Niektórzy uważają, że w Hollywood nie dzieje się najlepiej. To pewnie lekko oryginalna opinia, ma ona jednak grono gorących zwolenników podkreślających przede wszystkim fakt, iż metoda działania wytwórni polegająca na tworzeniu kolejnych części super hiper produkcji pochłaniających setki milionów dolarów może w niedługim czasie doprowadzić światową widownię do zmęczenia a samą Dolinę Snów na skraj przepaści. Podkreślać to mają wyliczenia mówiące jakoby w przypadku porażki komercyjnej czterech kolejnych “Blockbusterów” struktura finansowa Hollywood mogła okazać się niewydolna, zmuszając znane nam wszystkim studia filmowe do zwinięcia interesu.
Mnie szczerze mówiąc, nie za bardzo chce się wierzyć w tego typu zapewnienia. Po pierwsze dlatego, że w praktyce prawdopodobieństwo czterech finansowych katastrof z rzędu jest mało realne, a po drugie cały ten argument brzmi dla mnie mocno katastroficznie i zakłada w dużym stopniu bezmyślność ludzi zarządzających całym tym ogromnym kapitałem.
[showads ad=rek1]
Nie zmienia to jednak tego, że nawet osoby, które jedynie przelotnie interesują się kinem, łatwo rozpoznają, jak popularne stało się ostatnio np. czerpanie z książkowych “bestsellerów” Sience Fiction i przenoszenie ich na wielki ekran. Przykładów na to jest naprawdę sporo, Hunger Games, Divergent, Ender’s Game czy Maze Runner (wszyscy wiemy jak łatwo podać więcej przykładów), mimo że nie są pewnie typowymi Blockbusterami, to wszystkie są pod pewnymi względami pochodną tego samego problemu.
Duża część opisanej wyżej dyskusji na temat przyszłości amerykańskiego kina przetoczyła się przez media przy okazji Avengers: Age of Ultron, któremu nie uda się pewnie zarobić spodziewanego 1,5 miliarda dolarów co wielu uznało za wielką klęskę Marvela. Mnie jednak tak naprawdę przyszła ona do głowy dopiero oglądając trailer do Maze Runner: The Scorch Trials i nie chodzi mi bynajmniej o to, żeby nad filmem specjalnie się wyzłośliwiać.
[showads ad=rek2]
Pierwsza część, mimo że nie była pewnie zachwycająca, zapewniła mi niecałe dwie godziny niezłej rozrywki i po tym, co widać z zapowiedzi, spodziewam się po sequelu czegoś podobnego. W końcu już sama obsada, w której poza Dylanem O’Brienem i Kayą Scodelario (którą uwielbiam od czasu pierwszych sezonów brytyjskiego serialu Skins) zobaczymy też Aidana Gillena, którego twarz już na zawsze będzie mi się jednoznacznie kojarzyć z przydomkiem Littlefinger :) (dla niewtajemniczonych jeden z ważnych bohaterów Gry o Tron) przyprawiła mnie o lekki uśmiech. Mogę też założyć, że w The Scotch Trials nie zabraknie zwrotów akcji, dramatycznych decyzji oraz efektów specjalnych jednak mimo to nie mogę pozbyć się wrażenia szablonowości.
Boje się po prostu, że w przypadku tego typu produkcji możemy dojść do sytuacji, jaka w świecie gier komputerowych spotkała np. serię Assassin’s Creed, która z powodu wydawania kolejnych części co roku w dużej mierze przesyciła graczy i dzisiaj odbiór kolejnych tytułów z tej marki jest chłodny w zasadzie bez względu na ich jakość. Problem jest oczywiście szeroki, a wiele zależy jednak od poziomu kolejnych filmów (których czeka nas prawdziwe zatrzęsienie).
[showads ad=rek3]
Wracając jeszcze do Maze Runner: The Scorch Trials to mam nadzieję, że podstawowym hasłem twórców nie będzie w tym wypadku “eskalacja” i uda im się pokonać największe chyba słabości poprzednika, jakimi były nierówne tempo oraz mocno odczuwalny brak przywiązania do bohaterów. Gdyby tak się stało, film miałby szansę wybić się ponad przeciętność i uspokoić moje obawy :).