Znane jest powiedzenie, że jakość człowieka ocenia się po sile jego wrogów. Nie jestem pewien czy tą samą zasadę można zastosować w przypadku oceny dzieł kultury jednak przy okazji dyskusji na temat Oskarowych szans „Idy” postanowiłem dokładniej przyjrzeć się konkurencji i zobaczyć, z kim przyjdzie się naszej rodzimej produkcji mierzyć w walce o najważniejszą filmową nagrodę na świecie.
Trzeba powiedzieć, że konkurencja jest jak zawsze bardzo silna, (o czym zresztą już szerzej pisaliśmy TUTAJ) od polecanych przez Pedro Almodovara „Dzikich Historii” po kontestujące sens wojen filmy takie jak „Mandarynki” czy „Timbuktu”. Moje zainteresowanie spoczęło jednak w pierwsze kolejności na rosyjskim Lewiatanie nagrodzonym ostatnio Złotą Palmą na festiwalu w Cannes.
Głównym bohaterem filmu Andreya Zvyagintseva jest mechanik samochodowy Kolia mieszkający razem ze swoja drugą żoną Lilią oraz synem Romą w rybackim mieście nad brzegami morza Barentsa. Skorumpowany mer tego miasta stara się wywłaszczyć Kolię z jego domu mieszczącego się w atrakcyjnej lokacji nad samym wybrzeżem. Nie mogąc liczyć na uczciwość sądów główny bohater znajduje pomoc u swojego dawnego przyjaciela z wojska a obecnie wziętego Moskiewskiego prawnika Dymitra, który przybywa do miasta z teczką obciążających władzę dokumentów oraz postanowieniem wymuszenia na merze uczciwego rozwiązania konfliktu.
Sama historia nie wydała mi się na początku specjalnie odkrywcza i nasuwała skojarzenia chociażby z Polskim filmem „Układ Zamknięty”, które zresztą okazały się być, co najmniej częściowo uzasadnione. Największa różnica tkwi jednak jak zawsze w szczegółach. Akcja Lewiatana zbudowana jest w sposób niesamowicie metodyczny a film łączy w sobie poza wątkiem konfliktu z władzą również inne, o których jednak nie chce się za bardzo rozpisywać, aby uniknąć tzw. „spojlerów”. Niech wystarczy stwierdzenie, że podobnie jak w życiu tak i tutaj nie wszystko jest takie jak się wydaje a motywacje bohaterów oraz rezultaty ich działań często uciekają od jednoznacznej oceny.
Wydaje mi się, że właśnie w tym leży największy atut „Lewiatana” filmu, który mimo tego, że oglądałem go w środku nocy przykuł moją uwagę i nie dość, że nie pozostawił we mnie nawet najmniejszego skojarzenia z nudą to jeszcze zmusił do refleksji i przemyśleń na temat tego, co zobaczyłem na ekranie. Scenariusz splata w bardzo efektywny sposób kilka historii i ludzkich losów napisanych i zagranych z niesamowitym realizmem. Brzmi to może trochę sentencjonalnie, ale czuje się, że w Lewiatanie naprawdę śledzimy losy postaci z krwi i kości, niemal nikt (może poza postacią mera miasta) nie może być tutaj oceniony jednoznacznie dobrze lub źle.
Realizm nie jest jednak jedynym narzędziem, jakie autorzy postanowili w filmie wykorzystać. Niesamowite wrażenie zrobiły na mnie też miejsca, w których ustępuje on delikatnej symbolice. Klimat filmu bardziej niż do współczesnego kina obyczajowego pasuje do konwencji przypowieści. Z drugiej strony część scen jak np. odczytywanie przez sąd wyroku w sprawie Kolii przywodzi od razu na myśl prozę Kafki czy Orwella i ich odczłowieczone wizje instytucji państwa mamy też trochę błyskotliwego poczucia humoru jak scena ze strzelaniem od portretów dawnych przywódców socjalistycznych. Mówiąc inaczej jest, co chwalić.
Jest w Lewiatanie jeszcze jedna bardzo ważna rola, o której nie napisałem wcześniej. Tytułowym bohaterem filmu jest mianowicie sama Rosja (a w zasadzie współczesne państwo Rosyjskie). Realia tego olbrzymiego kraju przytłaczającego żyjących w nim ludzi pokazane są tu bez zbędnej oceny i komentarzy. Piękne pejzaże dzikiej i nieprzystępnej przyrody mieszają się z brzydotą budynków i wszechobecnym alkoholem a hasła patriotycznej ojczyźnianej miłości idą ręka w rękę z codziennością korupcji i prywaty.
Z tych między innymi powodów film doczekał się w kraju bardzo nieprzychylnych recenzji a władze zmieniły nawet prawo tak, aby w przyszłości zapobiec finansowaniu podobnych produkcji (ogromną irytację obecnej administracji musi budzić fakt, że film w około 40% sfinansowano z dotacji ministerstwa kultury). Twórców „Lewiatana” okrzyknięto prozachodnimi oportunistami a film uznano oczywiście za antyrosyjski. Nie powiem żeby takie podejście władz w Moskwie jakoś specjalnie mnie zdziwiło, chociaż oczywiście się z nim nie zgadzam. Gdybyśmy chcieli oceniać kino w takich kategoriach to np. wspomniany wyżej „Układ Zamknięty” jak i wiele innych filmów (o kinie Wojciecha Smarzowskiego nawet lepiej nie wspominać) trzeba by uznać za antypolskie. Moim zdaniem dużo bardziej prawdziwe jest stwierdzenie, że pierwszym krokiem do wyleczenie jakiejkolwiek choroby jest odpowiednia i prawdziwa diagnoza i taką właśnie diagnozę Lewiatan stara się postawić.
Bez względu zresztą na te moralizatorskie tony film zdecydowanie wart jest nagród i uznania, które otrzymuje. Myślę, że jeżeli to np. Lewiatan zamiast Idy zostanie w tym roku laureatem Oscara to nie powinniśmy się nadmiernie zżymać a raczej przyznać, że nasz film, (który swoją drogą też oceniam bardzo dobrze) znalazł się w doborowym towarzystwie wybitnych produkcji. Nie wiem zresztą, jaki będzie ostateczny werdykt akademii i mówiąc szczerze nie uważam, aby było to najważniejsze. Każdy z nas ma w końcu pewne prawo wybrać własnego zwycięzcę.
Foto: the-numbers, mockvanews, smokingbarrels.blog, outnow.ch, filmweb