Kurczę, zupełnie nie miałem w planach tego wpisu, ale jakoś, cholera – nie mogę się powstrzymać :D. Leci mi właśnie pierwsza doba z Samsungiem Galaxy S10+ (Plus). I mam mocną rozkminę – bo wszystkie pierwsze wrażenia na różnych stoiskach targowych i prezentacjach przedpremierowych to jest nic w porównaniu do tego, co się dzieje, kiedy obcuje się z nowym flagowcem Samsunga prywatnie.
Galaxy S10+ po raz kolejny zaskakuje mnie swoim cudownym wzornictwem i jeszcze bardziej dopieszczoną ergonomią. Mam tutaj jedno tylko zastrzeżenie – przycisk włączania, jest zdecydowanie za wysoko. I mam trochę o to pretensje, bo co roku jakiś detal jest sknocony. Najczęściej obrywało się ostatnim Galaxy za źle umiejscowiony czytnik linii papilarnych. Tutaj ewidentnie za wysoko jest właśnie włącznik. Ale poza tym – miód na moje dłonie i miód dla moich oczu.
Galaxy S10+, jest niesamowicie foremny, z rewelacyjnie zakrzywionym wyświetlaczem, z pięknymi spadami, wąziutką ramką.
Wiem, że nie wszyscy recenzenci są z niej zadowoleni. Mniej lub bardziej wskazują na to, że jednak ciut za wąska lub, że komuś się lekko wżynała w dłoń przy oglądaniu filmów na YT.
Zgodzę się z tym – bo rzeczywiście wyraźniej jest ona wyczuwalna, szczególnie od tyłu. Ale też nie mogę napisać, aby mi się te problemy rzuciły szczególnie w oczy, aczkolwiek tutaj muszę dać sobie kilka dni z tym telefonem w różnych scenariuszach pracy. Na pewno natomiast Galaxy S10+ jest bardziej kompaktowy od gigantycznego Note’a9 i od równie dużego Galaxy S9+ z zeszłego roku.
Co ciekawe – cały czas się łapię na tym, że SGS10+ jest tym większym modelem, a nie mniejszym i nie mogę się nadziwić, jak fenomenalne to jest, że ramka wokół wyświetlacza może być tak wąziuteńka, a dzięki temu oferować taką niesamowite wrażenia płynące z obcowania z samym panelem (swoją droga przepięknym kolorystycznie). Sądzę, że pod kątem wzorniczym Galaxy S10+ to najlepszy Galaxy Samsunga od lat. Wszystkie modele od wersji Galaxy S6 Edge bardzo mi się podobały, ale tutaj czuję niesamowity smak i wyczucie stylu. I zachodzę w głowę – jak to możliwe, że znowu tak go poprawili?!?!?
A jednak – poprawili. I rzeczywiście, jest nie tylko na czym oko zawiesić, ale i co z przyjemnością trzymać w dłoni.
Wspominałem o wyświetlaczu, zatem od razu napiszę o nim dwa słowa. Tutaj mamy do czynienia z panelem Infinity-O wykonanym w technologii Dynamic AMOLED. Jeśli chodzi o wcięcie na podwójną frontową kamerkę, to przyznaję od razu, że jednak mi się to nie podoba. Albo inaczej – dzięki Bogu nie ma tego ohydnego notcha, którego naprawdę fenomenu nie potrafię zrozumieć do dzisiaj i większość smartfonów po prostu dla mnie z tego powodu przegrywa, chociaż w recenzjach staram się już tego tak nie akcentować, no bo ile można… Tak – wolę wycięcie w ekranie niż wcięcie, ale jednak subtelniejsze, takie jakie oferuje mniejszy Galaxy S10.
Bo wycięcie w Galaxy S10 Plus, jest jak na moje poczucie estetyki zbyt pretensjonalne, a więc nadto inwazyjne.
Wiadomo coś za coś. Można mieć dwie kamerki na przodzie i można mieć jedną. Zależy co dla kogo, jest istotne. Nie chcę więc, by to co napisałem w akapicie powyżej było odebrane, jako krytyka. Po prostu od strony realizacji takie wycięcie mi się nie podoba. I jeszcze pół biedy, jak mamy do czynienia z ciemnym motywem lub w ogóle ciemnymi treściami i tego tak bardzo nie widać. Ale wszędzie, gdzie rządki biel – wycięcie rzuca się w oczy aż za bardzo. Nie wiem, czy to kwestia przyzwyczajenia, ale czuję większą sympatię pod tym względem do mniejszego SGS10, gdzie jest tylko dziurka na małe „o”.
Kapitalnie też Galaxy S10 Plus się obsługuje. Jedna dłoń ma wprawdzie co robić i wspomagać się drugą ręką też trzeba, ale One UI to po prostu majstersztyk wzorniczego smaku, jeśli chodzi o środowisko pracy.
O ile przy stoiskach targowych lub w trakcie szybkich prezentacji ciężko z tym fajnie popracować, tak już w ciągu swojego dnia pracy, w scenariuszach własnego życia i zarazem użycia – sprawdza się to fenomenalnie. I łączy kapitalnie z gabarytami smartfonu. Bo taka bryła nie obiecuje, że obsłużysz ją zwiewnie i lekko, ale w połączeniu z przemyślanym środowiskiem dzieje się coś niesamowitego. Kilka rzeczy bym w One UI jeszcze dopieścił, ale jak na moje oko – to najlepszy ergonomicznie w tej chwili interfejs mobilny na rynku. I jestem pewien, że znajdzie naśladowców.
Jeśli idzie o szybkość działania, to oczywiście jedna doba z Galaxy S10+ nie jest w stanie potwierdzić reguły, ale wydajnościowo najnowszy flagowiec Samsunga, to prawdziwa rakieta!
No korzysta się z niego przecudownie. Muśnięcie – i już – akcja za akcją. Wszystko płynie. Dosłownie! Nawet sobie przypomniałem, jak kilka miesięcy temu w jakimś wpisie punktowałem producenta, że jego Exynos 9 (9820) został wykonany w 8nm litografii, a nie w 7nm, jak Kirin 980, czy Snapdragon 855 i nie miałem zaufania co do ogólnych wrażeń płynących z pracy. Jak widać – martwiłem się przedwcześnie, ale na wnioski z tym związane tak naprawdę przyjdzie czas po wielu miesiącach obecności tej jednostki w SGS10 na rynku. Jedno, jest pewne – jak na ten moment, to jest ultrapetarda! Mam niesamowitą radochę z samego korzystania z tego, co dobrze z nam i wrażeń, jakie mi to dostarcza.
Może zabrzmi to zbyt trywialnie, ale chodzi za mną taka myśl: „Jednak co porządny flagowiec – to porządny flagowiec!”
Staram się unikać takich kliszy, ale jednak nie mogę napisać, aby mnie SGS10+ przyjemnie nie łechtał. Zwłaszcza, że nie czułem do niego takiej chemii ani po premierze ani też kiedy w końcu podszedłem na stoisko Samsunga w Barcelonie na MWC 2019 i mogłem spędzić z nim trochę czasu. Bo jednak własne aplikacje, sposoby korzystania, okoliczności, w których sięga się po smartfona, warunki, w jakich się funkcjonuje – to wszystko zmienia całkowicie optykę. I moja jest jak najbardziej na TAK w przygodzie z tym modelem.
A jak aparat(y) w Samsungu Galaxy S10 Plus?
Tutaj jeszcze za wiele napisać nie mogę, chociaż trochę pierwszych wniosków już mam. Widać np. poprawę funkcji Live Focus. Nie jest nadal doskonała i nie odcina tak płynnie pierwszego planu od tła, ale idzie jej coraz lepiej. Nie ukrywam jednak, że życzyłbym sobie, aby było jak w smartfonach Huawei, czy Pixelach.
Przyspieszyła też Sztuczna Inteligencja w Optymalizatorze Scenerii. Ale znowu – nie jest to tak szybkie, jak u chińskiej konkurencji. Trzeba tych kilka sekund odczekać aż to, co jest w obiektywie zostanie rozpoznane i przypisany temu profil fotograficzny.
Spodziewałem się też gorszego aparatu szerokokątnego. Nie jest z nim tak tragicznie i dystorsje na krawędziach nie są tak duże, by można było przy takim obiektywie mieć większe zarzuty, co uznaję za plus. Musiałbym to jeszcze porównać z Mate 20 Pro niemniej – jest to wciąż poziom akceptowalny i bardzo dobry.
Natomiast muszę przyznać jedno – aparat w Galaxy S10 Plus robi zdjęcia niezwykle szczegółowe i naturalne.
Nawet przy zoptymalizowanej scenerii nie ma wielkiej przesady i momentami zdjąłbym trochę temperaturę, ale poza tym – super. Do tego kolorystyka w trybie automatycznym, jest bardzo subtelna. Zdjęcia wychodzą zgodne z tym, jak wyglądają w rzeczywistości. Gorzej jest z ekspozycją i widać w niektórych partiach zbyt rozjaśnione punkty, ale i to rozpatruję w granicach normy. Zatem w trybie automatycznym trzeba by się naprawdę upierać, aby znaleźć jakieś wady szczególne.
Zresztą spójrzcie na zdjęcia z dużego bliska, które tutaj dorzucam. Przecież ich szczegółowość jest rewelacyjna! Tak samo, jak nasycenie kolorem i utrzymana w ryzach jasność, by nie było widać przepaleń. Wygląda to świetnie i jak na moje oko bardzo, bardzo wysoko lokuje Galaxy S10+.
Nie wiem za to, jak wygląda noc i tych fotek trochę się jednak boję, bo Tryb Nocny działa tutaj z automatu, a wolałbym sam o jego włączeniu decydować. No, ale wieczorne sesje dopiero przede mną.
Pewnie chodzi Ci, gdzieś po głowie, czy fotograficznie SGS10+, jest lepszy od zeszłorocznych Galaxy S9/S9+?
Pomimo tak krótkiego czasu spędzonego z tym smartfonem uważam, że nie.
I zgadzam się tutaj z innymi recenzentami, że tegoroczny flagowiec trzyma poziom zeszłorocznego. Dodam też, że to wciąż dla mnie maksymalnie profesjonalny aparat, więc nadal bym go rekomendował wszelkiej maści agencjom kreatywnym, które pracują nad treściami dla mediów społecznościowych. Wyciągną z tych matryc i soczewek prawdziwe soki – to nie ulega wątpliwości. Tak samo jak nie mogę poddać pod wątpliwość szybkości robienia zdjęć – klasa! Do tego coraz bardziej dopieszczana aplikacja, która jest jeszcze przyjaźniejsza w obsłudze, chociażby w kwestii sięgania po dodatkowe filtry.
Trochę martwi, że nie ma jakiegoś fotograficznego przełomu w SGS10+. A takie szykuje i zarazem serwuje Huawei. Na ten moment fotograficznie Mate 20 Pro wciąż jest w mojej opinii niedościgniony. A już u bram stoi P30 Pro z optyką, która wywróci typowe pojęcie mobilnej fotografii do góry nogami. Póki co Chińczycy dokładają do pieca i ogień bucha. Samsung za to tylko go podtrzymuje (gdybym miał tu zastosować jakieś obrazowe porównanie).
Ostatnie dwie rzeczy, o których chcę napisać to czytnik linii papilarnych oraz bateria w SGS10+.
I tak – skaner, jest wbudowany w wyświetlacz, ale dla mnie za nisko. Trzeba mniej naturalnie wykrzywiać kciuk, by do niego sięgnąć. Jednak Mate 20 Pro ma go w idealnym punkcie. Niestety – skaner w SGS10 Plus nie potrafi odblokować smartfonu, kiedy mamy mokre palce. A przynajmniej u mnie to nie działa. Kciuk muszę mieć suchy.
Co do samego działania to jest lepiej od Mate 20 Pro, ale niewiele… U Chińczyków zastosowano optyczny skaner linii papilarnych, tutaj w SGS10+ jest soniczny. Nie czuję póki co jego dużej wyższości nad optycznym, ale oddać mu trzeba, że jest trochę skuteczniejszy. Innymi słowy – optyczny zaskakuje za trzecim lub czwartym razem, a ten w Galaxy S10 Plus za drugim lub trzecim.
Szkoda natomiast, że nie ma żadnego podświetlenia w miejscu, w którym się znajduje skaner pod wyświetlaczem, bo czasami trudno go namacać. Może to kwestia tylko przyzwyczajenia i około 24h to trudne do opanowania, ale jednak przydałoby się to jakoś rozwiązać wizualnie, jak np. w Xiaomi Mi 8 Pro.
W kwestii baterii póki co mam za sobą pierwsze ładowanie i blisko 19.5h działania smartfonu.
W tym czasie ekran wykręcił blisko 5h SoT (dokładnie 4h i 58min.), a ładowarkę podłączyłem kiedy poziom naładowania zatrzymał się na 3proc. Jak na akumulator o pojemności 4100mAh nie jest szałowo, ale też – to dopiero pierwsze ładowanie, a przecież jeszcze konfigurowałem na nim telefon. Zobaczymy, jak będzie dalej, ale konkurencja z takimi ogniwami wykręca znacznie lepsze czasy. Za to sam czas ładowania od tych 3 proc. w SGS10 Plus trwał 1h i 50min. na dedykowanej ładowarce.
Podsumowując – Samsung Galaxy S10 Plus objawił mi się, jako smartfon na rewelacyjnym poziomie.
Nie jako produkt, który zmienia zasady gry, ale który robi wyraźną różnicę względem zeszłorocznych edycji od strony wzorniczej. Dostajemy też mocniejsze podzespoły, oszałamiającej jakości ekran, nowe funkcjonalności, jak skaner w ekranie, bardzo pojemną baterię, przepięknie zaprojektowane środowisko, wciąż rewelacyjny aparat, który można śmiało zaprząc do pracy typu Pro. A do tego nowy Galaxy, jest cholernie szybki!
Jestem przekonany, że kto na niego postawi – żałować nie będzie. Samsung pokazuje, że wciąż nie tylko nosi spodnie, ale ma swojego krawca, z którego inni też będą czerpać inspiracje w swoich mobilnych kreacjach. Trudno oddać to słowami, ale z Galaxy S10+ po prostu się korzysta i czerpie z tego niebywałą przyjemność. I to niezależnie, czy musisz coś na nim zrobić do pracy, czy po prostu chcesz przepędzić kilkadziesiąt minut nudy.
Wiem, wiem – pierwsza doba, a taki entuzjazm. Zobaczymy co będzie za dwa tygodnie. I OK – ale to nie moje pierwsze zetknięcie z tym modelem. Daję mu swój kredyt zaufania.
PS.
Rozbawiło mnie, jak Samsung nazwał w Androidzie 9 Pie funkcję Digital Wellbeing. Obecnie tłumaczono to, jako Cyfrowa Równowaga lub Higiena Cyfrowa. Koreańczycy nazwali to Cyfrowym Dobrostanem :D.