które go testują i od osób, które go mają. Coś jednak jest nie tak. Bo podobno nie sprzedaje się jak ciepłe bułki. I nagle pojawiła się Moto G. Niewiele uboższa w specyfikację, ale za to w baaardzo niskiej cenie. W USA kupicie model z 8 GB pamięci na dane już za 179 dol., a wersję z 16 GB za 199 dol. W przeliczeniu na złotówki to ich ceny oscylują od ok. 560 zł do ok. 630 zł!
Sporo osób zadaje sobie pytanie, jak wiele Motorola może zarobić na tak tanim urządzeniu? Przecież w tym przedziale cenowym dostaniecie kiepskiej jakości low-endy. W związku z tym The Wall Street Journal poprosił w ankiecie o opinie analityków, a ci jednoznacznie ocenili, że marża Motoroli musi być poniżej 5 proc! Nie trudno zresztą do takich wniosków dojść, bowiem wg szacunków podzespoły do Moto G kosztują ok. 123 dol. A przecież doliczyć trzeba jeszcze koszty produkcji, marketing, dostawy i masę innych czynników, które składają się na cały produkt, który w końcu trafia do klienta. I tak nieźle, że nie dokłada do interesu.
Po co zatem Motorola wypuszcza tak tanie urządzenia, a zarazem atrakcyjne sprzętowo? Bo jak wskazują analitycy, pracuje nad swoim wizerunkiem i zależy jej, aby niską ceną odebrać klientów konkurencji. Wygląda na to, że inne środki perswazji do nas (klientów) już nie przemawiają i ten ostatni środek, którym jest właśnie cena, to raczej ostateczność. Nie wiem niestety, jak sprzedaje się Moto G, ale wiem jak wygląda sytuacja z Samsungiem Galaxy S4 czy iPhone’ami 5S i 5C od Apple. A te radzą sobie świetnie na rynku, a do tego marże na tych urządzeniach są wyjątkowo wysokie. Na swoim flagowcu Koreańczycy mają mieć wg analiz 28-proc. narzut, a na smartfonach Apple jest on między 30 proc. a 35 proc!
Zatem 5-proc. zysk Motoroli na modelu Moto G, wygląda bardzo kiepsko w tym zestawieniu. (No tak, ale Moto G to nie hi-end) ;)