Ciągłe wymawianie się brakiem czasu może być frustrujące. Ale ręka w górę, kto tego nie robi co najmniej raz dziennie? A już na pewno w sytuacjach, kiedy nie bardzo masz ochotę poświęcić się jakiejś aktywności i wiesz, że jest ona na tyle absorbująca, że nie da się tego po prostu odbębnić. Znam to doskonale. Organizując życie redakcji oraz życie rodzinne nagle okazuje się, że doba nie tylko się skurczyła, ale i nie ma kiedy się porządnie wyspać. Co więc w sytuacji, kiedy chciał(a)byś jeszcze w tym wszystkim potrenować lub znaleźć czas na naukę języka obcego? Niby nie ma szans, co? Od teraz już nie!
Kalendarz Google startuje właśnie z nową funkcją, która analizując zadania na każdy dzień, sama znajdzie właściwy moment na naukę. Co ciekawe – wystarczy, że sam(a) określisz jak często i jakiej aktywności chcesz się poświęcić, a Kalendarz resztę wykona za Ciebie! Łącznie z tym, że jeśli niespodziewanie wypadnie Ci coś innego w tym terminie, to aplikacja przesunie zaplanowaną aktywność w czasie. Zresztą zobacz sam(a):
Proste? I to jeszcze jak! Świetna nowość, z której bez dwóch zdań będę korzystał, bo po pierwsze rzeczywiście brakuje mi czasu na dodatkowe aktywności, w tym na bieganie – a trening również może być punktem do realizacji, który zdefiniujesz w Kalendarzu Google, a po drugie – inteligentne zarządzanie określonymi zadaniami w mojej codziennej agendzie, to naprawdę fajna sprawa.
Od miesięcy usługi Google związane z kontekstem oraz lokalizacją są doskonalone. Obserwuję to w Google Now, Mapach, opcjach wyszukiwarki, czy nawet e-maili, spośród których Inbox potrafi wyłapać loty samolotem, czy rachunki do opłacenia oraz zaplanować w Kalendarzu związane z nimi zadania, jak chociażby termin płatności za ostatnią fakturę u mojego operatora. Z tym ficzerem, który opisuję dzisiaj – czuję się jeszcze bardziej związany z Google i… czekam na aktualizację :).
Źródło: blog google