Do redakcji dotarł wczoraj mniejszy przedstawiciel Huawei P9, czyli wersja Lite. Smartfon, który jak sądzę jest mocnym punktem w każdej sieci komórkowej i zainteresowanie nim jest bardzo wysokie. Nie ma się w sumie co dziwić. Atrakcyjna cena, niezłe wyposażenie oraz specyfikacja. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że wszystko jest na swoim miejscu. Ciekaw jestem, jak będzie sprawować się podczas najbliższych dni, gdy będę poznawał go bliżej, ale póki co odczucia mam mieszane.
Zawsze podkreślam, że bardzo istotne jest pierwsze wrażenie. I zaczęło się całkiem nieźle, bo moja uwaga skoncentrowała się na ładnym pudełku ;). Nie jest to może najważniejsza rzecz na świecie, ale miło gdy producent od samego początku stara się odwdzięczyć kupującemu, który obdarzył zaufaniem firmę. To trochę jest jak z książką. Ja na przykład uwielbiam, gdy okładka jest miła w dotyku, zanim ją otworzę zapoznaję się z nią właśnie w ten namacalny sposób. Potem ją wącham. Uwielbiam zapach książki! I choć brzmi to może dziwnie, to wiem, że są osoby które robią tak samo.
Podobnie jest z urządzeniami elektronicznymi. Nie chodzi tu oczywiście o jakieś rytuały, dezynfekcje rąk i białe rękawiczki, choć zawsze gdy kupię coś nowego przed rozpakowaniem myję dłonie – takie zboczenie ;). I tutaj Huawei tym teoretycznie niczym ważnym, wywołał u mnie pozytywne wrażenie. A później?
Później sam smartfon – mam wrażenie – nie do końca wpasował się w ogólną stylistykę. W pierwszym momencie wydaje się ładny, jednak przy bliższych oględzinach nie powala na kolana. Trudno jednoznacznie na pierwszy rzut oka określić z jakich materiałów jest zrobiony. Nie wyróżnia się on niczym, co przykułoby mój wzrok gdyby leżał na półce sklepowej. Cała bryła strasznie zbiera odciski palców i w żaden sposób nie da się tego uniknąć, w szczególności faktura plecków. Oczywiście to zasługa również czarnej kolorystyki.
Samo urządzenie całkiem przyjemnie trzyma się w dłoni, jest bardzo ergonomiczne i bez problemu daje się obsługiwać bez udziału drugiej dłoni. Trochę z rytmu wybijają krawędzie, przez co palec nie sunie tak przyjemnie jak w modelach, gdzie zastosowano trochę inne wzornictwo lub zdecydowano się na szkło 2,5D. Nie jest to oczywiście żaden zarzut, część z Was nawet na to nie zwróci uwagi, ja jestem wyczulony na takie „pierdoły”. Nie do końca przemawia do mnie również szklany pasek w górnej części plecków, który według mnie nie pasuje do całości, ale ma nawiązywać wiadomo do kogo…
Jest jeszcze jedna rzecz, na którą zwracam uwagę. W trakcie, gdy piszę ten tekst, Huawei P9 Lite ładuje się i… łaaaaduuuuje. Ziew! Brak szybkiego ładowania to spory minus, tym bardziej, że bezpośredni konkurenci – w tym kolega Honor 5X – takowe ma. Jest za to skaner linii papilarnych. Jego konfiguracja przebiegła bezproblemowo, a sam czujnik działa rewelacyjnie – od razu po przyłożeniu palca telefon wita mnie głównym pulpitem.
Na koniec słówko jeszcze o samej nakładce systemowej – EMUI – tutaj w wersji 4.1 Nie ma co ukrywać, że nie jestem wielkim zwolennikiem takich rozwiązań, szczególnie gdy wszystkie aplikacje lądują na pulpicie, a ja mam wrażenie, że w moim telefonie panuje bałagan. Cóż, mam dwa tygodnie na to by się przyzwyczaić ;). Ode mnie na razie tyle.