Plotki, ploteczki, aż w końcu udało się urodzić Microsoftowi swoje nowe, piękne dziecko. Miejsce przyjścia na świat – Szanghaj. I tak, zgodnie z oczekiwaniami – to odświeżona hybryda, która występuje pod nazwą – po prostu – Surface Pro. Względem czwórki model ten nie różni się zasadniczo wizualnie, ale stracił trochę na wadze oraz przeszedł delikatny lifting. Dzięki tym zabiegom trafi w nasze ręce produkt niezwykle szybki i wciąż estetycznie wbijający w fotel. Sam sprzęt bardzo mi się podoba, aczkolwiek czuję w sobie niemałą dawkę zazdrości. Nowy Surface dostanie bowiem rozwiązania, które już teraz rozbudzają wyobraźnię, a nie mam ich w swoim Surface Booku…
Najświeższy Surface Pro będzie pracować na jednym ładowaniu aż 13,5h. Ma też dwa razy więcej mocy od Surface Pro 3 (szkoda, że MS nie pokusił się o porównanie z SP4), podstawę wciąż stanowi wyświetlacz PixelSense o przekątnej 12,3 cala z rozdzielczością 2736x1824px (267ppi), a jego sercem będą procesory Intel Core siódmej generacji serii m3, i5 oraz i7. Podobnie, jak poprzednio – wielkość pamięci na dane wynosi w podstawie 128GB SSD, później 256GB SSD, 512GB SSD oraz 1TB SSD. RAM rośnie podobnie – 4GB, 8GB i 16GB. Poza tym jest też jeden pełny port USB 3.0 (nadal zostaję przy opinii, że powinny być dwa), Mini DisplayPort do łączności z monitorem, gniazdo 3.5mm na słuchawki, czytnik kart microSDXC.
Microsoft natomiast tym razem trochę się wycwanił. Rysika Surface Pen już nie daje w zestawie, i podobnie jak klawiaturę i myszkę – trzeba kupić go osobno. A jest to posunięcie mocne taktycznie, bo bez Pena komputer Surface, jest jak człowiek bez jednej ręki… Tym bardziej nabiera to znaczenia, kiedy uświadomisz sobie, że Surface Pen też został odświeżony, a jego nowa generacja obsługuje teraz aż 4096 poziomów nacisku, wraz z opcjami cieniowania, zależnie od tego pod jakim kątem piszesz lub szkicujesz. Cóż – czuję, że nowy stylus będzie musiał się znaleźć w moim posiadaniu, tym bardziej że sporo z niego korzystam, więc trudno oprzeć się chęci przesiadki na precyzyjniejsze narzędzie.
Czego jednak zazdroszczę nowemu Surface Pro A.D. 2017 najbardziej? Przede wszystkim obsługi z poziomu ekranu akcesorium Surface Dial. Mój Surface Book również jest z nim kompatybilny, ale wyłącznie z poziomu biurka, nie wykonam nim żadnej akcji kładąc Diala na wyświetlacz Booka. A szkoda wielka, bo to genialny dodatek do Surface Studio, który uważam za jeden z najbardziej milowych akcesoriów i od dłuższego czasu noszę się z zamiarem zakupu. Jako, że nie mam z nim pełnej funkcjonalności, toteż biorę póki co na dystans, a w tej chwili będę jednak chciał postawić na nowego Surface Pena, bo po rysik sięgam nieporównywalnie częściej.
Bardzo apetycznie brzmi opis dedykowanej Surface Pro klawiatury, która otrzymała nazwę Signature Type Cover, i jak zapewnia Microsoft w swoich materiałach – oferuje wysokiej jakości mechanizm nożycowy i skok klawiszy wynoszący 1,3mm, co przekłada się na świetne wrażenia związane z pisaniem. Wierzę Microsoftowi na słowo, bo miałem do czynienia i z Type Coverem od Surface Pro 3 oraz nową odsłoną Type Cover do Surface Pro 4, więc wiem z czym to się je ;).
Ostatnia rzecz godna pozazdroszczenia w Surface Pro z roku 2017., to przygotowanie wariantu z obsługą modułu LTE, który będzie dostępny jeszcze w tym roku, ale nieco później. Nie zmienia to jednak faktu, że to całkowite uwolnienie hybrydy od przywiązania do jakiegokolwiek hot-spotu. Co więcej, idealny pomysł, aby sprzedawać Surface Pro w komitywie z operatorami komórkowymi – i kto wie, czy bardziej nie będzie to dedykowane biznesowi? Świetna sprawa!
Oczywiście nowy Surface Pro będzie dostępny w Polsce, a jego sprzedaż zacznie się w połowie czerwca. Co jeszcze? Ceny w dolarach zaczynają się od 799USD za najsłabszy wariant. Oczywiście to góra pieniędzy, ale jest taniej niż było przy Surface Pro 4. No ale, jak doliczysz koszty klawiatury, myszki i rysika oraz ewentualnego Surface Diala, to okaże się, że nawet wariant z m3, 4GB RAM i 128GB SSD wyniesie Cię sporo więcej… :(.
OK, a co ja myślę o tej premierze tak pod kątem całościowym? Nie jestem do niej w stu procentach przekonany. Jakoś tak dobrze mi było z tym, że Microsoft ma tak pięknie uporządkowane portfolio. Że Surface Pro 4 jest dla biznesu, Surface Book dla profesjonalistów i artystów, klasyczny Surface dla edukacji, a Surface Laptop stanowi uzupełnienie całej rodziny o wariant będący klasycznym notebookiem, jako idealna przeciwwaga dla osób, które nie chcą hybrydy, a coś z Surface w nazwie.
Teraz robi się z tego niby odświeżenie Surface Pro 4, ale w komunikacji już jest forsowane stwierdzenie, że to sprzęt dla twórców, stąd też pełne wsparcie dla Surface Dial. No, ale jak na sprzęt dla artystów kiepsko, że nie ma w zestawie chociażby rysika, więc „łyso” wypada w gołym pudełku nowy Surface Pro, do którego przecież trzeba skompletować resztę akcesoriów…. Powtórzę – drogich akcesoriów…
Niemniej – z największą przyjemnością przetestuję u siebie Surface Pro 2017. To wciąż fantastyczna seria urządzeń, kapitalnie opierająca się upływającemu czasowi, doskonale zaprojektowana, świetnie wykonana, oferująca w swoim minimalizmie ogromną paletę możliwości. Może to irracjonalne, ale jednak sprzęt wart tych dużych pieniędzy.
PS.
Surface Pro 2017 pracuje oczywiście pod kontrolą Windows 10 Pro.