Pamiętam dokładnie czas przed mniej więcej trzema laty, kiedy z produkcji netbooków wycofywał się producent za producentem. Pomimo pierwotnego boomu na te urządzenia, nie wytrzymały konkurencji z coraz bardziej zyskującymi na popularności ultrabookami, które nie oferowały tylko pomniejszonego, a przy okazji mało wydajnego laptopa, ale pracowały (i nadal to robią) na nowoczesnej architekturze, są energooszczędne, do tego cienkie i lekkie oraz świetnie się prezentują. Że wielki wpływ miał na to Apple ze swoją serią MacBooków Air nie jest przecież tajemnicą, ale fakt że netbooki odchodzą do lamusa również był niepodważalny i w pewnym sensie zaskakujący.
Wówczas Google prezentował swojego pierwszego Chromebooka, któremu daleko było jeszcze do tego, czym możemy cieszyć się dzisiaj. Jeśli dobrze poszperacie w sieci, to znajdziecie wiele materiałów (również polskich), które obśmiewały ideę komputera do Internetu. Do hejtowania pole było większe, bo i sam Chrome OS nie reprezentował jeszcze sensownego poziomu pracy. Ot włączacie komputer, a tam uruchamia się przeglądarka. Wow – rzeczywiście, jest się czym podniecać.
Jakby było mało, to tamten komputer (wyprodukowany zresztą przez Samsunga) był koszmarnie drogi, do tego stopnia, że zupełnie nie opłacało się go kupować, bowiem w podobnej cenie spokojnie dało się nabyć sprzęt z mniej więcej średniej półki z bardzo udanym systemem Windows 7 na pokładzie. Ale wiele od tamtego czasu się zmieniło. Świat zachwycił się mobilnymi rozwiązaniami, a życie milionów ludzi jeszcze bardziej przeniosło się do Internetu. Wielu z nas po prostu przestało potrzebować wszystkomających laptopów i komputerów PC.
Microsoft dzisiaj rzeczywiście musi szukać alternatyw dla swoich rozwiązań, bowiem niepozorne, teoretycznie mało wydajne, przeglądarkowe Chromebooki podgryzają go coraz mocniej. W 2013 roku miały sprzedać się w ilości 2,9 mln szt., a dzisiaj szacuje się, że w obecnym roku kupionych zostanie w sumie 5 mln urządzeń z Chrome OS na pokładzie! Analizy idą jeszcze dalej sugerując, że do 2017 roku wynik ten zostanie potrojony do 15 mln sprzedawanych Chromebooków rocznie!
Wiadomo już, że w walce o swoje najpewniej rzuci na rynek urządzenia oparte o podobny hardware oraz postara się konkurować w tych punktach, w których komputery z Chrome OS przodują właśnie Microsoft. Na początek we współpracy z HP.
Jak widać m.in. na zdjęciu powyżej, za 199 dol. (ok. 600 zł) mamy dostać HP Stream (pisałem o nim już w połowie lipca), czyli taniego netbooka, o którym teraz dowiadujemy się nieco więcej. Wedle przecieków ma być wyposażony albo w procesory Intel Atom (tego akurat nie ma na powyższej liście) albo 4-rdzeniowe układy AMD A4 Micro-6400T z zegarem 1,6 GHz oraz grafiką Radeon R3 (co jest już bardziej prawdopodobne). Co więcej komputer otrzyma 32 lub 64 GB miejsca na pliki, do tego 2GB RAM oraz – z tego, co sugerują różne źródła – Microsoft miałby od siebie dać dodatkowo 200 GB w Chmurze OneDrive.
Na froncie mamy zobaczyć 14-calowy ekran w proporcjach 16:9 z dość standardową w tym przedziale cenowym rozdzielczością 1366×768 pikseli. Nie będzie więc to sprzęt typowo celujący w mobilność, ale jeśli ma być przeznaczony dla uczniów i studentów do pracy stacjonarnej z okazyjnym przenoszeniem, to może być strzałem w 10.
Widać, że przede wszystkim HP Stream miałby wyróżniać się ilością dostępnej pamięci na własne dane, która w Chromebookach w standardzie wynosi zawsze 16 GB. Są wyjątki od reguły, które reprezentują niektóre modele od Acera, ale zasadniczo Microsoft ma punkt, którym się wyróżnia, chociaż tutaj trzeba zdać sobie też sprawę, że sporo przestrzeni ucieknie na sam system Windows 8.1. Po drugie, gdyby wieści o 200 GB w OneDrive się potwierdziły, to mielibyśmy rzeczywiście konkurencyjną furtkę do internetowego zarządzania plikami, dostępnymi z właściwie każdego sprzętu.
Co jednak intryguje mnie najbardziej, to czy Microsoft zdecyduje się na udostępnienie za free pakietu Office – chociażby w ograniczonym zakresie – co rzeczywiście byłoby atrakcyjnym posunięciem pod względem dotarcia do edukacyjnego odbiorcy, bo przecież jestem pewien, że również instytucje państwowe mogłyby być zainteresowane taką alternatywą. No właśnie, tylko czy Microsoft to rozumie?
Nie da się ukryć, że siłą każdego Chromebooka jest również całkowita i właściwie bezpłatna oferta licznych aplikacji, których nie potrzeba instalować w systemie. Nawet jeśli Chrome OS się zestarzeje i zauważycie coraz toporniejszą pracę, to przywrócenie ustawień fabrycznych trwa kilka minut, a po zalogowaniu na konto Gmail wszystko przywraca się dosłownie w ciągu kilku chwil.
Póki co nie jestem pewien, czy Microsoft rzeczywiście jest świadom tego, że jeśli ktoś wybiera rozwiązania od Google to świadomie rezygnuje z pewnych propozycji Windowsa i prawdę pisząc trudno o tęsknotę za nimi. Może więc odpowiedzią taką prawdziwego zdarzenia byłyby webowe okienka? Ale to wymagałoby od giganta z Redmond ogromnej determinacji i kapitalnego planu działania. Takiego, jaki wymyślił Google z Chromebookami.