Jeśli czytasz moje teksty, na pewno zwróciłeś uwagę, że strasznie jaram się wirtualną rzeczywistością. Zdaję sobie sprawę, że być może nie będzie tak dobrze, jak bym tego chciał i VR okaże się przelotną modą. Tyle, że ja po prostu nie chcę w to wierzyć. A teraz nadszedł ten moment, w którym, podobnie jak w przypadku smartfonów i tabletów, pojawiają się egzemplarze obchodzące mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg. I taki jest też Mattel View-Master VR, będący owocem współpracy z Google.
[showads ad=rek3]
Od lutego, kiedy to pojawiły się pierwsze informacje, nie zdarzyło się nic, co mogłoby zmienić moje zdanie. Ceny się potwierdziły – sam headset to wydatek rzędu 30 dol., natomiast krążki z zawartością od NASA i National Geographic sprzedawane będą osobno za 15 dol., a z pewnością “biblioteka” tytułów będzie się rozszerzać. No i tu mam największe zastrzeżenia. Jako że Mattel jest najbardziej znany z produkcji zabawek, hełm ten jest również przeznaczony w głównej mierze dla dzieciaków. Nie mam nic do warstwy edukacyjnej, natomiast ciągłe dokupywanie kolejnych elementów… No po prostu – nie.
Na takim pomyśle działają chociażby gry z mikropłatnościami – łatwiej rozstać się z mniejszą ilością pieniędzy niż od razu wyłożyć więcej, ale na konkretniejszą rzecz. Już naprawdę wolę kartonowego Cardboarda lub jego klony, które można kupić w przedziale 20 – 50 zł i OPCJONALNIE skorzystać z zawartości androidowego sklepu. Specjalnie napisałem “opcjonalnie” bo ilość darmowej zawartości jest ogromna, choć trzeba poświęcić nieco czasu na znalezienie naprawdę wartościowych pozycji.
[showads ad=rek3]
Kurczę, naprawdę lubię zabawki, bo nie mylił się ten, kto powiedział, że mężczyźni to duże dzieci, ale ta mnie do siebie zupełnie nie przekonuje. No bo co mi po czterech krążkach za 15 baksów, skoro jedna dobrze zrobiona aplikacja czy film na YouTube mogą dostarczyć podobnych, jeśli nie lepszych wrażeń? Tym bardziej, że i tak potrzebuję do tego smartfona. Marketingowcy też dali się ponieść i o promującej produkt reklamie nawet nie mam sił pisać. ŁAAAŁ, jestem pośrodku wszystkiego! łaaał… z takimi teatralnymi zachwytami zapraszam do polskich seriali.
[showads ad=rek3]
Dość wyraźnie natomiast rysuje się polityka Google, który chce zaszczepić w dziatwie zachwyt do wirtualnej rzeczywistości. Na początku października pisałem o specjalnym programie Expeditions Pioneer Program, w ramach którego gigant z Mountain View dostarcza headsety, smartfony i tablet dla nauczyciela, by ten wspólnie ze swoimi podopiecznymi odbywał wirtualne podróże w miejsca, do których nie dotrze szkolny bus. I zgadnij co? Mattel również “załapał” się na ekspedycję.
Dobra, może nieco demonizuję w tytule pisząc o ofensywie na dziecięce umysły. Jednak tak jak wspomniałem w poprzednim wpisie, to właśnie one chłoną najbardziej nową technologię. Nie bez powodu przecież starsze (nie wszystkie) osoby mają problem z obsługą komputera, a dla mnie i zapewne Ciebie, wyszukanie czegokolwiek w internecie, zmiana tapety czy obsługa Facebooka są rzeczami prostymi i naturalnymi. Tylko nie jestem przekonany, czy takie forsowanie VR nieco na siłę wśród młodzieży to dobry (moralnie) krok. Oj Google, Google, nie podobasz się coś ostatnio naszej redakcji…
Źródło, foto: view-master, ubergizmo