Jeżeli chodzi o wirtualną rzeczywistość, czasem mam wrażenie, że strzępię język po próżnicy. Z uporem godnym lepszej sprawy, próbuję przekonać nie tylko czytelników 90sekund, ale również swoich znajomych, że VR to przyszłość i nie są to tylko moje słowa, a zgadzają się z tym również Google, Sony i Facebook z Oculusem. No OK, ciężko żeby mówili inaczej, skoro wykładają naprawdę grubą kasę na promocję i dopracowanie sprzętu, ale nie feruje się takich wyroków bez powodu.
[showads ad=rek3]
Przeglądając dziś newsy, natrafiłem na artykuł w Business Insider, który uświadomił mnie po raz wtóry, dlaczego tak ciężko headsetom się przebić i przypomniał mi moje pierwsze z nimi spotkanie, w czasie którego nie reagowałem jakoś specjalnie odmiennie od osób postronnych i mimo fascynacji wirtualną rzeczywistością, jedną z pierwszych moich myśli było: wyglądam w tym jak debil.
Po prostu debil. Ni mniej, ni więcej. Tyle, że w przeciwieństwie do większości osób, wiedziałem, że prawdziwa siła kryje się w środku. Że tam istnieje nieskończona ilość światów, do których mogę odbyć swą podróż. Pytanie brzmi – jak przekonać innych, że po założeniu hełmu, skończą z rozdziawionymi ustami, pełni zachwytu i ochotą na więcej?
[showads ad=rek2]
Posłużę się tu przykładem z tekstu źródłowego. Wiem, że zapewne mało osób kojarzy, u nas mocno niedocenione, Nintendo Wii, ale prawdopodobnie większość widziała chociażby granie w tenisa, przy pomocy specjalnego kontrolera, umieszczonego na nadgarstku, dzięki czemu wszystkie bekhendy i forhendy, wykonujemy odpowiadającymi im gestami. No właśnie – osoba, która ogląda gracza, bardzo szybko jest w stanie podchwycić klimat, zrozumieć o co chodzi i wkroczyć do zabawy. Z wirtualną rzeczywistością jest trudniej – nie da się tego opisać słowami, screeny z dwiema połówkami ekranu prezentują się co najmniej dziwacznie, a do tego widok osoby w headsecie budzi na przemian mieszankę śmiechu, współczucia oraz politowania.
Najgorszy w tym wszystkim jest fakt, że sami twórcy tych urządzeń nie do końca wiedzą, jak ugryźć ten temat. 3 dni temu ukazała się okładka nowego wydania magazynu Time, a Internet już huczy od negatywnych opinii. Zresztą nie, użyłem złego sformułowania – Internet po prostu ryczy ze śmiechu. Nie zdziwię się, jeśli wkrótce nawet na naszym Kwejku ukaże się masa memów. A jeśli chcesz sprawdzić już teraz, o czym piszę, rzuć okiem na TEN adres oraz TEN.
Strzał w stopę, z odrzutem z kałacha. Luckey Palmer, założyciel Oculusa, na okładce Time jest doklejony fatalnym Photoshopem, na tle plaży, w nietypowej pozycji. Mocny tytuł, mówiący o dużej dawce zabawy i przyszłości VR, w zasadzie pozostaje w cieniu tej abominacji. Rozumiem intencje – pewnie miało to wyglądać, jakby Palmer unosił się lekko w wirtualnej rzeczywistości, ale faktycznie zdjęcie przypomina wykrzywioną, pokraczną i groteskową baletnicę, która próbuje omijać niewidzialne pułapki na myszy.
[showads ad=rek1]
Przestrzelił również Samsung ze swoją niedawną reklamą headsetu Gear VR. Przyznam, że po pierwszym obejrzeniu nawet mi się spodobała – lekka, przyjemna, z humorem. Ale później zorientowałem się, że coś tu nie gra i kolejne odtworzenie pomogło mi zrozumieć co – brak tu kontaktu i interakcji z ludźmi, którzy patrzą na gościa zanurzonego w swoim własnym świecie. Stoją z tyłu i się śmieją, utwierdzając jeszcze bardziej w niechęci tych, którzy jeszcze VR nie spróbowali. O ileż ciekawiej by było, gdyby facet zdjął z głowy headset, podszedłby do gapiów i wręczył im go, a w następnych ujęciach coraz więcej osób chciałoby spróbować. Samsung niestety nie wykorzystał tej szansy, a udała im się jedynie reklama swojego Galaxy S6.
https://www.youtube.com/watch?v=-4vhtpa8JRA
Dodatkowym problemem może okazać się… Cardboard! Kurczę, wcześniej zupełnie o tym nie myślałem w ten sposób, ale z każdym kolejnym zdaniem artykułu z BI, coraz bardziej zdawałem sobie sprawę, że każdy kij ma dwa końce. Roli propagowania VR w tanim wydaniu Google odmówić nie mogę, ale no właśnie – w tanim. Przez cały czas podchodziłem do sprawy z perspektywy osoby totalnie zafascynowanej możliwościami wirtualnej rzeczywistości, dodatkowo z wiedzą podpartą organoleptycznymi doświadczeniami. Jeśli jednak stanąć z boku i spróbować wyobrazić sobie pierwsze doświadczenie osoby, która zupełnie nie miała styczności z tą technologią, użycie Cardboarda może wcale nie odnieść zamierzonego efektu i wciąż pozostać jedynie ciekawostką.
Mam jednak nadzieję, że wszystko pójdzie ku dobremu. Jakby nie patrzeć – Oculus zyskał dzięki tej felernej okładce rozgłos, więc może na przekór innym – znajdą się tacy, którym VR przypadnie do gustu, choć wcześniej nie wiedzieli nawet o jego istnieniu. Ja ze swojej strony mogę jedynie zaapelować: jeśli masz możliwość – nie bój się, spróbuj tego. A przede wszystkim – nie zwracaj uwagi na to, jak wyglądasz w hełmie. To w środku kryje się beczka rozmaitości.
Źródła: engadget, huffingtonpost, businessinsider