Trzeba przyznać, że w przemyśle filmowym bardzo rzadko zdarza się aby pojedynczy twórca mógł utrzymać kontrolę nad daną marką przez długi okres czasu. Nawet George Lukas, który był jednym z największych wyjątków potwierdzających tą zasadę oddał ostatnio swoje filmowe dziecko w nowe ręce (co miejmy nadzieję wyjdzie Gwiezdnym Wojną na dobre). Inne towarzyszące nam przez dekady marki takie jak np. Obcy lub Terminator przechodziły z biegiem lat z rąk do rąk co jak wiemy nie zawsze kończyło się produkcyjnym happy endem. Tym bardziej zrobił na mnie wrażenie fakt, że na najważniejszym krześle na planie Mad Max: Fury Road zasiądzie po raz kolejny George Miller, czyli ojciec całej serii, która teraz po trzydziestoletniej przerwie wraca z wielkim rozmachem na ekrany kin.
Premiera filmu odbędzie się za miesiąc (dokładnie 22 maja), a, tymczasem mamy okazję podziwiać prawdziwy promocyjny Blizkrig. Dwa tygodnie temu opublikowano drugi już oficjalny trailer nowego Mad Maxa wypełniony po brzegi widowiskową akcją, co w połączeniu z wcześniejszymi reklamami dawało już naprawdę dobre spojrzenie na film. Mimo to twórcy postanowili w ten weekend przypomnieć o sobie po raz kolejny wypuszczając kolejną zapowiedź koncentrującą się tym razem na dziedzictwie marki.
Moja pierwsza ocena jeszcze przed wciśnięciem play była taka, że być może, to trochę zbyt intensywne podejście do promocji. W końcu już po poprzedniej zapowiedzi miałem wrażenie, że producenci zdradzili nam już zbyt wiele scen z filmu. Tym razem na szczęście, jednak postawiono nacisk nie na kolejne nowości, ale właśnie na przypomnienie historii Mad Maxa. W pierwszej chwili myślałem nawet, że przytrafił mi się tzw. “missclick” i oglądam trailer jakiejś reedycji oryginalnej trylogii. Ostatecznie jednak wydaje mi się, że to całkiem dobry pomysł i okazja, żeby przekonać fanów, że mimo upływu czasu, nowych możliwości w dziedzinie efektów specjalnych i nowej obsady (bez Mela Gibsona) Fury Road będzie mimo wszystko duchowym i faktycznym następcą awangardowych filmów George Miller z lat osiemdziesiątych.
Wpływ Mad Maxa na popkulturę nie powinien raczej budzić wątpliwości zwłaszcza biorąc pod uwagę, że przedstawiona w tych filmach dystopijna wersja przyszłości do dziś inspiruje twórców co najlepiej widać, choćby w produkcjach takich jak Water World, The Book Of Eli czy w kultowej serii gier komputerowych Fallout. Cieszy, więc fakt, że producenci mają ten kultowy status na uwadze i mam wielką nadzieje, że będzie to też widoczne na ekranach kin. Wylewający się z trailerów klimat oraz obsada z Charlize Theron i Tomem Hardym w rolach głównych zdecydowanie mogą te nadzieje umacniać. Swoją drogą, brytyjski aktor jest w tym roku częstym gościem w naszych kinach, ponieważ poza Mad Maxem pojawi się również w głównej roli w filmie System, o którym pisaliśmy jakiś czas temu, a, którego premiera przewidziana jest na przyszły tydzień.
Można powiedzieć, że przed nami rozpoczyna się bardzo intensywny filmowy okres, a Mad Max poza swoimi filmowymi wrogami będzie musiał zawalczyć o naszą uwagę również z filmami takimi jak kolejna część Avengers, czy Jurassic World i na pewno nie będzie, to zadanie łatwe. Ja jednak jako stary fan science fiction na pewno będę trzymał kciuki, aby Fury Road odniósł jakościowy i finansowy sukces, który przywróci Mad Maxowi trochę już zapomnianą pozycję.