Jakiej opinii na temat najnowszego systemu Windows 10 mogliście spodziewać się po wielkim fanie Chromebooków i systemu Chrome OS? No właśnie takiej, chociaż w duchu liczyłem na rzeczywiste pogrożenie palcem Google. Konferencja trwała około 1h, bo jeszcze przyszedł czas na pytania dziennikarzy. Śledząc ją czułem z każdą minutą, że ogarnia mnie wielki zawód. I mam ochotę zakrzyknąć – WTF Microsofcie?
Szczerze pisząc mam wrażenie, że Microsoft nie ma żadnego pomysłu na kolejne odsłony okienek i jedyne, co jeszcze ten system ratuje, to otwarcie się na platformy mobilne. Nic więcej dobrego póki co nas nie czeka. I jeśli ten system będzie mnie miał kosztować więcej niż przysłowiową złotówkę, to za nic nie zapłacę za niego ani grosza.
Czym mam się podniecać? Wieloma pulpitami, na których będę mógł włączyć kilka aplikacji? Piękne rozwiązanie, ale jakkolwiek pasuje do pracy na tablecie, to już na notebooku nie wyobrażam sobie takiego rozwiązania. Na jednym jakaś gra wyścigowa, na drugim Word z Excelem, a na trzecim przeglądarka i może program graficzny? Jeśli macie wielordzeniową maszynę i komputer z nieograniczoną pamięcią RAM, to bardzo proszę, ale nie widzę tego zupełnie na sprzęcie z mniej lotnym hardware.
Poza tym nie ma tutaj jak dla mnie miejsca na jeden spójny obraz pracy w systemie. Wiele pulpitów sprawdza się na Androidzie, gdzie możemy rozmieścić na nich swoje widgety i tylko wtedy z tego korzystamy, kiedy te pokazują nam na gorąco wciąż aktualne dane, jak widget pogodowy, z wiadomościami, agregujący newsy, czy statystyki z krokomierza. Nie wierzę, aby zachęcające było pracowanie na wielu programach jednocześnie. Komputery PC/laptopy rządzą się zupełnie innymi prawami – chodzi o spójną pracę w ramach jednego środowiska. To, co wyrabia Microsoft z Windowsem 10, to próba szukania innowacji tam, gdzie ich nie ma. A dla mnie przede wszystkim premiera Windowsa 10 miała być świeżym, ożywczym redefiniowaniem pracy z systemem, na którym się wychowaliśmy, i który na lata ustanowił standardy. Dzisiaj wciąż się w nich gotuje.
Największą innowacją ma być powrót Menu Start? Przecież to całkowicie bez sensu, aczkolwiek to prawda, że jest ono teraz zaprojektowane wreszcie z jajami i ten element systemu pokazuje, jakiej ewolucji oczekiwaliśmy przy premierze Windowsa 8. Z pewnością będzie to kapitalne udogodnienie dla każdego z nas i bardzo mi się ten obecny pomysł podoba. Ale rzućcie okiem na szczegóły. Czy mam piać z zachwytu korzystając z pola wyszukiwania, które po wpisaniu frazy przeszuka dla mnie również sieć? Niech zgadnę, zrobi to pewnie Bing. Ten sam Bing, który doprowadza mnie do cholery, kiedy usiłuję cokolwiek znaleźć w polskim Internecie?! Dziękuję postoję. Inna sprawa, że to rozwiązanie, które od dawna jest w tabletach i smartfonach np. z Androidem, a Google Now bije pod tym względem propozycję Microsoftu na głowę.
Dlaczego nie było nic o Cortanie? Przecież to jest póki co – tak przynajmniej wypada w zapowiedziach – największa innowacyjność, na którą zdobył się Microsoft od lat, i która ma szansę asystentkę Apple, jak i Google powalić na kolana. Ale największe innowacje, to dodanie CRTL+V do wiersza poleceń. Kurczę, przecież to jest do dupy… OK – może będzie się z tego fajnie korzystać, ale czy to jest rewolucja na miarę nowego Windowsa? Jakie to ma znaczenie z perspektywy całej idei Windows One? Czy użytkownicy smartfonów lub tabletów także będą mieli z tego jakikolwiek pożytek?
Podobno Micorosft miał teraz pod wodzą Satyi Nadelli iść w kierunku Chmury, rozumieć że potencjał drzemie w Internecie… I co? Jaki internetowy potencjał dostajemy w postaci Windows 10? Przeoczyłem coś? Bo nie zauważyłem żadnej zmiany, która złapałaby mnie w wiadomym miejscu i sprowadziła na ziemię. Kurczę, Microsofcie – nie takiego systemu oczekiwałem! To jakaś kombinacja siódemki z udanymi drobiazgami znanymi z ósemki.
Szczerze pisząc nazwa interesuje mnie tutaj najmniej. Niech sobie numerują, jak chcą ten system. Ale niech on wreszcie zacznie wyznaczać standardy. Bo jeśli szukacie platformy, która dzisiaj obiecuje pod względem przyszłościowych funkcjonalności najwięcej, to radzę przerzucić się na Macki.
Ja w każdym razie zostaję przy Chrome OS. Nie mam tutaj fajerwerków, brakuje jeszcze wsparcia dla wielu rozwiązań, ale gdybym miał zrobić uczciwy rachunek sumienia, to musiałbym przyznać – że już dawno nie spotkałem czegoś, czego obecność w Windowsie, a nie tutaj, przyprawiałaby mnie o ból głowy. Po dzisiejszej premierze nie ma też niczego, co chciałbym w Chrome OS mieć, a co miałby nowy system Microsoftu. Sorry, ale nie taki mamy klimat w nowych technologiach.
PS.
i ta chora, nieokreślona data premiery w 2015 roku… Taaa… rzeczywiście jest na co czekać…
Foto: theverge, microsoft