Niby nic takiego. Motorola tworzy nową stronę internetową, wszystko powoli rusza, aż tu nagle fani marki i nowych technologii szybko spostrzegają, że oprócz klasycznych zakładek pojawia się jedna opisana, jako Moto G. I jak zwykle zaczynają się spekulacje. Bóg jeden raczy wiedzieć, czy jest to działanie celowe, wpadka, a może po prostu robocza nazwa zakładki. Plotka idzie w świat, a wraz z nią kombinacje, cóż to może być? Oczywiście wszyscy domyślamy się jednego – kolejnego smartfona. Ale przy tej okazji pojawia się kilka pytań, które dzisiaj wcale nie brzmią głupio.
Moto X to – wg najróżniejszych opinii i recenzji – jeden z ciekawszych smartfonów na rynku, który pochwalić się może świetnym wykonaniem, idealnie zoptymalizowanym softem pod hardware. Nie jest za duża, ale też nie jest za mała, przez co trafia w gusta szerszego odbiorcy, a ponadto daje się personalizować. Wprawdzie nie jest to duża paleta możliwości, ale wystarcza, żeby robić wokół siebie dobry marketing. Moto X miała być pierwszym od lat, poważnym pogromcą iPhone’a. Dziś na pewno już wiemy, że nim nie jest, ale to dopiero początek jej drogi, zatem jestem skłonny wierzyć, że nadejdzie dzień, kiedy strąci króla z tronu. Niemniej, dzisiaj mamy świetne urządzenie, dostępne tylko na ograniczonym rynku, z niezłą perspektywą na przyszłość. Jakoś nie widziałem do tej pory konieczności stworzenia tańszego odpowiednika Moto X, a przy okazji plotek o Moto G takie pomysły się pojawiają.
Po co zatem Google’owi Moto G (o ile coś takiego rzeczywiście istnieje)? Moto X nie należy do najtańszych smartfonów. Z kontraktem kupicie ją w USA nawet za 99 dol., jednak jej realna cena to 649 dol. Motorola wraz z Google od razu pozycjonują ją w przedziale osiągalnym nie dla każdego. Ograniczona dostępność na świecie może tylko potęgować wrażenie, że jest to produkt premium. Na tym tle Moto G brzmi, jak jakaś farsa. Nie po to tak pieczołowicie pozycjonuje się dany produkt, żeby wizerunek serii osłabiać sprzętem w gorszym wydaniu.
No właśnie, ale muszę wziąć pod uwagę zasadniczą cechę – otóż, kto powiedział, że Moto G byłby kiepskim budżetowcem? Jeśli byłby to smartfon pokroju Samsungów Galaxy Ace czy HTC Desire 600, ale z tak zoptymalizowanym Androidem, jak ma to miejsce w Moto X, to wcale nie jest powiedziane, że budżetowy Moto G nie podbiłby rynku tanich smartfonów, które wreszcie mogłyby zaoferować zadowalająco wydajną pracę, a to byłoby nie lada wyzwaniem dla konkurencji, zwłaszcza że wiele krzywdzących teorii na temat Androida bierze się stąd, że ludzie trafiają na słabe sprzętowo słuchawki, na których system zupełnie sobie nie radzi.
Wydaje mi się, że śmiało możemy rozważyć jeszcze jeden trop. Moto G – nazwa może sugerować smartfon Google. Myślę, że jeszcze za wcześnie, by węszyć w tym nowego Nexusa, ale taką opcję też można zakładać. W końcu patrząc na rosnącą popularność całej serii, to również dobry pomysł na podkręcenie sprzedaży Motoroli. Osobna sprawa, że gdyby okazało się, że wyszukiwarkowemu gigantowi udało się przechytrzyć wszystkich z Nexusem 5, który teoretycznie powstaje przy współpracy z LG, byłbym zszokowany widząc go w szatach od Motoroli, ale wątpię w taką ewentualność.
Tyle z fantazjowania. Czas pokaże, co ciekawego zaprezentują nam te dwie firmy.